Jest sierpień 2015 roku. Do Berlina przyleciał właśnie crossfitowy guru Dave Driskell. Dbający o własną popularność sportowiec co chwila publikuje na Instagramie zdjęcia dokumentujące najróżniejsze akrobacje. Do jednego z nich pozuje beztrosko, stojąc na rękach. Dodaje też krótki, ale treściwy komentarz: „Halo Berlin, Niemcy. 15 godzin postoju. Sprawdzanie okolicy. Picie piwa. Jedzenie kiełbasek”.
Ten niepozorny zapis porannego treningu wywołuje jednak lawinę negatywnych komentarzy i głosów oburzenia ze strony fanów, którzy domagają się natychmiastowego usunięcia fotografii. Dlaczego? Miejscem, w którym ćwiczył Driskell, był Pomnik Pomordowanych Żydów Europy – przestrzenna kompozycja, autorstwa amerykańskiego architekta Petera Eisenmana, składająca się z 2711 ustawionych w jednakowym rytmie betonowych bloków kilkumetrowej wysokości. W założeniu autora monument miał wywoływać poczucie bezsilności i zagubienia w mechanicznie powtarzającej się, anonimowej strukturze, ale po drodze coś poszło nie tak. Pośród szarych prostopadłościanów jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się śmiejące się, skaczące dzieci i zakochane pary szukające ciekawej scenerii dla romantycznych sesji ślubnych. Na nic zdały się akcje społeczne uświadamiające turystom i mieszkańcom Berlina powagę sytuacji – Internet do dzisiaj zalewany jest niestosownymi zdjęciami wykonanymi wewnątrz pomnika.
Kto jest temu winny? Krytyczka architektury Sarah Williams Goldhagen w swojej książce Welcome to Your World: How the Built Environment Shapes Our Lives odpowiada, że problem nie leży w użytkownikach, ale w samej formie monumentu, która niezgodnie z intencją autora prowokuje ludzi do przyjemnego spędzania czasu. Nie jest to w końcu jedyny znany ludzkości przypadek rozminięcia się pierwotnej wizji projektanta i osób korzystających z jego twórczości. W architekturze spędzamy prawie 90% czasu, a mimo to nadal bardzo mało wiemy o tym, jak przestrzeń wpływa na nasze zachowania. Goldhagen, korzystając z wiedzy zawartej w neurobiologii poznawczej i psychologii środowiskowej, udowadnia, że jest to oddziaływanie, którego nie można po prostu zignorować.
Badania przeprowadzone wśród amerykańskich studentów udowodniły na przykład, że wyniki zdawanych przez nich testów są znacząco lepsze, jeżeli egzamin odbywa się w wysokim pomieszczeniu. Efekt jest jeszcze silniejszy, jeżeli jego sufit ma błękitną barwę, co jest bezpośrednim skutkiem specyficznych przyzwyczajeń ewolucyjnych zapisanych w naszych mózgach. Dla własnego dobra warto zacząć je zgłębiać. Wiedza tego typu pozwala bowiem uniknąć wielu neurobiologicznych katastrof, takich jak dotknięcie chropowatej powierzchni na pierwszej randce, co w dużym stopniu obniża szansę jej powodzenia.
Znajomość reakcji organizmu na określone cechy środowiska można oczywiście wykorzystać też w bardziej niecny sposób – tak jak zrobił to trener futbolowej drużyny Iowa Hawkeyes Haden Fry, który w 1979 roku nakazał przemalowanie szatni gości na różowo. Ten złośliwy i szowinistyczny postępek miał jednak drugie dno – będący absolwentem wydziału psychologii Fry wiedział, że jest to kolor sprzyjający uspokojeniu i obniżeniu poziomu adrenaliny wśród przeciwników i że kontakt z nim zwiększa szansę jego zespołu na wygraną.
Do świadomości człowieka dociera tylko kilkanaście procent bodźców środowiskowych, które w bezpośredni sposób wpływają na jego decyzje. Pozostałe z nich, odbierane za pomocą zmysłów, pozostają poza jego bezpośrednią kontrolą. Co ciekawe, większość przetwarzanych przez organizm informacji dociera do nas przez dłonie, język i nos, a nie oczy. Dane o zapachu i smaku są gromadzone w ciele migdałowatym i okolicach hipokampu – ośrodkach mózgu odpowiedzialnych także za emocje i pamięć. To właśnie z tego powodu bohater Prousta przypomniał sobie obrazy z przeszłości po zjedzeniu magdalenki, a nie po obejrzeniu rodzinnego portretu.
Wiedza z zakresu neurobiologii poznawczej dostarcza projektantom przestrzeni narzędzia, dzięki którym kształtowanie przyjaznej architektury może odbywać się w mniej przypadkowy sposób. Ostatnie lata przyniosły wzmożone zainteresowanie wpływem środowiska na zachowanie człowieka, co potwierdza powstanie takich instytucji, jak Academy of Neuroscience for Architecture w San Diego. Dobra architektura pomaga nie tylko psychicznie – w niektórych przypadkach potrafi też pomóc fizycznie, przyspieszając czas pooperacyjnej rekonwalescencji czy, jak chciałby architektoniczny duet Arakawa+Gins, bezpośrednio przedłużając życie przez prowokowanie do podejmowania określonych aktywności. Źle zaprojektowane budynki mogą z kolei zwiększać naszą podatność na stres, zabijać naszą kreatywność i w pewnym sensie nas samych. Ciągnące się w nieskończoność płaskie i pozbawione detalu elewacje magazynów czy centrów handlowych są nie tylko nudne, ale i niebezpieczne dla zdrowia. Brak różnorodności i punktów odniesienia w środowisku zewnętrznym zwiększa poziom kortyzolu w organizmie i pogarsza nasze samopoczucie. Dlatego właśnie większość osób woli atmosferę gęsto zabudowanych, starych miast od modernistycznych, wielkoskalowych blokowisk. Część informacji o ludzkim mózgu, których architekturze dostarczają neurobiologia i psychologia, wydaje się oczywistością, a jednak ciągle nie jest wykorzystywana przez projektantów. Najwyższy czas, aby je przyswoić.