Psychodeliki pomagają „przeżyć śmierć przed śmiercią” Psychodeliki pomagają „przeżyć śmierć przed śmiercią”
i
zdjęcie: Steven Week / Unsplash
Wiedza i niewiedza

Psychodeliki pomagają „przeżyć śmierć przed śmiercią”

Derek Beres
Czyta się 8 minut

Istotą rytuału religijnego jest mistycyzm, pisze Brian C. Muraresku, autor nowej książki The Immortality Key (Klucz do nieśmiertelności).

W 1990 r., po 20 latach obowiązywania zakazu badań klinicznych nad psychodelikami, amerykański rząd wydał zgodę na testy z użyciem dimetylotryptaminy – DMT. Rick Strassman, profesor psychiatrii w Szkole Medycyny Uniwersytetu Stanu Nowy Meksyk, zamierzał zbadać wyłącznie fizjologiczne skutki wstrzykiwania ochotnikom DMT: zmiany tętna, ciśnienia krwi itd. Psychodeliki od dawna przedstawiano jako straszliwe zagrożenie. Strassman chciał sprawdzić, czy faktycznie są tak niebezpieczne, jak się uważa.

Na przełomie lat 50. i 60. tysiącom osób podawano LSD. Czy naprawdę mózg mógł się od tego usmażyć, jak twierdził prezydent Reagan?

Badania Strassmana trwały pięć lat. Przez ten czas podał on 400 dawek DMT przeszło 50 ochotnikom. Okazało się, że DMT, szybko działający, psychoaktywny składnik ayahuaski (tzw. pnącza dusz, z którego sporządza się napój oddziałujący na mózg przez wiele godzin – ale tylko dlatego, że zawiera on również inhibitory monoaminooksydazy, spowalniające trawienie) nie powoduje raczej skutków ubocznych. Strassman, wieloletni wyznawca buddyzmu zen, zauważył jednak inną rzecz. Otóż przeszło połowa uczestników doświadczyła głębokich doznań religijnych.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Ludzie ci przeżyli śmierć przed śmiercią

Niektórych odwiedziły dziwne, nieziemskie istoty. Rick Doblin, założyciel Wielodyscyplinarnego Stowarzyszenia Badań Psychodelicznych, uważa, że to kwestia otoczenia. Uczestnicy badania dostawali DMT w szpitalu, gdzie oczywiście roiło się od lekarzy i personelu medycznego. Pod wpływem psychodeliku postaci w białych fartuchach mogły wydać się czymś zupełnie z innego świata. Inni uczestnicy ujrzeli piękne światło na końcu tunelu. Dokładnie takie wizje przytaczane są w najstarszych relacjach osób zażywających ayahuaskę.

DMT jest chemicznie spokrewnione z serotoniną i melatoniną. Drugi z tych hormonów powstaje w szyszynce, symbolicznie nazywanej „trzecim okiem”. Kartezjusz uważał szyszynkę za siedlisko duszy. O ile wiadomo, wszystkie ssaki (w tym ludzie) syntetyzują własne DMT. Czy szyszynka wytwarza je również w momencie śmierci? Czy to przypadek, że według Strassmana szyszynka wykształca się w 49 dniu rozwoju płodu, podczas gdy według Tybetańskiej księgi umarłych właśnie przez 49 dni dusza zmarłego pozostaje w stanie pośrednim przed kolejnymi narodzinami?

Strassman przyznaje, że to tylko spekulacje. Dowody anegdotyczne wydają się jednak bardzo wymowne. Dzięki eksperymentom Strassmana Charles Grob podjął w latach 90. finansowane przez rząd badania nad ayahuaską i MDMA. To z kolei pozwoliło później naukowcom z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa wziąć się za psylocybinę i sprawdzić, czy łagodzi ona egzystencjalne lęki doświadczane przez pacjentów w hospicjach. Aż wreszcie tama pękła – rozpoczęła się prawdziwa psychodeliczna rewolucja.

Pierwsze badania na Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa wykazały, że psylocybina (strukturalnie podobna do DMT) uśmierza strach pacjentów, pomaga im bowiem przeżyć śmierć przed śmiercią. Stało się to inspiracją dla Briana C. Muraresku, filologa klasycznego, który po 12 latach pracy opublikował swoją pierwszą książkę: Klucz do nieśmiertelności: sekretna historia nienazwanej religii.

Od czasu publikacji Muraresku często jest zapraszany do mediów. Zyskał rozgłos zwłaszcza dzięki udziałowi w podcaście Joego Rogana. W swojej książce sugeruje, że chrześcijańska eucharystia wyrasta z misteriów eleuzyjskich, które mogły obejmować ceremonialne spożywanie wina zaprawionego psychodelikami. Koncepcja psychodelicznego chrześcijaństwa nie jest nowa, Muraresku podszedł do niej jednak niezwykle szczegółowo, a zarazem z wyjątkową wrażliwością.

W udzielonym mi wywiadzie podkreślał, że „kluczem do nieśmiertelności” nie są bynajmniej psychodeliki, lecz przeżycie śmierci przed śmiercią. Książkę otwiera cytat z pewnej greckiej inskrypcji: „Jeśli umrzesz przed śmiercią, nie umrzesz, kiedy śmierć po ciebie przyjdzie”. Muraresku, gorliwy katolik wychowany w tradycji jezuickiej, przytacza rozmowę z jedną z uczestniczek badania na Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa. Była ona ateistką, ale pod wpływem psychodelików poczuła „wszechogarniającą, nieodpartą miłość”, która pozwoliła jej pogodzić się z nieuchronnymi konsekwencjami raka jajnika.

Badanie stało się głośne, kiedy Michael Pollan opisał je na łamach „New Yorkera”. Wyniki były wręcz niesamowite. 70% uczestników pod wpływem zaledwie jednej dawki psylocybiny doświadczyło jednego z najgłębszych doświadczeń w całym swoim życiu. Co ciekawe, podobny odsetek zanotowano w słynnym eksperymencie z Marsh Chapel, kiedy Timothy Leary i jego współpracownicy podali psylocybinę studentom teologii Harvarda. Ćwierć wieku później studenci ci oceniali, że było to jedno z pięciu najwspanialszych przeżyć, jakich kiedykolwiek zaznali.

Psychodeliki sprawiają, że przeżywasz śmierć przed śmiercią, ale też zaczynasz postrzegać wszystko z nowej perspektywy. Podczas rytuału następuje śmierć ego i zmienia się nastawienie wobec istnienia. Nie powinno to dziwić. Doświadczenia religijne nie miałyby sensu, gdyby nie dotyczyły życia.

Muraresku tłumaczył mi:

Psychodeliki to tylko jedno narzędzie w naszym zestawie duchowym. Gdy mówię o »kluczu«, mam na myśli grecką inskrypcję z klasztoru świętego Pawła: »Jeśli umrzesz przed śmiercią, nie umrzesz, kiedy śmierć po ciebie przyjdzie«. To właśnie klucz. Nie psychodeliki, nie narkotyki, nie farmaceutyki. Chodzi o poruszanie się w liminalnej przestrzeni między tym, co dzieje się tu i teraz, a snem i śmiercią. W tej przestrzeni, jak uczą nas mistycy i mędrcy, człowiek może zyskać nowe, zupełnie inne spojrzenie na rzeczywistość.

Brian C. Muraresku odwołuje się do coraz powszechniejszego wśród uczonych przekonania, że my, ludzie, jesteśmy „zaprogramowani”, by przeżywać doświadczenia mistyczne. Przywołuje choćby opinię Rolanda Griffithsa z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa, jakoby mistycyzm od urodzenia stanowił element naszego systemu operacyjnego. Wystarczy go po prostu uruchomić. Medytacja może powodować podobne skutki co psychodeliki, aczkolwiek jest to o wiele bardziej żmudna metoda. Ważne, że w odpowiednich warunkach każdy może osiągnąć inne stany świadomości. Psychodeliki to po prostu droga na skróty.

Przywódcy wielkich religii, zwłaszcza zachodniego chrześcijaństwa czy islamu, uważają swoich proroków za wyjątkowe jednostki. Najlepszym, na co mogą liczyć wyznawcy, jest pośmiertny wstęp do jakiejś specjalnej sfery. Gnostycy i sufi – sekty dążące do tego, by naśladować mistycyzm proroków – znajdują się na marginesie. W niektórych miejscach ich działalność jest wręcz zakazana, a członków – jako heretyków – prześladuje się lub morduje.

Sufi wirują godzinami w ekstatycznym zachwycie, by osiągnąć mistyczny stan. Ale ambitne badania Muraresku sugerują, że psychodeliki również zapewniają dostęp do „wiedzy tajemnej”, która jego zdaniem stanowi jądro tradycji chrześcijańskiej i religii w ogóle.

Moja książka nie jest głosem przeciwko zorganizowanej religii. Wręcz przeciwnie. We wprowadzeniu wspominam brata Davida Steindla-Rasta, benedyktyna, którego zaliczam do grona moich bohaterów. Mówi on o napięciu między mistykami a dogmatami i doktryną zorganizowanej wiary. Sądzę, że jedno nie może istnieć bez drugiego. Brat David twierdzi, że równowaga polega na tym, by odkryć na nowo pierwotną, potężną wizję i uczynić ją przeżywanym doświadczeniem. Podobną rzecz ma na myśli Joseph Campbell, gdy nazywa religię doświadczeniem, które przeżywamy. Mówimy tu o potencjale emocjonalnym. Wybitny antropolog Clifford Geertz definiował religię, odwołując się do potężnych, dojmujących, długotrwałych uczuć, nastrojów i motywacji. Są one możliwe tylko wtedy, gdy mamy do czynienia z czymś, co naprawdę przenika człowieka aż do kości. Tak, jak doświadczenia mistyczne. Z nich właśnie rodzą się religie. Według brata Davida nie da się stworzyć nowej religii bez doświadczenia mistycznego. Przykładów mamy pod dostatkiem: Mojżesz i krzew gorejący, Paweł na drodze do Damaszku, widzenie Piotra opisane w Dziejach Apostolskich.

Rozmowy Campbella z Billem Moyersem, składające się na cykl programów dokumentalnych The Power of Myth, dobrze łączą te wątki.

Ludzie twierdzą, że wszyscy szukamy sensu życia. Mam odmienne zdanie. Pragniemy raczej doświadczać tego, że żyjemy. Pragniemy, by nasze fizyczne doświadczenia współgrały z najgłębiej przeżywaną rzeczywistością, wówczas bowiem zaznamy ekstazy życia.

Campbell, mitoznawca i religioznawca, opowiadał się za poważnymi reformami każdej religii w każdym pokoleniu, aby wiara mogła dopasowywać się do nowych czasów i epok. Muraresku głosi to samo w Kluczu do nieśmiertelności. Postuluje przeprowadzenie szczerej, otwartej rozmowy na temat historycznych okoliczności, w których zrodziła się najbardziej masowa religia na świecie. Wnioski z tej rozmowy należałoby odnieść do czasów obecnych. Mogłoby oznaczać to praktykowanie psychodelicznych rytuałów, które pozwalają człowiekowi przeżyć śmierć przed śmiercią. A wówczas należałoby na nowo przemyśleć rolę i charakter sakramentów.

Mistycyzm to zjawisko uniwersalne. „Wieczny powrót”, o którym pisał Mircea Eliade, był doświadczany w całej ludzkiej historii, w najróżniejszych regionach świata. Badania Strassmana i Griffithsa dowodzą, że wszyscy mamy zdolność przeżycia śmierci przed śmiercią. Obecne badania na temat psylocybiny, LSD, DMT, ibogi i ayahuaski wykazują, że substancje te pozwalają spojrzeć na rzeczywistość z innej perspektywy, co może odgrywać istotną rolę w leczeniu depresji, w terapii uzależnień lub w łagodzeniu cierpień towarzyszących pobytowi w hospicjum. Odrobina mistycyzmu potrafi zdziałać bardzo wiele.

Obecnie mistycyzm uważa się za rodzaj doświadczeń dostępny bardzo nielicznym ludziom. Należy zerwać z tym przekonaniem. Ba, należy na nowo przemyśleć rolę świadomości w ogóle. Każda religia głosi inne przekonania na temat tego, co dzieje się z nami po śmierci. Dysponujemy jednak narzędziami, które mogą nauczyć nas, jak żyć tu i teraz. Istnieje inna, żywa religia, zdolna przemówić do każdego człowieka na naszej planecie.


Pierwotnie tekst ukazał się na stronie Big Think

 

 

 

 
 
 

Czytaj również:

Czujesz samotność? Doskwiera ci głód? Ta sama część mózgu odpowiada za jedno i drugie Czujesz samotność? Doskwiera ci głód? Ta sama część mózgu odpowiada za jedno i drugie
Wiedza i niewiedza

Czujesz samotność? Doskwiera ci głód? Ta sama część mózgu odpowiada za jedno i drugie

Scotty Hendricks

Badanie z użyciem rezonansu magnetycznego wykazało, że głód i samotność aktywują ten sam obszar mózgu. Najwyraźniej interakcje z innymi ludźmi zaliczają się do naszych podstawowych potrzeb.

Zanim jeszcze koronawirus rozprzestrzenił się po całym świecie, mieliśmy do czynienia z inną pandemią: pandemią samotności. Zjawisko to jest oczywiście bardzo przykre i bolesne dla osób, które go doświadczają. Ponadto ma wyraźne, mierzalne, negatywne skutki dla zdrowia psychicznego i fizycznego. COVID-19 tylko doprowadził do nasilenia się tego problemu.

Czytaj dalej