Sacrum i mózg
i
ilustracja: Karyna Piwowarska
Wiedza i niewiedza

Sacrum i mózg

Tomasz Stawiszyński
Czyta się 14 minut

Za niezwykłymi przeżyciami, o których opowiadają ludzie głęboko religijni, kryje się dopamina – twierdzą uczeni. Tylko czy odkrycie w mózgu ośrodka, który odpowiada za doświadczenia mistyczne, oznacza automatycznie, że Boga nie ma?

To musiało wyglądać spektakularnie. Dziewiętnastu pobożnych mormonów zamkniętych w dziewiętnastu tubach do funkcjonalnego rezonansu magnetycznego. Z głośników płyną modlitwy, żarliwe kazania, pełne uniesień mowy kaznodziejów Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich. Mormoni leżą zasłuchani w świątobliwe słowa, a skanery rejestrują aktywność poszczególnych obszarów ich mózgów. Przed monitorami zaś naukowcy z Harvardu i uniwersytetu w Salt Lake City – siedzą zapatrzeni w barwne obrazy procesów zachodzących w głowach badanych.

Ten przeprowadzony w 2016 r. eksperyment to jedna z wielu podejmowanych w ostatnich kilkudziesięciu latach prób wyjaśnienia, czym właściwie – z perspektywy współczesnej nauki – jest doświadczenie religijne. W przypadku tych 19 mormonów wnioski były jednoznaczne. Wprawianie się w religijny nastrój, modlitwa, poczucie obcowania ze Słowem Bożym aktywują obszar mózgu zwany jądrem półleżącym. Stanowi on istotny składnik tzw. układu nagrody. Kiedy wykonujemy określone czynności albo przyjmujemy określone substancje, układ nagrody doświadcza istnego zalewu dopaminy, co natychmiast wprawia nas w doskonały nastrój. Stąd właśnie, a nie z nieba – brzmi konkluzja eksperymentu – zjawisko religijnej ekstazy czy religijnego uniesienia.

Medialne doniesienia o tych badaniach – podobnie jak medialne doniesienia o innych eksperymentach naukowych próbujących odsłonić źródła i znaczenie religijności – krążą w Internecie na prawach demaskatorskiej sensacji. Oto wiadomo już dziś na pewno – głoszą co bardziej radykalne komentarze – że religia jest najzwyczajniej

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Narcyz przegląda się w matrixie
i
Adam Macedoński
Wiedza i niewiedza

Narcyz przegląda się w matrixie

Tomasz Stawiszyński

Tekst, który teraz przeczytacie, został automatycznie wygenerowany przez komputerową symulację właśnie po to, żeby przekonać was do jej przyjęcia. Tomasz Stawiszyński nie jest jego autorem. Ktoś taki nie istnieje.

Do dziś jestem przekonany, że Matrix – legendarny film braci (a obecnie sióstr) Wachowskich z 1999 r. – co najmniej połowę swojego gigantycznego sukcesu zawdzięczał hasłu, którym promowano go na billboardach i plakatach, jeszcze zanim pojawił się na ekranach kin. To wcale nie przełomowe, jak na tamte czasy, efekty specjalne, nie mistrzowsko skonstruo­wana fabuła i nawet nie znakomite role Carrie-Anne Moss, Laurence’a Fishburne’a czy Keanu Reevesa uczyniły z tego dzieła najczystszą klasykę. Stawiam tezę, że gdyby nie myśl wyrażona w intrygującym pytaniu, które miało nas do obejrzenia tego filmu zachęcić, nie wykupywalibyśmy tak gremialnie biletów na wszystkie dostępne seanse.

Czytaj dalej