Quo vadis, felis? Quo vadis, felis?
i
Daniel Mróz – rysunek z archiwum, nr 1080/1966 r.
Wiedza i niewiedza

Quo vadis, felis?

Éric Baratay
Czyta się 9 minut

O tym, że koty rządzą całym światem, wiadomo od dawna. Jednak fakt, że zajmują też dawne miejsce psów, jest zupełną nowością. Wyjaśniamy, na czym polega ten fenomen.

Kotopsy są ucieleśnieniem najnowszego i najbardziej dotychczas rozwiniętego poziomu antropizacji. W rezultacie wyraźnego spadku, od końca XX wieku, liczby psów do towarzystwa w krajach zachodnich (południowy Pacyfik, Ameryka Północna, Europa Zachodnia), a także silnego wzrostu populacji kotów, wielu ludzi nabywa te ostatnie, kierując się przy tym nową motywacją, znacznie różniącą się od powodów, jakie mieli właściciele z lat 1960–1990. Nie chodzi już o stworzenie opozycji wobec opiekunów miłych psinek, lecz o zastąpienie psów, które stały się uciążliwe, kotami, uważanymi za mniej wymagające, przy jednoczesnym przeniesieniu na nie pragnienia bliskości i zażyłości, typów i sposobów relacji, które wcześniej cechowały stosunki ludzko-psie. Ci ludzie preferują koty jeszcze bardziej interaktywne, bliższe, bardziej przywiązane, coraz mocniej przypominające psy do towarzystwa. Żeby określić ten proces, nazywam je „kotopsami”.

Koty Zachodu

Idąc śladem zakładów hodujących psy, kocie hodowle rozwijają się szybko od drugiej połowy XX wieku w związku z upowszechnieniem się na Zachodzie kota do towarzystwa, a potem kota przyjaciela. Wiąże się to z istotnymi konsekwencjami dla kociąt: często zostają zbyt szybko (w wieku dwóch tygodni) oddzielone od matek, które mają jeszcze sporo mleka, ale od razu używa się ich ponownie do reprodukcji. Nikt nie zważa na to, że pozbawione matczynych nauk młode koty muszą uczyć się samodzielnie, wybierając mniej efektywną i bardziej stresującą metodę prób i błędów, wskutek czego doznają zaburzeń zachowania: staną się – jak w omawianym wypadku – zaradne, interaktywne i chętne do zabawy z ludźmi albo drażliwe i agresywne (samce) czy mało interaktywne (samice). Wszystkie te czynniki składają się później na podstawowe powody porzucenia zwierzęcia albo jego klinicznego leczenia, zwłaszcza w wypadku kotów hiperaktywnych, których liczba wzrasta, podobnie jak rośnie liczba hiperaktywnych psów i… dzieci, albowiem wszystkie one żyją w tym samym środowisku Zachodu. Dawni weterynarze nie znali w ogóle takich przypadków, współcześ­ni są już coraz mocniej świadomi tych nowości, do tego stopnia, że w najlepsze rozwija się psychiatria zwierzęca – wciąż jednak podchodzą do nich jak do sytuacji indywidualnych. Częściowo ma to sens, częściowo wszakże zapomina się o konsekwencjach, jakie zaburzenia psychiczne mają dla całej kociej populacji. Zachowania te rozprzestrzeniają się bowiem nie tylko pomiędzy ich pobratymcami żyjącymi w domach, lecz także wśród kotów bezdomnych, czyli wędrownych, w formie istotnego zjawiska porzucania miotów w naturze, tym bardziej że niewyedukowana kotka będzie skłonna postąpić ze swoimi maluchami tak samo, jak zachowano się wobec niej. To jeden z pośrednich i nieprzewidzianych powodów zwiększenia się liczby kotów nadaktywnych… jednak w tym procesie istotną rolę odgrywają również ludzie.

Na początku XXI wieku sterylizacja kocurów stała się na Zachodzie zjawiskiem masowym, zwłaszcza za sprawą inicjatywy stowarzyszeń opieki nad zwierzętami, schronisk i weterynarzy troszczących się o zmniejszenie liczebności kotów oraz skali ich porzuceń. Na początku naszego stulecia wykastrowane koty do towarzystwa i koty przyjaciele w Australii, Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii stanowiły 80 procent populacji, a we Włoszech – 40 procent. Tendencja ta narasta wraz z niedawnym rozwojem łagodnych metod, mniej niebezpiecznych i okaleczających niż operacje. Traktowana przez weterynarzy i rodziny jako zdarzenie indywidualne, biologiczne i psychologiczne, sterylizacja jest również faktem społecznym, jeśli rozpatrywać ją od strony ogółu ludzi, a przede wszystkim – kotów. Można o niej myśleć jak o zerwaniu związku z naturą. Należałoby ją postrzegać przede wszystkim jako fakt historyczno-społeczny, dołączający do innych czynników, które regulują sposoby zachowania, kocie kultury i zmienny bieg historii kotów, uprzywilejowując jedną z tendencji. Kastracja bowiem w wyrazisty sposób odwraca uwagę wysterylizowanych kotów od ich współplemieńców, a kieruje ją w stronę ludzi; promuje koty aktywne, przymilne, interaktywne. Owa tendencja ulega wzmocnieniu jeszcze przez inny aspekt, który pojawił się najpierw w anglosaskich krajach południowego Pacyfiku.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Kot w dom

To zjawisko okazuje się bardzo istotne, gdyż oddziałuje już i będzie oddziaływać jeszcze bardziej, wraz z rozpowszechnieniem się kotów, na ich transformację. Ujawniło się ono w ostatnich dziesięcioleciach w Nowej Zelandii, kraju przodującym w ochronie przyrody, oraz w Australii, wcześnie skonfrontowanej z zagrożeniem ekologicznym, wyrażającym się nawracającą suszą i degradacją bioróżnorodności. Obydwa kraje wyrażają gotowość do jak największej dbałości o swoją przyrodę. Z inicjatywy biologów mieszkańcy tych państw uwrażliwili się na istotne zagrożenie, jakie stanowi drapieżny kot. Zagrożenie to okazuje się jak najbardziej realne i nie da się mu zaprzeczyć. Jednakże skala tego zjawiska w mniejszym stopniu zależy od samych kotów (indywidualny wskaźnik ich zdolności do zabijania pozostaje na tym samym poziomie, co dawniej), bardziej zaś ­– od wyraźnego wzrostu w ostatnim czasie ich liczby, co jest wynikiem ich sukcesu, ich masowej adopcji i równie masowego ich… porzucania, a więc nieodpowiedzialnych decyzji właścicieli. W reakcji na to zjawisko propaguje się i organizuje kontrolę kociej populacji, usiłując jak najwięcej z nich wysterylizować, wyplenić koty bezdomne, nie tylko miejskie – jak dawniej – lecz także te, które zamieszkują przedmieścia i wieś, trzymać w zamknięciu koty żyjące pod opieką ludzi i prowadzać je na smyczy, kiedy wychodzą z domu. Akcja powiodła się do tego stopnia, że na początku drugiej dekady XXI wieku liczba kotów w Australii spadła, blisko 80 procent właścicieli zamyka swojego kota na noc, a 41 procent także w dzień.

Program i metody jego zastosowania wyeksportowano następnie do Stanów Zjednoczonych, gdzie odsetek zamykanych kotów może sięgać 50 procent, lecz wywołało to społeczną dyskusję. Teraz cała sprawa dociera do Europy, gdzie debata toczy się jeszcze na poziomie naukowym, ale niektóre kraje (na przykład Belgia) już podjęły pewne kroki. Prawdopodobnie uczynią tak również inne kraje, w miarę jak rozprzestrzeniać się będzie wrażliwość na problematykę ekologiczną, chociaż wielu miłośników kotów nie dostrzega jeszcze, albo nie chce dostrzec, szkód wyrządzanych w przyrodzie przez te niewielkie drapieżniki. Uważają oni, że jest to zachowanie normalne, typowe dla zwierzęcia naturalnie dzikiego, niezależnego, wolnego, niepozwalającego się trzymać w zamknięciu. Mamy tu więc ponownie portret autorstwa romantyków, ciągle jeszcze uznawany za prawdziwy, a przecież kot jest taki, jak ukształtuje go środowisko, w którym żyje. Ta sytuacja powoduje (chwilowo?) bardzo znaczny rozziew pomiędzy opiniami weterynarzy amerykańskich i europejskich. Ci pierwsi już w 2007 roku oficjalnie opowiedzieli się za niewypuszczaniem kotów z domów, podczas gdy ich europejscy koledzy uważają to wciąż za ograniczenie wolności i okrucieństwo.

W gruncie rzeczy koty przeżywają to samo, co stało się udziałem psów na Zachodzie między połową XIX a połową XX wieku, z usunięciem osobników bezdomnych, przez długi czas stanowiących większość psiej populacji, i zamknięciem w domach psów mających właścicieli, wówczas będących w mniejszości. W rezultacie bezpańskie zwierzęta zniknęły, a większość pozostałych przemieniła się w psich towarzyszy. Jeśli ta tendencja potrwa jeszcze przez pewien czas, koty staną się psami – jak psy! Utracą swoje korzyści i… niedogodności, ale w zamian zyskają inne!

ilustracja: Marek Raczkowski
ilustracja: Marek Raczkowski

Praktyka stosowania smyczy, zalecana przez stowarzyszenia, weterynarzy, autorów książek o kotach od końca XX wieku, rozwija się w krajach zamieszkałych przez ludność anglosaską, chociaż ciągle jeszcze jest marginalna, podobnie jak zakładanie kotom obroży. Bywa stosowana w miastach Europy Zachodniej, upowszechnia ją i uprawomocnia Internet. Czytelników przekonanych, że chodzi o aberrację w stosunku do natury, być może dobrą dla „pieseczków swoich pańć”, lecz nie dla wolnych z definicji kotów, odsyłamy do Balzaka – w 1839 roku, a zatem w epoce, kiedy wierzono w wolne psy, ukazuje on kawalera du Halga, który zdaniem mieszkańców Guérande „ośmiesza się do spółki ze swoją suczką”, ponieważ prowadza ją na smyczy i laską odpędza od niej przedsiębiorcze samce. Jak psy od kilku już pokoleń, tak teraz również koty powoli uczą się, zaczynają rozumieć, a nawet współpracować.

Kocie stresy

Stres i środki obniżające niepokój (anksjolityki) nie są zarezerwowane jedynie dla kotopsów. W Europie opracowano już odpowiednie metody leczenia, chociaż zainteresowanie kotopsami dopiero się pojawia. Stres dotyka również inne koty mające problemy z dopasowaniem się do środowiska albo z relacjami z ludźmi, na przykład adoptowane bezdomne koty czy też koty salonowe, niezależne, ale trzymane w złych warunkach. Tę terapię stosuje się u kotów, podobnie jak przedtem u psów do towarzystwa (albo u zwierząt w zoo), czy jeszcze wcześniej – u ludzi, chętnie zażywających środki uspokajające. Podejście to rozwija się dynamicznie dlatego, że weterynarze odkryli pojęcie dobrostanu, związanego z poczuciem wewnętrznej równowagi (homeostazy), i złostanu, ale też czynniki i mechanizmy stresu oraz rozwiązania dla tego problemu poprzez leczenie, a przy okazji – sposobność do wzbogacenia się. Obecny rozwój psychiatrii zwierzęcej wpływa na wzrost poczytności publikacji o leczeniu stanów lękowych, jak i zwiększone zainteresowanie samym leczeniem. Innymi słowy, koty konsumują anksjolityki, dlatego że są zestresowane i dlatego że ludzie dysponują takim rozwiązaniem.

Niemniej jednak nie sądźmy, że te poddawane leczeniu koty ukazują kolejny alarmujący etap wynaturzenia tego gatunku, dowód na ludzkie szaleństwo, przez porównanie ze stanem, w jakim żyły i wciąż żyją koty wędrowne, wagabundy, koty gospodarskie, niezależne salonowce, opiewane w idyllicznych i nostalgicznych poematach, gdyż z przyzwyczajenia i ignorancji uważa się je za naturalne, normalne. Stres dawnych kotów miejskich – niedożywionych, rachitycznych, schorowanych, bezustannie prześladowanych – był stresem innego rodzaju, ale jak najbardziej realnym (Camus przywołuje te gnane głodem koty, wyjadające resztki ze śmietników i z największą ostrożnością rozglądające się wokoło, w obawie, że dzieci osaczą je tam, a potem zmasakrują), tak samo jak stres kotów salonowych, sławionych przez Baudelaire’a, skrywających swoją nudę w śnie, czy wreszcie kotów gospodarskich i wędrownych kotów wiejskich, również przeganianych, żyjących w ciężkich warunkach i bardzo krótko, nawet jeszcze w naszych czasach. Gdyby weterynarze przyjmowali w swoich gabinetach koty zwane naturalnymi, oceniliby, że są równie zestresowane, gdyż obawa, że wpadnie się w pułapkę, dorównuje lękowi o to, że się zostanie wygnanym!

Ponadto rosnące uzależnienie od ludzi, aż po ów lęk przed rozstaniem, charakteryzujący kotopsy przywiązane moralnie i fizycznie do swojego opiekuna, podążające za nim niczym pieseczek swojej pańci, przekłada się na fundamentalne zmiany sposobu bycia. Droga tych zmian przebiegała tak samo jak w wypadku psa do towarzystwa, ale rozpoczęła się później wraz ze stopniowym konstruowaniem przez kolejne pokolenia społeczne kultur zantropizowanych, to znaczy zbudowanych bardziej wokół człowieka niż wokół terytorium. W tym kontekście termin „kotopies” nie oznacza oczywiście, że koty staną się psami, gdyż nie pozwala na to bariera gatunkowa; oznacza raczej, że będą zachowywać się jak psy. Termin ten wskazuje na pewien proces. Kotopies jako zjawisko zadomawia się właśnie w Europie Zachodniej obok innych kotów o już zantropizowanych kulturach. Mógłby wskazywać na przyszłość kotów, jeśli równolegle doszłoby do wytępienia kotów bezdomnych. Inaczej mówiąc, jeżeli chcemy snuć refleksję nad tą przyszłością, przyglądając się kotu, a nie odwracając się do niego plecami, żeby śledzić go w przeszłości, w imię genetycznych i fizjologicznych powiązań z przodkami i dzikimi kuzynami, nie powinniśmy nazywać tych zantropizowanych kotów: Felis sil­vestris catus, jak to paradoksalnie właśnie zrobiłem, lecz – Felis hominis catus!


Fragment książki Érica Barataya Kocie sprawy. Koty tworzą swoją historię, Wydawnictwo w Podwórku, Gdańsk 2022. Tytuł, lead, śródtytuły i skróty pochodzą od redakcji „Przekroju”.

Czytaj również:

Kto kogo miau? Kto kogo miau?
i
Daniel Mróz – rysunek z archiwum, nr 1092/1966 r.
Wiedza i niewiedza

Kto kogo miau?

Renata Lis

Od szatańskiego pomiotu do kociej osoby – zmiana, która dokonała się w postrzeganiu tych stworzeń, więcej ma wspólnego z nami niż z nimi.

Odwieczny spór o wyższość psów nad kotami lub kotów nad psami nie należy do najmądrzejszych (i psy, i koty potrafią być wspaniałymi towarzyszami). Nie da się jednak ukryć, że ostatnio to koty wysunęły się na prowadzenie w statystyce ulubionych zwierząt domowych. Laura A. Vocelle, amerykańska znawczyni tematu, podaje w swojej książce Miau. Kompletna historia kota, że w latach 2015–2016 w samych tylko Stanach Zjednoczonych pod opieką ludzi żyło prawie 90 mln kotów, podczas gdy na świecie ich liczba przekroczyła 600 mln. Każdy użytkownik serwisów społecznościowych przyzna też, że koty opanowały Internet: filmy o nich zdobywają na Facebooku czy Instagramie miliony polubień, kocie memy należą do najpopularniejszych, a dołączenie do posta zdjęcia kota jest niezawodnym sposobem na zwiększenie zasięgów. Grumpy Cat, Kot Simona albo miniasty kot Stepan z Charkowa, którego ewakuację z ogarniętej wojną Ukrainy w zeszłym roku śledziły w social mediach dziesiątki tysięcy obserwatorów – kto z nas nie widział jednego z nich przynajmniej raz? Wszyscy mamy przecież wśród znajomych kociarę lub kociarza, o ile sami nie jesteśmy taką osobą. Może dlatego lubimy żartować, że koty przejęły kontrolę nad światem?

Czytaj dalej