Brytyjczycy bezmyślnie doprowadzają w Indiach do rebelii, w której zjednoczą przeciw sobie muzułmanów i hinduistów. A wszystko z powodu… tłuszczu.
Mangal Pandey był sipajem – indyjskim żołnierzem 34 Regimentu Brytyjskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej. Żołnierzem, jakich wielu. W jego jednostce w Barrackpore od kilku tygodni było niespokojnie. Brytyjczycy wprowadzili właśnie do użytku karabiny Enfield, co wzbudziło protesty sipajów. Proch i kule do tej broni znajdowały się bowiem w papierowych ładunkach, które trzeba było przegryźć. Sęk w tym, że dla ochrony prochu przed wilgocią papier ten nasączano tłuszczem – wieprzowym lub wołowym. Dla sipajów stanowiło to naruszenie religijnego tabu. Ci z nich, którzy wyznawali islam, nie chcieli tknąć świńskiego smalcu. Z kolei dla wyznawców hinduizmu nie do pomyślenia było używanie tłuszczu ze świętych krów.
Brytyjczycy pozostawali jednak głusi na ich protesty. Ściągnęli też do Barrackpore posiłki z żołnierzami z Europy. Mangal Pandey dowiedział się o tym po południu 29 marca. Właśnie czyścił wtedy karabin. Wezbrał w nim gniew i strach. Dodatkowo podekscytowała go używka z konopi zwana bhanga. Stwierdził, że dalsze czekanie tylko pogorszy sytuację. Chwycił karabin i szablę, po czym wybiegł na plac ćwiczeń.
Jednoosobowy bunt
Pandey zaczął wzywać swoich towarzyszy. „Chodźcie, Europejczycy są tutaj! Od gryzienia tych nabojów staniemy się niewiernymi! – nawoływał. – Szykujcie się!”. Jednak pozostali sipaje wynurzali się z koszar powoli i bez większego entuzjazmu. „Dlaczego się nie szykujecie? Przecież tu chodzi o waszą religię!” – krzyczał Pandey, wymachując bronią.
W tym momencie na miejscu pojawił się zaniepokojony brytyjski oficer J.T. Hewson. Niewiele się zastanawiając, sipaj wypalił do niego z broni, jednak spudłował. Hewson rozsądnie postanowił poczekać na wsparcie, by obezwładnić napastnika. Wtedy konno nadjechał inny brytyjski oficer nazwiskiem Baugh. „Gdzie on jest?” – wołał, rozglądając się za buntownikiem. Hewson starał się ostrzec kolegę, że znalazł się na celowniku Pandeya, jednakże się spóźnił. Sipaj wystrzelił.
Zarżał trafiony kulą koń i runął z jeźdźcem na ziemię. O dziwo, Baugh zdołał się szybko wygrzebać i ruszył na Pandeya – z szablą i pistoletem w dłoniach. Za nim podążył Hewson. Korzystając z tego, że sipaj właśnie przeładowywał broń, Baugh wystrzelił do przeciwnika. Chybił jednak; wtedy cisnął w Hindusa bezużytecznym pistoletem. Hewson natarł zaś na sipaja z szablą. Hindus sparował jego cios karabinem. Tak mocno, że broń oficera… pękła przy rękojeści! Wówczas Pandey rzucił się na Brytyjczyków z własną szablą. Rozdawał ciosy na lewo i prawo, raniąc Baugha w rekę, a Hewsona w głowę.
Nadbiegali już inni sipaje. Pytanie, po czyjej opowiedzą się stronie? Wielu próbowało chronić zbuntowanego towarzysza broni. Inni pozostali przy oficerach. W międzyczasie przybyli brytyjscy żołnierze, z karabinami przygotowanymi do strzału. Pandey próbował jeszcze się bronić, lecz w końcu zdesperowany skierował broń przeciw sobie samemu. Przytknął lufę karabinu do piersi i pociągnął za spust palcem stopy.
Iskra, która zapaliła Indie
Samobójca przeżył. Wykurowano go w szpitalu, a potem – jakżeby inaczej – postawiono przed sądem. Brytyjczycy skazali Pandeya na śmierć przez powieszenie. Wyrok wykonano 21 kwietnia. Jednostkę buntownika rozwiązano.
Jednak narastającej rebelii Brytyjczycy nie mogli już powstrzymać. 10 maja wybuchła z całą siłą w garnizonie w mieście Meerut. Rozpoczęło się tzw. powstanie sipajów. W armii kolonialnej w Indiach służyło wtedy 45 tys. Brytyjczyków i 230 tys. miejscowych. Nie minęło 100 dni, a 90% tych ostatnich było już po stronie rebelii. Powstańcy sprzeciwiali się dominacji brytyjskiej i – jak podkreślali – religijnej propagandzie uprawianej w Indiach przez chrześcijan z Europy. Zarówno muzułmanie, jak i hinduiści obawiali się utraty własnej tożsamości. Na wodza wybrali sędziwego Bahadura Szaha II, potomka dynastii Wielkich Mogołów.
On sam nie uchodził za fanatyka, jednak sipaje walczyli wyjątkowo zażarcie i brutalnie. Najpierw wzięli na cel brytyjskich oficerów, swoich zwierzchników. Potem prostych żołnierzy wysłanych do boju przeciw nim. Na koniec rozpoczęli rzezie cywilów. Muzułmanie w Indiach ogłosili dżihad, świętą wojnę przeciw Brytyjczykom. Ci zaś nie pozostawali im dłużni. Zabijali i rabowali. Jeńców rozstrzeliwali, przywiązując do wylotów luf armatnich. Te makabryczne egzekucje pokazywano na rycinach w brytyjskich czasopismach i książkach. Do stłumienia rebelii Brytyjczycy ściągnęli Sikhów, Gurkhów i Pendżabczyków. Schwytali i uwięzili Bahadura Szaha II, a jego męskich potomków zamordowali w ciemnej bramie w Delhi. Po kilkunastu miesiącach powstanie upadło.
Bomba z opóźnionym zapłonem
Sipaje przegrali, jednak bunt spowodował pewne istotne zmiany. Przede wszystkim Brytyjczycy zlikwidowali sławetną Kompanię Wschodnioindyjską – korporację traktującą subkontynent jak swój folwark. Zamiast niej Indiami rządzić miał odtąd wicekról, czyli gubernator podlegający brytyjskiej królowej. Niemniej jednak los mieszkańców i tak pozostał opłakany. Mike Davis w książce Late Victorian Holocausts (2001) szacował, że w ostatnich dekadach XIX w. przez rabunkową i nieludzką politykę Londynu zmarło w Indiach z głodu od 12 do 29 mln ludzi!
Skutkiem powstania sipajów było również to, że ograniczono liczebność wojsk złożonych z Hindusów i ściągnięto do kolonii więcej brytyjskich żołnierzy. I to razem z rodzinami. To stworzyło swoistą kulturę angloindyjską, której pewne aspekty – takie jak popołudniowa herbatka, dżin, krykiet – przetrwały na subkontynencie do dzisiaj i stały się oznakami pewnej elegancji.
Po trzecie wreszcie, powstanie rozbudziło wolnościowe aspiracje Hindusów. Zaowocują one w XX w. ich skuteczną walką polityczną – i to nawet bez uciekania się do przemocy. Dzięki temu w 1947 r., 90 lat po powstaniu sipajów, Indie odzyskają niepodległość.