Pozwólmy ludziom migrować Pozwólmy ludziom migrować
i
Droga z Austrii do Włoch; fotografia: Aleksei Morozov
Marzenia o lepszym świecie

Pozwólmy ludziom migrować

Natalia Domagała
Czyta się 20 minut

Zmiana klimatu zachodzi zbyt wolno, by ludzie wpadali w panikę, ale zbyt szybko, by ją zignorować. Gaia Vince, brytyjska popularyzatorka nauki opowiada, jak sobie radzić z migracjami, dopóki mamy wybór.

To właśnie przemieszczanie się grup ludności ukształtowało naszą cywilizację – przekonuje Gaia Vince, dziennikarka i autorka książki Stulecie nomadów. Jak wędrówki ludów zmienią świat. Również obecne migracje mogą okazać się korzystne zarówno dla przybyszy, jak i krajów, które ich przyjmą. Jednak żeby tak się stało, musimy zacząć działać natychmiast.

Natalia Domagała: W swojej najnowszej książce Stulecie nomadów twierdzisz, że migracje nas uratują, ponieważ to one sprawiły, że znajdujemy się w tym miejscu, w którym jesteśmy. Dlaczego zdecydowałaś się skupić na migracjach i spojrzeć na zmiany klimatyczne pod tym kątem?

Gaia Vince: Większość swojej kariery poświęciłam na przyglądanie się związkom między systemami ludzkimi, które tworzymy poprzez ewolucję kulturową, a systemami ziemskimi: klimatem, geografią i geologią naszej planety. Przez ostanie lata zmieniliśmy te zależności tak bardzo, że wkroczyliśmy w antropocen, erę ludzi. Moja pierwsza książka [Adventures in the Anthropocene. A Journey to the Heart of the Planet We Made – przyp. red.] dotyczyła tego, jak ludzie reagowali na wyzwania spowodowane zmianami klimatycznymi. Mimo że wiele krajów Zachodu i Globalnej Północy jeszcze nie dostrzegało tych zmian, ich skutki i spowodowane nimi ekstremalne zjawiska pogodowe były już odczuwalne na Globalnym Południu. Wtedy rozmawialiśmy o łagodzeniu tych konsekwencji i przystosowaniu się do nowych okoliczności, chcąc upowszechnić fakt, że niebawem to samo stanie się w kolejnych częściach świata. Teraz to się zmieniło. Doświadczamy już zmian klimatycznych w Europie i Stanach Zjednoczonych – w tzw. zamożnym świecie. Chociaż nasi przywódcy zaczęli mówić o zapobieganiu emisji i ograniczaniu jej, a także toczą się rozmowy na temat adaptacji klimatycznej, nikt nie porusza kwestii, o której piszę wprost: że w wielu częściach świata i dla wielu ludzi warunki do życia stają się zbyt ekstremalne.

Nie będzie można się do nich przystosować. Ludzie będą musieli się przenieść, a my w ogóle się nad tym nie zastanawiamy. Tamta książka narodziła się z frustracji, Stulecie nomadów zaś traktuje o tym, jak doszliśmy do sytuacji, w której ludzie stali się dominującą siłą i w jaki sposób zmienili planetę. To historia naszej ewolucji kulturowej, od tropikalnej małpy afrykańskiej do gatunku rozproszonego po całym globie. Żyjemy wszędzie: od Arktyki po Antarktydę, od pustyń po tropiki, od bagien po wybrzeża – jesteśmy nawet w kosmosie, na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. To opowieść o naszej migracji i historycznych wędrówkach, które odbywaliśmy na różne sposoby i dzięki współpracy w ciągu ostatnich 200–300 tys. lat. O tym, jak to się stało, że jako gatunek odnieśliśmy tak spektakularny sukces. Obecnie znajdujemy się w sytuacji, w której wizja przemieszczania się ogromnych mas ludzi wydaje się przerażająca. A jednak to właśnie migracje nas ukształtowały. Chodzi więc o próbę połączenia tych dwóch rzeczy i powiedzenie: nie panikujmy, zastanówmy się, jak możemy sobie z tym poradzić. Ponieważ możemy – wciąż mamy wybór.

Jakie są czynniki, które sprawią, że część planety stanie się niezdatna do życia, być może nawet wcześniej, niż nam się wydaje?

Nazywam je czterema jeźdźcami antropocenu: pożar, powódź, upał i&n

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Renifery były tu pierwsze Renifery były tu pierwsze
i
zdjęcie: Adam Smotkin/Unsplash
Ziemia

Renifery były tu pierwsze

Ula Idzikowska

Samowie żyją w harmonii z naturą. Ich sprawdzone i skuteczne metody mogą okazać się bezcenne w naszych zmaganiach ze zmieniającym się klimatem.

Zawsze tu byliśmy, na długo przed innymi” – pisał pierwszy samski autor Johan Turi na początku XX w. Tu, czyli w Sápmi – na terenach rozciągających się na północy Norwegii, Szwecji, Finlandii i Rosji. Samowie, rdzenni mieszkańcy Arktyki, przemierzali je od zarania dziejów: łowili ryby, polowali, zbierali zioła i jeżyny. Rytm ich życia wyznaczały węd­rówki reniferów – pasterze podążali za stadem, a nie na odwrót. „One są wolne, nie są moją własnością” – słyszałam wielokrotnie od Samów, którzy podtrzymują tradycję i zajmują się hodowlą reniferów uważanych za święte zwierzęta. Bo to one były w Sápmi pierwsze, od nich wszystko się zaczęło. Według jednej z legend ziemię stworzył biały renifer: z jego żył powstały rzeki, futro przemieniło się w lasy, żołądek w ocean, a poroże w góry.

Czytaj dalej