Starzec z Gór
i
ilustracja: Joanna Grochocka
Wiedza i niewiedza

Starzec z Gór

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 3 minuty

W księdze pierwszej Opisania świata Marco Polo opowiedział fascynującą legendę, której siła oddziałuje do dzisiaj.

Zgodnie z przekazem słynnego podróżnika, w heretyckim kraju Mulehet, położonym w wysokich, niedostępnych górach, miał żyć zły książę, zwany Starcem z Gór, który zbudował największy i najpiękniejszy ogród na świecie. Ogród ten wypełniały fantastyczne rośliny i zwierzęta, pałace i zasłony z jedwabiu; przepływały przez niego strumienie z winem, mlekiem i miodem. Mieszkały w nim urodziwe dziewice, które specjalizowały się w „wabieniu i pieszczotach”; ponadto grały na wszystkich możliwych instrumentach i śpiewały słodko. Zasadą było, że w tym ogrodzie nie mówiło się o złych sprawach.

Został on świadomie stworzony w zgodzie z koranicznym wyobrażeniem raju. Starzec zbudował raj, który obiecywał swoim wyznawcom i podwładnym. Kiedy dany mężczyzna nadawał się do wojennego rzemiosła, podawano mu opium, dzięki któremu zasypiał. Ciało śpiącego przenoszono do ogrodu. Gdy się budził, upewniał się, że Starzec dotrzymuje swoich obietnic. Dzięki temu Starzec zyskiwał status proroka, o którym z uwielbieniem opowiadano, co sprzyjało rozrostowi sekty i tym samym władzy złego księcia.

Czego Starzec z Gór oczekiwał w zamian za wprowadzenie do raju? Między innymi zabijania wrogów. Chłopcom i mężczyznom przebywającym w cudownym ogrodzie przez minimum kilka dni podawano znów opium. Gdy zasnęli, wynoszono ich na zewnątrz. Starzec obiecywał szybki powrót pod warunkiem wykonania skrytobójczej misji. Mężczyźni byli gotowi oddać podczas niej życie, skoro niezależnie od tego, czy by ją przeżyli, czy nie, i tak mieli trafić do uwielbianego ogrodu, który mieli już szczęście poznać.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Wystarczy tyle powiedzieć, by zrozumieć, że postać Starca z Gór wzbudzała przerażenie wśród sąsiadujących z nim królów, książąt oraz wśród zwykłego ludu, który terroryzował.

Ile prawdy historycznej zawiera w sobie opowieść Polo?

Okazuje się, że całkiem sporo, choć jak to często bywa w przypadku tego autora, fakty mieszają się z wytworami zachwycającej fantazji.

Rzeczywiście w XI w. powstało niezależne państwo asasynów, którego założycielem był Hasan Ibn as-Sabbah al-Himari. Po wielu latach poszukiwań religijnych, wędrówek i gromadzenia wiernych Hasan zawładnął twierdzą górską Alamut (dzisiejsze terytorium Iranu), która stała się stolicą tej oryginalnej organizacji polityczno-religijnej. Jego wyznawcy nazywani byli al-fida’i, czyli „ten, który składa swoje życie w ofierze”.

Burzliwy moment dziejowy ułatwiał działalność Hasana, która polegała m.in. na skomplikowanych grach i mordach politycznych. Faktem jest, że jego wyznawcy byli mu niezwykle wierni i nazywali go „naszym mistrzem”. Niemniej w dzisiejszych pozostałościach po twierdzy Alamut archeologowie nie znaleźli śladów słynnego ogrodu, dzięki któremu Hasan miał zyskiwać takie uwielbienie. Po zdobyciu twierdzy przez Mongołów większość dzieł teologicznych sekty została zniszczona, co ogranicza jej głębsze zrozumienie (iranista Henry Corbin zwrócił jednak uwagę na jej wyrafinowanie i ezoteryczno-mistyczny charakter).

Pewne światło na pochodzenie idei ogrodu rzuca etymologia słowa „asasyn”, wywodzącego się z arabskiego (al-) hasziszijun, czyli „ci, którzy spożywają haszysz”. Być może ogród był tworem wizji, „sztucznym rajem”, który Hasan wywoływał w umysłach swoich wyznawców?

Trzeba oczywiście wziąć poprawkę na to, że zła legenda Hasana mogła mieć podłoże propagandowe. Elitarny, tajemniczy i heretycki charakter sekty oraz wielka liczba przeciwników politycznych, od krzyżowców przez Seldżuków i Persów do Mongołów – wszystko to mogło sprzyjać wygenerowaniu niekorzystnych, stygmatyzujących fantazji.

O legendzie Starca z Gór pisał nie tylko Marco Polo; streszcza ją również misjonarz Odoryk de Pordenone. Dotarła nawet do dzieł chińskich historyków.

O sile tej opowieści, która od stuleci oddziałuje na wyobraźnię europejską, niech świadczy choćby język: do dziś angielskie słowo „the assasin”, hiszpańskie „el asesino” i francuskie „l’assassin” znaczy „morderca”.

ilustracja: Joanna Grochocka
ilustracja: Joanna Grochocka

Czytaj również:

Wojownicy Światła
Opowieści

Wojownicy Światła

Rozmowa z Valentiną Pedicini
Dariusz Kuźma

W co wierzą członkowie mało znanego chrześcijańskiego kultu religijnego składającego się z byłych mistrzów Kung Fu, którzy 20 lat temu zdecydowali odizolować się od wszystkiego, żeby poświęcić resztę życia na fizyczne i duchowe przygotowania do walki ze złem tego świata? I czy są faktycznie tak nietypowi, jak może się wydawać z obserwacji ich codziennych (i conocnych) rytuałów oraz wykańczających treningów? To ledwie kilka z pytań stawianych w Wierze przez włoską dokumentalistkę Valentinę Pedicini, która zagłębiła się z kamerą w rzeczywistości tzw. Wojowników Światła.

Dariusz Kuźma: Przez cały seans zastanawiałem się, jak udało Ci się zbliżyć tak bardzo do kultu religijnego, którego członkowie pilnie strzegą swej prywatności. Dlaczego wpuścili do swego klasztoru dokumentalistkę, która chciała opowiedzieć o nich milionom widzów z całego świata?

Czytaj dalej