Siad! Pozuj!
i
rysunek: Marek Raczkowski
Wiedza i niewiedza

Siad! Pozuj!

Michał Książek
Czyta się 7 minut

Psy znane są z wierności. A jak jest z wiernością rysunków i obrazów, które je przedstawiają?

Najstarsze znane naskalne przedstawienia psów pochodzą z terenów dzisiejszej Arabii Saudyjskiej. Były to petroglify, czyli grawerunki w skale. Liczą sobie około 8 tys. lat. Powstały w czasach, kiedy na obszarach Arabii żyły plemiona łowców-zbieraczy, które udomowiły psa, a właściwie wilka. Wizerunki znalezione na skałach w pobliżu miast Jubbah i Shuwaymis w północno-zachodnich regionach kraju przedstawiają psy oraz uzbrojonych w łuki ludzi. Dzięki temu, że przetrwały do dziś, możemy oglądać sceny polowania sprzed tysięcy lat.

Psy pokazano tu zaskakująco rzetelnie. Widzimy różnych przedstawicieli gatunku, małe i duże osobniki. Podniesione ogony mogą wskazywać na zadowolenie, podniecenie, a ich kształt sygnalizuje prawdopodobną przynależność do rasy. Sylwetka naskalnych psów przypomina psa kananejskiego – średniej wielkości, podobnego do szpica. Wywodzi się on od pariasów (półdzikich psów), a wyhodowany został w Izraelu. O podobieństwie do pariasów świadczy też ogólna budowa zwierzęcia: zgrabny zad, podniesiony kłąb, pociągły, lecz dość krótko zakończony pysk i sterczące trójkątne uszy. Pariasy do dziś żyją w południowo-zachodniej Azji i północnej Afryce, a pies kananejski ma wiele ich cech – również charakteru, takich jak nieufność, stadność, wytrzymałość.

Trudno stwierdzić, dlaczego artysta sprzed kilku tysiącleci uwiecznił także prącia myśliwych oraz większości psów, ale możemy się domyślać, że w gromadzie panuje radosna i pełna ekscytacji atmosfera. Być może erekcja myśliwego symbolizuje jego potencję i sprawczość. Łuk jest napięty, zatem gdzieś w pobliżu znajduje się zwierzyna; za chwilę psy, po wypuszczeniu strzały przez łucznika, rzucą się w pogoń za ranną zdobyczą. Część z nich jest prowadzona na smyczach, inne biegają swobodnie. Smycze owinięte są dookoła bioder neolitycznego łowcy, co oznacza, że niektórzy z jego podopiecznych nie nadają się do polowania – być może dopiero uczą się tej sztuki od innych członków stada. Co uderzające, po upływie 8 tys. lat nadal możemy oglądać psie umaszczenie: łaty na zadach, bokach, łapach.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Choć grawerunki stanowią przecież układ niewyraźnych wgłębień w skale i ukazują wydarzenie sprzed tysiącleci, wydaje się, że człowieka i sforę psów łączy tu coś więcej niż tylko smycz i łowy. Świadczą o tym „zadowolone”, podniesione ogony – a to właśnie ogon, jak twierdzą hodowcy, jest „sercem” psa i informuje o jego emocjach. Na więź wskazują również bliskie odległości między psem a opiekunem. Już na początku procesu udomowienia ludzie zwyczajnie polubili psy. Profesor Robert Losey znalazł na Syberii pochówki psów z kompletnymi szkieletami, pogrzebane – zdawałoby się – z szacunkiem, wręcz pewną celebracją. Mogą to być pochówki pupili syberyjskich myśliwych okresu neolitu. Ale nie brak też znalezisk z połamanymi kośćmi, co może oznaczać, że psy bywały posiłkiem pierwszych myśliwych i hodowców.

Inne przedstawienie psa myśliwskiego powstało 6 tys. lat później, na misie pochodzącej z kultury amratyjskiej, która rozwinęła się na terenie Górnego Egiptu. Pies należał do wymarłej już dziś rasy tesem, uważanej za tę, z której wywodzą się charty. Na zachowanych przedstawieniach tesem różnił się od charta jedynie uszami: sterczą one jak u doga, ale już na innych egipskich wizerunkach zwisają jak u charta właśnie albo u psów z rasy slouki, których wyobrażenia również często można znaleźć na egipskich posągach, naczyniach, piramidach, malowid­łach ściennych. U Egipcjan znajdziemy także mastify, wspomniane psy pariasy oraz greyhoundy.

Strażnicy i bogowie

Jak dowodzą liczne badania, w kulturze znad Nilu psy symbolizowały podróż ze świata żywych do świata umarłych. Głowę szakala albo nawet postać psa miał egipski bóg zmarłych Anubis, na co wskazują choćby hieroglify. Anubis to psi bóg, który chronił groby Egipcjan przed szakalami, ale towarzyszył też zmarłym w ostatniej wędrówce w zaświaty. Jedno z jego imion oznacza „tego, który jest w miejscu balsamowania”. Egipska Księga umarłych przedstawia go z wagą – Anubis ważył na niej ludzkie serce po śmierci i decydował, czy zmarły może wejść do królestwa Ozyrysa.

U antycznych Greków wejścia do świata zmarłych strzegł inny pies – trzygłowy Cerber, starannie malowany na wazach, amforach, misach i hydriach, czyli naczyniach na wodę. Nierzadko oglądamy tam Cerbera w momencie, kiedy schwytał go Herakles, co było jedną z 12 prac, które heros miał wykonać w ramach kary za zamordowanie własnej rodziny. Cerber pilnował, aby z Hadesu nie wydostał się żaden zmarły ani nie zabłądził tam nikt z żywych. Psi strażnik tak zapisał się w ludzkiej wyobraźni, że ukazywano go w wielu późniejszych epokach. Przedstawili go chociażby Peter Paul Rubens (Herkules i Cerber, 1636) oraz William Blake (Cerberus, jedna z ilustracji do Boskiej komedii Dantego, 1824–1827). Postać najsławniejszego psa starożytności powraca w różnych wariantach także w kulturze współczesnej: w cyklu powieściowym o Harrym Potterze (występuje tam jako trzygłowy Fluffy) czy w powieściach Ricka Riordana (Percy Jackson i bogowie olimpijscy: Złodziej pioruna).

W sztuce Greków odnajdujemy rzeźby psów strzegących wejścia do domów, świątyń, widzimy je na reliefach postumentów i stel, a nawet na fibulach, czyli ozdobnych agrafkach. Wytrawni znawcy mitologii greckiej potrafią wśród tych przedstawień odnaleźć Argosa – psa Odyseusza, który jako jedyny rozpoznał opiekuna po wieloletniej rozłące – albo białego psa z mitu o powstaniu świątyni Heraklesa. Jak głosi opowieść, kiedy Ateńczyk o imieniu Diomos składał bogom ofiarę, pojawił się biały pies i porwał mięso. W miejscu, gdzie je zakopał, Diomos zbudował Heraklesowi świątynię. Oczywiście starożytni, oprócz mitycznych, mieli również zwykłe psy kanapowe oraz myśliwskie. Można się o tym przekonać, oglądając choćby detale architektoniczne.

Columella, rzymski autor pism o uprawie roli z I w. n.e., w księdze VI dzieła De re rustica pisze, że do stróżowania najlepiej nadaje się pies czarny, duży i o donośnym głosie. Powinien też odstraszać intruzów swoim wyglądem, ale być łagodny wobec domowników. Takie właś­nie zwierzę widnieje na mozaice Domu Dramaturga w Pompejach, czyli rzymskiej willi zniszczonej przez wybuch Wezuwiusza w 79 r. n.e. Budowlę odkopano w XIX w. i ku uciesze archeologów odkryto dobrze zachowaną posadzkę z wizerunkiem czarnego psa oraz napisem: cave canem (uwaga na psa). Podobne przedstawienia znajdowały się ponoć w wielu ówczesnych willach rzymskich obywateli. Jednak Rzymianie cenili nie tylko psy stróżujące. Podczas wojen z Germanami czy Galami bywali szczuci potężnymi brytanami zakutymi w zbroje i z czasem przejęli ten zwyczaj od barbarzyńców. W legionach rzymskich służyły tysiące psów i to je znajdziemy w sztuce, która opiewała podboje rzymskiej armii.

Symbol przywiązania

W średniowieczu i wczesnym renesansie pies był oznaką przywiązania do Boga i wierności małżeńskiej. W tej drugiej roli odnajdujemy psa na obrazie Portret małżonków Arnolfinich Jana van Eycka (1434), ale też wielu innych, choćby na namalowanym sto lat później płótnie Dawid i Batszeba pędzla Jana Massysa (1562). Interpretatorzy znanego przedstawienia Arnolfinich spierają się co do znaczenia szczegółów obrazu, lecz jedno nie ulega wątpliwości: pies jest symbolem zamożności kupieckiej pary, którą van Eyck prezentuje w całej krasie. W epoce renesansu psy regularnie przedstawiano w czasie polowania, zazwyczaj były to charty. Widzimy je m.in. na obrazie Paola Uccella Polowanie w lesie (około 1465) ukazującym scenę nocnych łowów, gdzie pośród koni uganiają się dziesiątki chartów.

Pies bywał też ważnym uzupełnieniem portretów władców i wpływowych osobistości. Widnieje on przy Karolu V na płótnie Tycjana i – jak się zdaje – w kolejnych epokach wielu twórców naśladowało ten sposób figuracji, m.in. Diego Velázquez, autor dzieła Portret Filipa IV w stroju myśliwskim, czy Francisco Goya, kreśląc wizerunek Karola III. Ale historia sztuki prezentuje psy głównie jako towarzyszy zabaw, pupili czy nawet maskotki. W takiej roli znajdujemy je już u Albrechta Dürera, Lucasa Cranacha starszego, a także u Tycjana (Fryderyk II Gonzaga), Goi (Księżna Alba) oraz na wielu późniejszych obrazach. Przedstawienia tych czworonogów znalazły się również na freskach renesansowych włoskich rezydencji, takich jak chociażby Villa Barbaro w regionie Wenecja Euganejska.

Przez wieki ukazywano psy wyłącznie jako istoty towarzyszące człowiekowi, służące mu albo dopełniające jego opowieść. Jednak pod koniec XVIII, a na pewno w XIX w. pies wreszcie staje się głównym tematem dzieła malarskiego. Jednym z pierwszych takich obrazów jest portret Boba, psiego ratownika z Nowej Fundlandii, namalowany przez Edwina Landseera (A Distinguished Member of the Humane Society, 1831). Dzięki talentowi tego właśnie malarza psy zyskały zasłużone miejsce w sztuce figuratywnej nie tylko Europy. Psich bohaterów oglądamy też na takich płótnach Landseera, jak Dig­nity and Impudence, A Scene at Abbotsford, A Deerhound czy A Highland Breakfast. Szkoda, że sztuka europejska tak późno doceniła naszych czworonożnych przyjaciół.

Czytaj również:

Pieskie losy
i
ilustracja: Joanna Grochocka
Marzenia o lepszym świecie

Pieskie losy

Historia „Przekroju” rozpisana na cztery łapy
Sylwia Niemczyk

Nero, Lula, Hegel oraz inne redakcyjne psy czują się u nas jak w domu. Mają tu swoje miski, koce i mnóstwo głaszczących je rąk. Tak jest nie tylko dzisiaj – podobnie było kilkadziesiąt lat temu, jeszcze w czasach krakowskiego tygodnika. No bo jak można tworzyć jakiekolwiek pismo bez psa pod biurkiem?

Na łamach „Przekroju” zawsze była pełna menażeria: począwszy od „Zielonej Gęsi” Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego po rozpieszczane na potęgę koty Daniela Mroza. Ale tylko jedno zwierzę weszło do zespołu redakcyjnego – pies Fafik. W dodatku udało mu się to jeszcze jako szczeniakowi i nie musiał niczego napisać. Zresztą później z jego tekstami też nie było różowo. „To jeden z moich najlepszych autorów, tylko draniowi nie chce się trzymać długopisu w łapie” – powtarzał Marian Eile, legendarny redaktor naczelny „Przekroju”, a także opiekun Fafika. Mimo ewidentnego próżniactwa pies (rasa: prawie szkocki terier) do końca swoich dni utrzymał stanowisko w redakcji – konkretnie na legowisku pod biurkiem naczelnego – nadrabiając braki w tworzeniu wesołoś­cią, ogólnym urokiem i podskokami.

Czytaj dalej