Społeczeństwo osobno Społeczeństwo osobno
Wiedza i niewiedza

Społeczeństwo osobno

Piotr Stankiewicz
Czyta się 3 minuty

Doświadczenie kwarantanny, lockdownu, zawieszenie wielu frontów zwykłego życia, a więc wszystko to, co się dzieje w tych dniach i tygodniach – jest to doświadczenie ogromnie indywidualne.

Dla każdego i każdej z nas obecna sytuacja jest czymś innym. Osoba, której pandemia koronawirusa zawiesiła „karierę” na Tinderze nie zrozumie się nigdy z osobą, której ta pandemia złamała karierę zawodową. Rodzice dwójki dzieci, zamknięci z nimi na 60 metrach i starający się rozpaczliwie pracować zdalnie, nigdy nie zrozumieją się z samotnym singlem, który nadrabia seriale, czy nawet z dziadkami tych dzieci, którzy są w grupie ryzyka, a których nagle bezterminowo odcięto od ukochanych wnucząt. I tak dalej, i tak dalej. Te doświadczenia są radykalnie różne.

Różne i wzajemnie nieprzetłumaczalne. Bo owszem, staramy się być empatyczni, robić te skype party (zaklinam Was, róbcie je!) i rozmawiać na zoomie, niby się staramy, – jak to ujęła okładka jednego z tygodników – być „osobno ale razem”, ale to wszystko jest pozorne. Obcości doświadczeń nie da się dzisiaj ukryć. Dziś każdy jest spętany własną rzeczywistością i pogrąża się w niej. I bardzo trudno jest zdobyć się na autentyczną empatię, ba, na najprostsze zrozumienie jak tej sytuacji doświadczają inni. I nawet nie można się dziwić i mieć za złe: po prostu brakuje nam na to mentalnej przestrzeni i czasu.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Mówiąc prościej: tąpnęło, ale dla każdego tąpnęło inaczej. I to jest dodatkowy, głębszy smutek. Ta sytuacja nas dzieli, odgradza od siebie, alienuje, ba, atomizuje. Nie dość, że fakty są niewesołe, to jeszcze trudno nam się ponad nimi porozumieć. Wszyscy jesteśmy jak kosmici, gadający z różnych galaktyk. I to jest oczywiście pesymistyczne: jesteśmy pozornie połączeni walką z wirusem, ale jednak głęboko w tym obcy. Bo uniwersalność tej sytuacji jest powierzchowna. Możemy sobie śpiewać bella ciao, czy bić brawo na balkonach, ale w głębszym sensie wirus nas bynajmniej nie łączy, tylko ujawnia naszą samotność, osobność, głęboką jednostkowość tych naszych poszczególnych żyć.

Mi, jako filozofowi, najbardziej zależy, żeby podkreślić tutaj, że tej głębokiej osobności koronawrius bynajmniej nie tworzy, ale właśnie ją ujawnia. To nie jest tak, że ta osobność się teraz zaczęła. Ona była od zawsze. Wszyscy tkwimy głęboko w swoich osobnych życiach, w osobnych realiach wyznaczonych przez twarde koleiny demograficzne, klasowe, pokoleniowe i inne.  W „normalnych warunkach” ta osobność jest jednak całkiem nieźle przykryta różnego typu iluzjami, w których wytwarzaniu jesteśmy naprawdę dobrzy (czy inaczej: niektórym z nas opłaca się te iluzje wytwarzać). Bardzo lubimy i bardzo jesteśmy przyzwyczajeni udawać, że wiemy, jak żyje nasz bliźni, że rozumiemy, w jakiej tak naprawdę jest sytuacji i że wie jedna branża co czyni druga. Ale nie wie. A koronawrius to dobitnie uświadamia i przypomina o głębokiej, egzystencjalnej samotności człowieka.

To wszystko może się wydawać smutne, ale przecież nie do końca, bo puentą jest promyczek nadziei. Może być bowiem i tak, że skoro pandemia nam boleśnie przypomina o tej ogólnoludzkiej osobności i samotności, skoro wywleka na wierzch tę trudną prawdę, że wszyscy jesteśmy osobni w swoich osobnych życiach… to, być może, jak świat wróci do normy (a wróci, bo zawsze wraca), dzisiejsze doświadczenie stanie się podstawą do jakieś nowej solidarności. Solidarności głębszej, nienaiwnej, wychodzącej właśnie od zrozumienia, że wszyscy jesteśmy radykalnie odrębni, ale w tym właśnie, trochę paradoksalnie, czy właśnie nieparadoksalnie, szukającej podstawy wspólnoty. Nadzieja krucha, ale, jeśli się postaramy, całkiem realna.

Czytaj również:

Stoicki spokój Stoicki spokój
i
„Śmierć Sokratesa”, Jacques-Louis David; źródło: Wikimedia Commons
Pogoda ducha

Stoicki spokój

Piotr Stankiewicz

Stoicki spokój zawsze uważałem – i uważam – za pojęcie zafałszowane, uproszczone, takie, które więcej zaciemnia, niż wyjaśnia.

Jest to pewien wąski (i w sumie niekorzystny dla stoicyzmu) stereotyp. Przysłowie mówi jednak, że w każdym stereotypie jest ziarno prawdy. Tutaj podobnie: każdy stereotyp się kiedyś przyda. I stereotyp „stoickiego spokoju” przyda nam się właśnie dzisiaj.

Czytaj dalej