Dzieciństwo jest po to, żeby kolejne pokolenia mogły robić zupełnie nowe rzeczy i postrzegać świat inaczej niż poprzednie – psycholożka i filozofka Alison Gopnik namawia matki i ojców, babcie i dziadków, ciotki i wujów do podejmowania ryzyka: pozwólcie dzieciakom eksperymentować (nawet jeśli chcą zostać stolarzami, a nie lekarzami).
Uwielbiam ludzi, którzy wywracają do góry nogami rozmaite stereotypy, utarte przekonania i tzw. niekwestionowane prawdy. Oczywiście pod warunkiem, że czynią tak z troski o naukową i filozoficzną rzetelność. Alison Gopnik, psycholożka i filozofka z University of California w Berkeley, jedna z najwybitniejszych współczesnych badaczek zajmujących się dzieciństwem, bez wątpienia tym się właśnie kieruje. I dlatego jej prace poświęcone umysłom niemowląt (zwłaszcza The Philosophical Baby) oraz – ostatnio – rodzicielstwu (The Gardener and the Carpenter) są tak fascynujące i orzeźwiające.
Gopnik stawia sprawę wprost. Silnie zakorzeniony we współczesnej kulturze mit, w myśl którego rodzice mają na dzieci niezwykle intensywny wpływ, kształtują je niczym wprawne dłonie garncarza, jest nie tylko fałszywy, lecz także szkodliwy. Bycie rodzicem nie polega na zabawie w demiurga, który lepi drugiego człowieka na swój obraz i podobieństwo. Przeciwnie, najważniejsza dla dziecka jest wolność – mówi Gopnik. I dodaje, że wielką wartość wychowawczą stanowi też różnorodność. Im więcej ludzi dookoła, tym lepiej. Nie ma to jak liczna, wielopokoleniowa rodzina, w której dzieckiem zajmują się wszyscy, a nie tylko mama i tata. No i do tego szczypta anarchii, nieporządku, chaosu. To właśnie zapewnia najlepsze środowisko rozwojowe, a nie wyłącznie porządek i dyscyplina.
No cóż, sądząc po kilkunastu płaszczach i kurtkach różnych rozmiarów spiętrzonych na wieszaku w jej domu w Berkeley Alison Gopnik – co dziś rzadkie – podąża w życiu za tym, co głosi. Już od progu wita się ze mną serdecznie i proponuje herbatę. A kiedy znika w kuchni, staram się usilnie dołożyć moją kurtkę do tej piętrowej wieszakowej konstrukcji. I kiedy już wydaje mi się, że jakimś cudem bezpiecznie zawisła, nie zaburzając chwiejnej stabilności układu, objuczony do granic możliwości wieszak z wielkim hukiem wali się na podłogę.
„Co za wstyd!” – myślę i rzucam się do zbierania wszystkich tych kurtek i płaszczy.
„Nic się nie przejmuj – mówi słynna psycholożka, stając nade mną z kubkiem parującej herbaty. – Odrobina chaosu nikomu jeszcze nie zaszkodziła”.
Oddycham z ulgą i – w przekonaniu, że wytworzyłem właśnie sprzyjające środowisko do ciekawej i twórczej rozmowy – spokojnie zadaję pierwsze pytanie.
Tomasz Stawiszyński: W drodze na spotkanie z Panią zajrzałem do znakomitej księgarni Moe’s Books.