Rozmowy o pasterskim żywobyciu
i
zdjęcie: Berenika Steinberg
Wiedza i niewiedza

Rozmowy o pasterskim żywobyciu

Berenika Steinberg
Czyta się 17 minut

Wojewoda wołoski Józek Michałek wchodzi z aparatem fotograficznym w środek pędzącego stada owiec. Jest 29 września, góra Ochodzita w Beskidzie Śląskim. Silny wiatr, niebo błękitne. Z jednej strony widok na Koniaków, z drugiej – otwarta przestrzeń hali i ściana gór zasłaniająca horyzont.

Gazdowie (właściele owiec – przyp. red) opierają się o niski płot z długich drewnianych bali. Juhas (pomocnik bacy – przyp. red) – stary Hucuł z kijkiem narciarskim i ze skrętem w ustach – kieruje owce do koszoru (przenośna zagroda – przyp. red.) i zamyka za nimi furtkę. Reszta juhasów czeka już przy strundze (otwór w koszorze, przez który przechodzą owce do dojenia – przyp. red.). Obok nich na ławce siedzi baca (główny pasterz – przyp. red) Piotr Kohut (szeroki góralski pas, druciane okulary, w ręku arkusze z imionami i numerami owiec) razem z gazdą Damianem.

– Jacka dajmy na niebiesko, Damiana na fioletowo, Marka na zielono.

– A Piotra?

– Na czerwono?

– Dobra, niech będzie.

Przez strągę przechodzi pierwsza owca.

– To Bera! – śmieje się młody juhas w dżinsach i w góralskim kapeluszu. – Dawaj czerwony.

– Oj, pomyliłem się, na zielono zrobiłem!

Baca Kohut wyjmuje z kieszeni składany nóż i pewną ręką ścina zieloną wełnę z głowy Bery. Przez płot przeskakuje siwy gazda z butelką gruszkówki i jednym kieliszkiem. Muszą policzyć około 500 owiec. Trzeba zaznaczyć, która do kogo należy, zanim zwierzęta wrócą do swoich właścicieli.

Rozważania przy liczeniu owiec

– Pasterstwo – mówi wojewoda Michałek – to wypas wspólnotowy. Ten, kto pasie, czyli baca, nie jest właścicielem owiec. Kilkunastu gazdów dało mu swoje owce, a on zajmuje się resztą. Wybiera sobie juhasów, pilnuje, żeby owce były bezpieczne, zdrowe, miały co jeść, robi sery. I wypasa na ziemi, która do niego nie należy. Ty myślisz, że Hala Barania albo Magurka, gdzie Piotr wypasa, należą do niego? A skąd! One mogą mieć nawet kilkunastu właścicieli. Więc na czym to wszystko się opiera? Na tym, że baca rozmawia z ludźmi. To jest istota naszego wołoskiego dziedzictwa. Jeżeli potrafię dogadać się z gazdami, a oni obdarzą mnie zaufaniem, to dadzą mi swoje owce. Jeżeli potrafię się dogadać z właścicielami – pozwolą mi wypasać. Do tego muszę być zaradny i produkować ser, żeby przeżyć resztę roku. I to wszystko właśnie jest pasterstwem. Tak to funkcjonowało od tysięcy lat. Nie zasoby się liczą, ale właściwe relacje międzyludzkie. Pasterstwo mówi nam, że lepiej być, niż mieć. Lepiej spędzać czas w dobrym towarzystwie, niż gromadzić złudne dobra.

zdjęcie: Berenika Steinberg

Baca Kohut zaznacza

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Olga od kóz
i
Izabela KR,„Obszar specjalnej ochrony ptaków Beskid Niski”, WikimediaCommons (domena publiczna)
Marzenia o lepszym świecie

Olga od kóz

Agnieszka Karacz

Jej kozy noszą już imiona gwiazd filmowych, śpiewaków operowych, muzyków. Każde koźlę otrzymuje swoje imię. Potrzeba dużo imion, bo kóz jest w tej chwili około czterdziestu. A gdy jedne znajdują nowe domy, to ciągle rodzą się kolejne.

Kontakty w telefonie

Jej lista znajomych w telefonie: Demi Moore, Bruce Willis, Angelina Jolie, Nicole Kidman, Tom Hanks, Will Smith, Sharon Stone. Pozostaje z nimi w kontakcie. Dzwonią, żeby zapytać o jakieś szczegóły. Czasem tak po prostu, żeby pogadać. Mają w końcu wiele wspólnych tematów.

Czytaj dalej