Na naszą wyprawę antarktyczną dotarła pewnego dnia paczka, a w paczce kaseta wideo z pierwszą polską edycją programu „Big Brother”. Narrator przejętym głosem opowiadał, że uczestnicy są zamknięci razem już 90 dni! Spojrzeliśmy po sobie – właśnie mijał nasz 281. dzień na Stacji Arctowski.
Powyższe wspomnienie to opowieść przyjaciela, ale dobrze oddaje, czym jest dla mnie izolacja na stacji polarnej. Osobiście byłem na czterech wyprawach na Polską Stację Antarktyczną im. Henryka Arctowskiego, w tym na dwóch „zimowaniach”, czyli wyprawach całorocznych.
Na ogół wygląda to tak, że w październiku wypływa z Gdyni statek, który po 40 dniach rejsu dociera na Wyspę Króla Jerzego na Szetlandach Południowych, gdzie znajduje się Arctowski. Przyszli zimownicy na ogół odbywają cały rejs, żeby się zgrać jako ekipa, ale też po to, aby przygotować zapasy, które będą musiały starczyć na długo. Dlatego w czasie rejsu kilka dni spędza się na krojeniu warzyw i rozdzielaniu ich na mniejsze porcje do zamrożenia, czasem na tłuczeniu jaj, które mrozi się w torebkach, itp. Statek najpierw zatrzymuje się na redzie w Goteborgu, żeby zatankować specjalne polarne paliwo do agregatów prądotwórczych, a później, dla uzupełnienia zapasów żywności, na Wyspach Kanaryjskich. Po przepłynięciu Atlantyku zawija do któregoś z portów Argentyny, gdzie bierze kolejne zapasy jedzenia (i, co bardzo ważne, wina) i gdzie do zimowników dołącza ekipa letnia, która statkiem pokonuje tylko ostatni odcinek do Stacji. Na miejsce dociera się na początku listopada i rozpoczyna się rozładunek, który zwykle trwa około trzech dni, przy czym, o ile pogoda na to pozwala, pracuje się przez całą dobę. Gdy cały sprzęt naukowy, żywność i paliwo dla stacji są już rozładowane, na statek wsiadają dotychczasowi zimownicy, którzy popłyną nim do Patagonii, skąd wrócą do Polski. Od tego momentu nowa wyprawa jest już zdana głównie na siebie.
Lato na Copacabanie
W lecie personel stacji liczy nawet około 40 osób, więc izolacja nie jest