Dla dzieci jest bohaterem popularnych w latach 80. XX w. dobranocek i wierszowanych książeczek. Dla biologów ewolucyjnych – interesującym obiektem badań. Wróbel – ptak, który od około 10 tys. lat towarzyszy ludziom.
Mały, szary, niepozorny. Jednym słowem: wróbel. W porównaniu z innymi ptakami, barwnymi i okazałymi, wydaje się rzeczywiście mało atrakcyjny. Wyróżnia go jednak niezwykła cecha – doskonale adaptuje się do życia w nowych warunkach. Dobrze czuje się na wsi, a także w dużych miastach, gdzie wydziobuje resztki pokarmu, np. z kawiarnianych ogródków. Świetnie sobie radzi nawet za północnym kołem podbiegunowym na Półwyspie Skandynawskim oraz na pustyniach Kalifornii czy w tropikach Panamy. Warunek: obok muszą mieszkać ludzie. Zaobserwowano, że gdy z danego terenu znikali osadnicy, wkrótce i po wróblach nie było śladu. To niezwykłe przywiązanie do człowieka zostało ujęte również w nazwie łacińskiej oraz dawnej polskiej – wróbel domowy. W 1758 r. ojciec systemu klasyfikacji organizmów, Karol Linneusz, nadał wróblowi identyfikator gatunkowy domesticus, wywodzący się od łacińskiego słowa domus, czyli dom.
Choć może trudno w to uwierzyć, jeszcze do niedawna bardzo mało wiedzieliśmy o pochodzeniu wróbli i wpływie człowieka na ich ewolucję. W klasycznym dziele ornitologii polskiej z 1958 r. Ptaki ziem polskich. Tom 1 Jana Sokołowskiego czytamy: „W czasach prehistorycznych, kiedy środkową Europę pokrywały lasy, wróbla z pewnością u nas nie było. Przyszedł on z południa, najprawdopodobniej z południowej Azji. Południowe pochodzenie zdradza wieloma szczegółami. Tak np. już pierwsze przymrozki dają mu się we znaki, toteż puszy pierze i siedzi smutny, podczas gdy inne ptaki jeszcze trzymają się gładko i są wesołe”. Od czasu wydania tej książki musiało minąć ponad pół wieku, by wyjaśniło się, w jaki sposób wróbel mógł pojawić się na naszych ziemiach.
Z Bliskiego Wschodu
Aby lepiej zrozumieć pochodzenie tego gatunku w Europie i jego silne relacje z człowiekiem, należy się cofnąć około 11 tys. lat i przenieść na Bliski Wschód w rejon Żyznego Półksiężyca. Właśnie tam rozpoczęła się rewolucja neolityczna. Ludzie zaczęli zmieniać swój tryb życia z łowiecko-zbierackiego na osiadły. Zajęli się uprawą roślin – głównie pszenicy – i hodowlą zwierząt. Co ciekawe, na wspomnianym obszarze występował wówczas przodek „naszego” wróbla domowego, czyli z podgatunku Passer domesticus domesticus. Tamten dawny podgatunek wróbla, który na potrzeby niniejszego artykułu możemy nazwać pierwotnym, wyglądem i zachowaniem przypominał z kolei współcześnie żyjący podgatunek Passer domesticus bactrianus. Choć na pierwszy rzut oka jest on dość podobny do wróbla domowego, to przy bliższym przyjrzeniu się można dostrzec istotne różnice. Domowe mają bowiem grubszą twarzową część czaszki. Dziób jest większy, mocniejszy i bardziej spiczasty, a mięśnie odpowiedzialne za poruszanie nim są silniej rozwinięte. Naukowcy zajmujący się badaniem cech adaptacyjnych zwracają szczególną uwagę na dzioby – narzędzia, dzięki którym ptaki pobierają i przystosowują pokarm, by nadawał się do spożycia – ich rozmiar i kształt mają bowiem związek z doborem naturalnym. Podręcznikowym przykładem takiej adaptacji, czyli wpływania dostępności konkretnego rodzaju pokarmu na kształt dziobów, są tzw. zięby Darwina. Długoterminowe badania terenowe grupy ptaków zamieszkujących wyspy Galapagos dostarczyły mocnych dowodów na to, że morfologia dziobów szybko ewoluuje w odpowiedzi na zmieniające się warunki ekologiczne, m.in. rodzaj i dostępność pożywienia oraz konkurencję międzygatunkową.
Prawdopodobnie do czasu neolitycznej rewolucji pierwotne wróble żywiły się – tak jak dziś P. d. bactrianus – nasionami traw i chwastów. Gnieździły się w zaroślach, wśród drzew, w okolicach rzek (z czasem także w pobliżu pojawiających się coraz częściej łąk i pastwisk), a jesienią wędrowały w dużych stadach na południe: z lęgowisk w Azji Środkowej do zimowisk w południowo-wschodnim Iranie oraz w zachodnich częściach subkontynentu indyjskiego.
Wraz z pojawieniem się nowego rodzaju pokarmu – powszechnego, ale trudniejszego w spożyciu ze względu na dużą twardość – pojawiła się potrzeba wykształcenia sprawniejszego narzędzia: twardszego dzioba i mocniejszej czaszki. Naukowcy podejrzewają, że zanim jednak nastąpiła ta zmiana, pierwotne wróble zaprzestały wędrówek – okazalszy dziób oznaczał większą masę ciała, co z kolei generowało wyższe koszty energetyczne związane z podróżowaniem. Ot, taki ewolucyjny kompromis.
A jakie miejsca były najlepsze do osiedlenia się? Oczywiście w pobliżu stałego źródła pokarmu, czyli… w sąsiedztwie człowieka, przy jego polach i spichlerzach. Gdy około 6 tys. lat temu rolnictwo zaczęło się rozprzestrzeniać na całą Europę, wróble (już domowe) podążyły za ludźmi – od osady do osady. Dotarły też na ziemie polskie. I mimo że występują tak powszechnie, nadal stosunkowo mało o nich wiemy. Zdumiewa również niewielka ilość szczątków wróbli domowych w materiale z wykopalisk archeologicznych. W Polsce znaleziono je wyłącznie w dwóch miejscach: koło Jakuszowic i Ostrowa Lednickiego. Pochodzą najpewniej z okresu wczesnego średniowiecza. To dosyć niedawno, biorąc pod uwagę czas, kiedy wróble wyruszyły za człowiekiem w podróż po Europie. A jednak prawie tysiąc lat wspólnej egzystencji sprawiło, że na dobre zadomowiły się na naszych terenach, stając się ważnym elementem nie tylko polskiego krajobrazu, lecz także kultury.
Przy ludziach i bocianach
Wiele osób zapewne pamięta bajkę Przygód kilka wróbla Ćwirka. Tytułowy bohater mieszka w bocianim gnieździe i nawiązuje znajomości z różnymi przedstawicielami polskiej awifauny. Chociaż jest to fikcja, możemy w niej znaleźć pewne związki z rzeczywistością. Wróble bowiem faktycznie lubią znajdować się w pobliżu bociana białego (który z kolei też ceni sobie sąsiedztwo ludzi) i bardzo chętnie osiedlają się w jego gnieździe, w szczelinach między patykami. Poza tym bociany rozpościerają nad sobą parasol ochronny, dzięki któremu wróble czują się pewniej, mogą chować się przed drapieżnikami. Kuna czy krogulec raczej nie zbliżą się do gniazda zasiedlonego przez bociany, ponieważ narażanie się na uderzenie potężnego dzioba jest zbyt niebezpieczne.
Jeśli z jakiegoś powodu bocian na stałe opuści swoje miejsce lęgów, po pewnym czasie – podobnie jak w przypadku osad porzucanych przez ludzi – znikają także wróble. Nie opuszczają jednak gniazda w okresie wędrówek bocianów do Afryki, lecz wiernie czekają na powrót swoich większych ptasich współlokatorów. Wolą również, gdy wokół gniazd znajduje się więcej gruntów ornych, szczególnie tych zajętych pod uprawę zbóż. Idealnym rozwiązaniem jest więc osiedlenie się przy gospodarstwie rolnym, w którego obrębie gnieździ się bocian. Człowiek zapewnia wróblom pokarm, a bocian – ochronę. Idealne dopełnienie.
Z naszej winy
Obecnie sytuacja wróbli nie rysuje się różowo. W ciągu ostatnich 40 lat w Europie ubyło prawie 250 mln osobników. To największy spadek liczebności spośród wszystkich gatunków ptaków. Nie ma jednego prostego wyjaśnienia, dlaczego tak się dzieje. Podczas szukania odpowiedzi należy uwzględnić szereg czynników. Za większością z nich stoi niestety człowiek. Dawniej działalność ludzka przyczyniła się do wzrostu liczebności wróbla, a dziś prowadzi do jego upadku.
Jednym z najpoważniejszych zagrożeń jest utrata dogodnych przestrzeni do gniazdowania. W miastach wróble lęgną się najczęściej w szczelinach rozmaitych obiektów. Co prawda potrafią budować gniazda w postaci kul ze źdźbeł i z kłączy traw – umieszczają je w żywopłotach, a nawet na antenach telewizyjnych – ale robią to rzadko i niechętnie. Realizowany od wielu lat na dużą skalę plan ocieplania budynków doprowadził do dramatycznego spadku liczby miejsc, w których wróble mogą odbyć lęgi.
Drugim ważnym czynnikiem odpowiedzialnym za zmniejszanie się liczby wróbli na terenach silnie zurbanizowanych jest zanieczyszczenie powietrza tlenkami azotu pochodzącymi z rur wydechowych. W takich warunkach rozwój piskląt zostaje zaburzony – m.in. spada masa ciała – i zmniejsza się szansa na przeżycie. Trzecim powodem jest drapieżnictwo kotów. Wróble należą do ich najczęstszych ofiar. Czwarty czynnik wiąże się ze strachem. Ptaki w obawie przed krogulcem, ich największym naturalnym wrogiem, zjadają w ciągu dnia mniej pokarmu, by zwinniej się poruszać i móc skuteczniej unikać ataku drapieżników. Jednak w czasie mroźnych zimowych nocy owe skromne racje żywieniowe nierzadko przyczyniają się do znacznego wychłodzenia i śmierci wróbli. Piątym zagrożeniem są coraz powszechniejsze przypadki zarażenia ptasią malarią, które zdarzają się nawet w północnej Europie (w Londynie dotknęły one aż 70% osobników). W dobie globalnych zmian klimatu choroby pojawiają się także w miejscach, w których dotąd ich nie było, pod tym względem również ptaki nie mogą już czuć się bezpieczne.
Na koniec warto jeszcze wspomnieć o negatywnych dla wróbli konsekwencjach usuwania drzew i krzewów, zbyt częstego koszenia trawników (przez co rośliny nie mogą wytworzyć nasion), likwidacji nieużytków, postępującej zabudowy oraz powszechnej chemizacji i mechanizacji rolnictwa. Podobne znaczenie ma też ograniczenie bazy pokarmowej – zarówno związane ze szczelnym pakowaniem odpadków, które nadawałyby się do spożycia przez ptaki, jak i spowodowane zanikiem wolnej hodowli drobiu oraz koni karmionych dawniej na podwórkach czy w zagrodach, z czego chętnie korzystały także wróble.
Dlaczego nie powinniśmy tego wszystkiego ignorować? Wróble są naszymi towarzyszami od tysięcy lat, a przecież nikt nie lubi tracić dobrych znajomych. Jak będzie wyglądał świat bez ich bójek pod naszymi oknami, rodzinnych kłótni przy karmniku, furkotu skrzydeł, gdy uciekają w popłochu przed nieznanym niebezpieczeństwem w głąb pobliskiego świerka? Bez wróbli „cicha wiosna”, którą przewidywała na początku lat 60. XX w. Rachel Carson, biolożka i autorka książek przyrodniczych, jest niestety coraz bardziej prawdopodobna.