Siny grudzień
i
"Pejzaż zimowy nocą z halabardnikiem",Henryk Szczygliński, ok. 1907 r./MNW (domena publiczna)
Wiedza i niewiedza

Siny grudzień

Mirosław Bańko
Czyta się 3 minuty

Nowy rok zaczyna się w grudniu. Książki, które ukazują się w tym miesiącu, prawie na pewno mają datę przyszłoroczną. Media żyją tym, co się wydarzy po 1 stycznia, i zamiast żegnać rok odchodzący, antycypują nowy (zgodnie z tą logiką podsumowaniem roku zajmą się dopiero w styczniu). Odbiorcy mediów zaś – czyli właściwie wszyscy, którzy nie chcą iść w ślady św. Hieronima – masowo rzucają się w wir świątecznych zakupów albo oddają sylwestrowemu szaleństwu. W tej gorączce kończącego się roku chodzi chyba o to, aby zagadać, zakrzyczeć i zatupać niepokój związany z tym, że co znane, to się zaraz skończy, a co nieznane, nastanie lada moment.

Grudzień to także najlepszy moment na refleksje: to już zrobiłem lub zrobiłam, tamtego nie, ale przecież mam cały rok przed sobą, mogę wszystko zmienić i zacząć na nowo. Wierzący ustawiają się w długich kolejkach do spowiedzi, która jest momentem oczyszczenia i sprzyja rachunkom (sumienia) oraz rozmyślaniom. Noworoczne postanowienia podejmuje się w starym roku.

W najnowszej historii Polski grudzień niezbyt dobrze się kojarzy. Wystarczy napisać Grudzień wielką literą albo Grudzień ’70 i już wiadomo, że chodzi o krwawe stłumienie robotniczych protestów przez władzę, która podawała się za rzeczniczkę i obrończynię mas ludowych. 13 grudnia 1981 r. przyniósł polszczyźnie słowo wrona w nowym znaczeniu („Wrona orła nie pokona”), ale symboliki Grudnia ’70 nie przesłonił.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

W ogóle grudniowa aura niezbyt dobrze nastraja. Nazwa grudzień pochodzi od grudy, czyli zmarzniętej ziemi, a ta kojarzy się z ciężką pracą („idzie jak po grudzie”). Może lepiej o grudniu myśleli Rzymianie: w ich kalendarzu było 10 miesięcy, ostatni nazywał się December, co znaczyło „dziesiąty”. Na pewno zaś inaczej myślą Czesi, którzy wszystko ponazywali na odwrót (tak uważa Zofia Tarajło-Lipowska, która swojej książce o języku czeskim dla Polaków nadała tytuł Kapoan, należy go oczywiście czytać wspak). Otóż w czeskim grudzień to prosinec, słowo spokrewnione z przymiotnikiem siný, czyli siny, bladoniebieski, a wywodzące się od prasłowiańskiego czasownika, który znaczył tyle, co prześwitywać lub rozbłyskiwać się (zapewne o słońcu na tle siniejącego nieba).

Podobno na wszystko jest jakieś przysłowie – por. tytuł książki Przysłowia są… na wszystko Dobrosławy Świerczyńskiej. I rzeczywiście, przysłów grudniowych autorka podaje kilkanaście, ale tylko jedno z nich zawiera nazwę tego miesiąca: „Grudzień ziemię grudzi, a izdebki studzi”. Wyżej przytoczona sentencja o wronie (WRON-ie) i orle też mogłaby być przysłowiem do cytowania w grudniowe wieczory, gdyby nadać jej ogólniejszy sens. Może zresztą już tego sensu nabiera: wrona czarna, polski orzeł biały, symbolika kolorów jest jasna – białe musi zwyciężyć. Tylko gdzie dzisiaj jest wrona?

Słownik języka polskiego z 1861 r. (tzw. wileński), który lubi zaskakiwać, i tym razem nie zawiódł: w haśle Gruden informuje, że jest taki „słowiański bóg czarny, od którego pochodzi nazwa miesiąca Grudnia”. Całe to hasło (dużo dłuższe) pozwala przypuszczać, że je napisał filozof Bronisław Trentowski, na którego redaktorzy w przedmowie się skarżą, że miał opracować słownictwo z zakresu filozofii i mitologii, a zamiast tego dostarczył tylko przez siebie wymyślone i przez siebie objaśnione wyrazy. Miał Trentowski zamiłowanie do neologizmów, zamiast pedagogika wolał mówić chowanna, a zamiast logika – myślini. Te wyrazy też się w słowniku wileńskim znalazły, ale poprzedzone gwiazdką na znak, że pochodzą od Trentowskiego, a Gruden gwiazdki nie ma, więc nie wiadomo na pewno, skąd jest.

Za to w wieczór 24 grudnia pierwszej gwiazdki będą wypatrywać wszyscy, którym tradycja broni usiąść do wigilijnego stołu, zanim ją zobaczą. Szczęśliwej gwiazdy życzmy wszystkim, których niepokoi koniec roku i nieuchronne nadejście nowego.
 

Czytaj również:

Zima zła
i
zdjęcie: Jan Huber/Unsplash
Przemyślenia

Zima zła

Mirosław Bańko

W młodzieńczym wierszu Mickiewicz chwali zimę – zimę w mieście – jako czas odpowiedni na spotkania i zabawy towarzyskie.

Po dżdżystej wiośnie, skwarnym lecie i obfitej w deszcze jesieni dopiero „dobroczynna zima” ma coś dla „modnej młodzieży”. Dzisiejszy czytelnik – jeśli zapomni, jak niewiele lat liczy sobie żarówka, a choćby i lampa naftowa – może się zdziwić, że ówczesna młodzież opuszczała przyjęcie tuż po zachodzie słońca. Ciekawe, że sygnał do odejścia dawały jej boginie: była to więc młodzież nie tylko modna, ale też grzeczna i wykształcona klasycznie (sam wiersz dowodzi klasycznego wykształcenia poety).

Czytaj dalej