Przyczajony tygrys, ukryty smok
i
zdjęcie: Blake Meyer/Unsplash
Wiedza i niewiedza

Przyczajony tygrys, ukryty smok

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 13 minut

Zwolennicy mięsnej kuchni nieraz powołują się na prehistoryczne zwyczaje homo, jednak dużo wskazuje na to, że nasi przodkowie częściej niż zjadali zwierzęta, sami byli zjadani. Groza, jaką wywoływały w nich drapieżniki, przeniknęła do kultury.

Choć światowe mitologie pełne są potworów i krwiożerczych bóstw, zgodnie z XX-wiecznymi teoriami należy myśleć o nich raczej w kategorii symboli – reprezentujących przede wszystkim pewne procesy psychiczne. W świetle tych koncepcji zmagania ze smokiem można zatem postrzegać jako ukrytą za poetyckimi metaforami walkę duszy o wyzwolenie. Widać jednak wyraźnie, że teorie Carla Gustava Junga czy Josepha Campbella wynikają z ograniczonej perspektywy zachodniej, w której zagrożenie ze strony drapieżników nie odgrywa praktycznie żadnej roli. Tymczasem nie brakuje powodów, by sądzić, że pewne mityczne monstra należy traktować raczej dosłownie.

Myśliwi czy zwierzyna?

W myśleniu potocznym, a także w dyskusjach naukowych pokutuje antropocentryczny obraz naszych dalekich prehistorycznych przodków. Bestsellerowe książki Roberta Ardreya rozpropagowały „hipotezę łowcy”, wyobrażenie o polujących (na inne zwierzęta i na siebie wzajemnie) człowiekowatych, których następcy – wyposażeni już w dzidy i łuki – zdominowali świat zwierząt, stopniowo uzyskując władzę nad planetą.

Argumenty przemawiające za takim obrazem dziejów są bardzo słabe, a rozumowania wspierające tę hipotezę mogą stać się łatwym celem drwin. Bazują one bowiem w dużym stopniu na XIX-wiecznej teorii przeżytków, a więc takich zachowań i praktyk, które dziś właściwie niczemu nie służą, jednak – jako świadectwa sposobu funkcjonowania z przeszłości – udało im się przetrwać. Nie tylko współczesne wojny, lecz także wszelka skłonność do rywalizacji, w tym rozmaite formuły sportowe – wszystko to, choć nie jawi się dziś jako konieczne do przetrwania, miałoby być „przeżytkiem”, pozostałością dawnej agresywności hominidów, która była dla nich „naturalna”. Jak pragną zwolennicy podobnych koncepcji, bez „hipotezy łowcy” nie można zrozumieć różnych zachowań współczesnego człowieka – polowania, przyjemności z torturowania innych, organizowania igrzysk olimpijskich itp.

Jak jednak zauważyli antropolodzy Donna Hart i Robert W. Sussman w książce Man the H

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Zbożowe misteria
i
"Gather Ye Rosebuds While Ye May", John William Waterhouse, 1909 r., kolekcja prywatna/Wikimedia Commons (domena publiczna)
Wiedza i niewiedza

Zbożowe misteria

Maciej Świetlik

Przez wieki w greckim Eleusis czczono matkę i córkę: boginie płodności i śmierci. Jednocześnie doświadczano objawień i celebrowano życie.

Wszelka wegetacja na Ziemi zamarła, gdy Demeter, bogini urodzaju, pogrążyła się w smutku po porwaniu Persefony (Kory) do świata umarłych. Widmo głodowej śmierci, które zawisło nad ludźmi, groziło zachwianiem równowagi całego greckiego kosmosu obejmującego także bogów olimpijskich i zmarłych zaludniających podziemne królestwo (byt olimpijczyków zależał od składanych przez ludzi ofiar). Żeby przywrócić ład, Zeus nakazał Hadesowi oddać córkę matce, jednak zanim ten to zrobił, poczęstował poślubioną w międzyczasie Persefonę pestką granatu – ludzkim pokarmem nieprzeznaczonym dla bogów. Tym samym zasiał w niej ziarno śmiertelności nakazujące jej wracać do męża na trzecią część roku. Od tej pory cykl zamierającej i odradzającej się przyrody odzwierciedlał zjednoczenie oraz rozłąkę matki i córki.

Czytaj dalej