
Za niezwykłymi przeżyciami, o których opowiadają ludzie głęboko religijni, kryje się dopamina – twierdzą uczeni. Tylko czy odkrycie w mózgu ośrodka, który odpowiada za doświadczenia mistyczne, oznacza automatycznie, że Boga nie ma?
To musiało wyglądać spektakularnie. Dziewiętnastu pobożnych mormonów zamkniętych w dziewiętnastu tubach do funkcjonalnego rezonansu magnetycznego. Z głośników płyną modlitwy, żarliwe kazania, pełne uniesień mowy kaznodziejów Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich. Mormoni leżą zasłuchani w świątobliwe słowa, a skanery rejestrują aktywność poszczególnych obszarów ich mózgów. Przed monitorami zaś naukowcy z Harvardu i uniwersytetu w Salt Lake City – siedzą zapatrzeni w barwne obrazy procesów zachodzących w głowach badanych.
Ten przeprowadzony w 2016 r. eksperyment to jedna z wielu podejmowanych w ostatnich kilkudziesięciu latach prób wyjaśnienia, czym właściwie – z perspektywy współczesnej nauki – jest doświadczenie religijne. W przypadku tych 19 mormonów wnioski były jednoznaczne. Wprawianie się w religijny nastrój, modlitwa, poczucie obcowania ze Słowem Bożym aktywują obszar mózgu zwany jądrem półleżącym. Stanowi on istotny składnik tzw. układu nagrody. Kiedy wykonujemy określone czynności albo przyjmujemy określone substancje, układ nagrody doświadcza istnego zalewu dopaminy, co natychmiast wprawia nas w doskonały nastrój. Stąd właśnie, a nie z nieba – brzmi konkluzja eksperymentu – zjawisko religijnej ekstazy czy religijnego uniesienia.
Medialne doniesienia o tych badaniach – podobnie jak medialne doniesienia o innych eksperymentach naukowych