
Nieskończoność nieskończoności nierówna – przekonywał jeden odważny matematyk. I choć inni pukali się w czoło, on rozwijał swoją teorię, aż rozwinął ją tak, że bez niej trudno wyobrazić sobie dzisiejszą naukę.
Jest późno, zbliża się północ. Zmęczona długą wędrówką Alicja dostrzega podłużny parterowy budynek o nazwie Grand Hotel. Zaskoczona jego wielkością widzi sznur okien, który zdaje się nie mieć końca. Ku jej rozczarowaniu jednak przy wejściu widoczny jest napis: „Brak wolnych miejsc”. Dla pewności pyta recepcjonistę, który każe jej poczekać. Alicja spogląda w bezchmurne niebo. Otwiera się przed nią zapierający dech w piersiach widok milionów, jeśli nie miliardów gwiazd zawieszonych w nieskończonym bezkresie wszechświata. Ze środka dochodzi do niej gwar, ale szybko milknie. Na zewnątrz wychodzi roześmiany recepcjonista. „Mam dla panienki pokój – oznajmia. – Witam w hotelu Hilberta, największym na świecie”.
Tej sceny próżno szukać na kartach powieści Lewisa Carrolla, dostępnej w większości księgarni, choć bez wątpienia zawiera ją wersja przechowywana w bibliotece Babel. Carrolla, zajmującego się matematyką zawodowo, i Borgesa, którego Biblioteka Babel może być uważana za literacką próbę zmierzenia się z zagadką bezmiaru, intrygowały niezgłębione możliwości luster. Ten drugi pisał, że woli śnić, iż gładkie powierzchnie przedstawiają i obiecują nieskończoność. Alicja też woli śnić, niż zastanawiać się, jak to się stało, że w pełnym hotelu znalazł się dla niej pokój. Nie zdaje sobie sprawy, że uległa tego wieczoru kilku iluzjom naraz.
Nawet w bezchmurną noc gołym okiem można zoba