Zapoznany to ktoś, kogo zapomniano lub nie pamięta się należycie. Taki jest dzisiaj obraz Aleksandra Aleksandrowicza Bogdanowa. W Rosji próbowano wygumkować go z historii, potem ośmieszyć, by dziś przywracać do łask. Jego praca w Instytucie Przelewania Krwi coraz częściej bywa nazywana „pionierską”, „ważną” czy wręcz „przełomową”, a on sam miał być pierwowzorem Wolanda z Mistrza i Małgorzaty.
Z dziejów nieśmiertelności
„Nad nami przewalały się, migocząc tysiące gwiazd, a w dole widziałem przez przezroczyste dno gondoli, jak znikały czarne plamy domów i jasne punkty elektrycznych lamp stolicy – czyli Petersburga, choć wprost nie pada ani nazwa miasta, ani kraju. Po czterech kwadransach lotu z prędkością 240 kilometrów na godzinę szklano-aluminiowa łódź zaczęła zwalniać. W ukrytym w śniegach statku kosmicznym, zwanym eteronefem, otworzył się luk i tam zacumował pojazd.
– A więc oszukaliście mnie – oznajmił Leonid, główny bohater książki Krasnaja zwiezda („Czerwona gwiazda”), gdy osobnik, który go zwerbował, okazał się nie tym, za kogo się podawał i ukazał swą prawdziwą fizjonomię: „potwornie duże oczy”, zbyt szerokie czoło oraz „względnie małą” dolną cześć głowy, „bez jakichkolwiek znaków brody i wąsów”.
– Tak – bez śladu zmieszania odpowiedział ten, któremu zarzucono kłamstwo. – Jesteśmy mieszkańcami innej planety, przedstawicielami innej ludzkości. Marsjanami.
Ziemianin nie bez oporów przyjął te wyjaśnienia i potwierdził gotowość uczestnictwa w podróży. Po dwóch miesiącach w kosmosie wylądował na czerwonej planecie i rozpoczął poznawanie marsjańskiej cywilizacji, która była zbliżona do wytworzonej przez homo sapiens sapiens, ale znajdowała się w wyższym stadium rozwoju. Tamtejsze społeczeństwo przeżyło okres kapitalizmu i od kilku dekad żyło w świecie – sic! – socjalistycznym. Gość zwiedzał ichnie fabryki, poznawał sztukę i naukę. Zgłębiał również tajniki długowieczności. Oprócz zdrowego, zorganizowanego trybu życia oraz doskonałej opieki medycznej wpływ na to miała specyficzna procedura, jakiej poddawali się Marsjanie.
– To po prostu jednoczesne