Szkic nieistniejącej sytuacji Szkic nieistniejącej sytuacji
i
Oryginalna mapa, dołączona do umowy Sykes-Picot z 1916 r., pokazująca podział stref wpływu między Wielką Brytania a Francją (National Archives, UK).
Wiedza i niewiedza

Szkic nieistniejącej sytuacji

Konstanty Gebert
Czyta się 5 minut

Przed 100 laty Francuzi i Brytyjczycy podzielili się Bliskim Wschodem. Umowa Sykes–Picot przeszła do historii jako niechlubna próba narzucania przez wielkie mocarstwa kształtu map. Jednak współczesne granice Syrii, Iraku czy Izraela nie mają z nią nic wspólnego.

23 listopada 1915 r. wysoki, szczupły dyplomata francuski François Georges-Picot przybył do Londynu, żeby wynegocjować z brytyjskimi sojusznikami powojenny wizerunek Bliskiego Wschodu. Jego partnerem po stronie brytyjskiej był sir Mark Sykes, przedstawiciel ministra wojny lorda Kitchenera. Podczas gdy Sykes sporo podróżował po Bliskim Wschodzie i był osobiście obeznany z tamtejszą sytuacją, Georges-Picot niewiele bywał poza Francją. Był jednak zdeterminowany, by uzyskać dla swojego kraju przynajmniej kawałek Bliskiego Wschodu – i obawiał się, że Anglicy okażą się temu przeciwni. Z kolei Sykes bardzo chciał Francuzów na Bliskim Wschodzie zaangażować – bo inaczej, jak sądził, nie da się ich namówić do udziału w inwazji imperium otomańskiego, której pragnął lord Kitchener. Inwazja ta jednak mogła się powieść jedynie wówczas, jeśli zostałaby poparta przez arabskie powstanie przeciw Turkom.

Oryginalna mapa, dołączona do umowy Sykes-Picot z 1916 r., pokazująca podział stref wpływu między Wielką Brytania a Francją (National Archives, UK).
Oryginalna mapa, dołączona do umowy Sykes-Picot z 1916 r., pokazująca podział stref wpływu między Wielką Brytania a Francją (National Archives, UK).

Takie powstanie obiecał Kitchenerowi podczas spotkania z nim szarif i emir Mekki (z nadania tureckiego sułtana) Husajn z rodu Haszymidów – pod warunkiem wszelako, że skutkiem rewolty byłoby brytyjskie poparcie dla utworzenia, na wszystkich arabskich ziemiach wyzwolonych spod tureckiego panowania, królestwa pod jego władzą.

To, że Husajn zupełnie poważnie traktował pomysł powstania niepodległego arabskiego królestwa – równoprawnego partnera, powiedzmy, królestwa Wielkiej Brytanii – ani Picotowi, ani Sykesowi nie przemknęło nawet przez myśl. Siedli więc i jęli negocjować układ, który miał przejść do historii pod ich nazwiskami. I okryć się niesławą.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Palestynie postanowili nadać bliżej nieokreślony status międzynarodowy, w dość niejasnych granicach. Resztę dawnego imperium otomańskiego podzielili już bez większych problemów.

Sykes, kierując się instrukcjami Kitchenera, „podarował” Francji znaczną część Syrii i na dodatek iracki Mosul – a to dlatego, żeby oddzielić francuskim buforem leżącą dalej na południe strefę brytyjską od strefy rosyjskiej. Ani Paryż, ani Londyn nie wiedziały nic o potężnych irackich złożach ropy – zostaną odkryte dopiero w 1927 r.

Teraz trzeba było tajne porozumienie przedstawić do akceptacji trzeciemu sojusznikowi – Rosji. Picot udał się do Piotrogrodu przez Paryż, Sykes podążył tam nieco później.

Tuż przed wyjazdem Brytyjczyk dowiedział się o istnieniu ruchu syjonistycznego i jego roszczeniach do Palestyny, którą postanowili z Picotem umiędzynarodowić. Podobnie jak wiele osób w brytyjskim rządzie odniósł się do tych dążeń ze szczerą, aczkolwiek niezobowiązującą sympatią. Ale gdy w lutym 1916 r. rządy brytyjski i francuski zaaprobowały tajne porozumienie, mogło mu się wydawać, że osiągnął znaczący dyplomatyczny sukces.

Nie mogło być nic dalszego od prawdy. Już miesiąc później Francja i Rosja ustaliły, w innym tajnym porozumieniu, że Palestyna winna przypaść jednak Francji – tak że i Picot, jak się wydaje, nie do końca wiedział, jaka jest rzeczywista polityka jego kraju. To porozumienie pozostało jednak tajemnicą. Za to wydana w listopadzie 1917 r. Deklaracja Balfoura, popierająca utworzenie w Palestynie „żydowskiego ogniska narodowego”, była już z tym porozumieniem jawnie sprzeczna. Skandal wybuchł jednak dopiero, gdy trzy tygodnie później rewolucyjne władze rosyjskie opublikowały tekst porozumienia wraz z mapą stref wpływów. Hipokryzja mocarstw, a także groteskowość dzielenia skóry na żywym jeszcze wówczas niedźwiedziu były oczywiste i kompromitujące. To wtedy powstała owa fatalna opinia dotycząca porozumienia Sykes–Picot, żywa dziś zwłaszcza – co zrozumiałe – w krajach arabskich.

W swoich wspomnieniach z wersalskiej konferencji pokojowej lord Curzon napisał:

Kiedy opracowywano porozumienie Sykes–Picot, było ono niewątpliwie, w intencji jego autorów… czymś w rodzaju wydumanego szkicu, pasującego do sytuacji, która nie powstała, i której powstanie uznano za niezmiernie mało prawdopodobne. Takie, jak sądzę, musi być główne wyjaśnienie jaskrawej ignorancji, z jaką wytyczono w nim linie graniczne.

Linie te zostały szybko zastąpione innymi. Rewolucja wyłączyła Rosję z podziału łupów i strefa buforowa nie była już potrzebna. Paryż dostał w końcu całą Syrię, a region Mosulu zajęli Anglicy i przyłączyli do nowo utworzonego Iraku. Niewiele wskazuje na to, by te nowe linie były lepsze.

Tyle tylko, że przypisywanie porozumieniu odpowiedzialności za fatalny przebieg granic bliskowschodnich, który spowodować miał – i robi to nadal – ogromny przelew krwi, jest zarzutem całkowicie chybionym: współczesne granice nie mają z porozumieniem Sykes–Picot nic wspólnego. Ukształtowały je wydarzenia późniejsze: powstanie republikańskiej Turcji, próby Londynu, by choć w części dochować wierności obietnicom danym Haszymidom, wewnętrzne zawirowania francuskich i brytyjskich reżimów kolonialnych, imigracja żydowska do Palestyny i powstanie Izraela. Granice zawsze są sztuczne. To nie one jednak są winne naszych nieszczęść ani nawet ci, którzy je rysowali na mapach. Nieszczęście pojawia się wtedy, gdy myślimy, jak by tu zmienić niesprawiedliwą granicę, a nie – jak zmienić niesprawiedliwość, jaka się po naszej stronie granicy zalęgła.

Czytaj również:

Tiffany Chung – mapy śmierci na jedwabiu Tiffany Chung – mapy śmierci na jedwabiu
i
"Syryjski abstrakt: liczba dzieci zamordowanych w poszczególnych prowincjach w okresie marzec 2011–listopad 2014" – olej i tusz na pergaminie i papierze (2014–2015), Tiffany Chung
Doznania

Tiffany Chung – mapy śmierci na jedwabiu

Katarzyna Tyszkiewicz-Borawska

Z Tiffany Chung zetknęłam się podczas Biennale Sztuki w Wenecji w 2015  r., gdzie artystka zaprezentowała instalację złożoną z 40 artystycznych map, opisujących trwającą od 2011 r. wojnę domową w Syrii. Estetyka jej prac uwiodła mnie natychmiast, zanim wczytałam się w legendę map i zrozumiałam, czego dotyczą.

Wietnamska artystka podejmuje tematy bolesne: konflikty społeczne i zbrojne, katastrofy naturalne czy wywołane działalnością człowieka. Z kartografii tworzy pełnoprawną dziedzinę sztuki. Misternie i drobiazgowo przygotowane przez Chung detale komponują się w piękny obraz i przerażającą narrację zagłady zarazem. Artystka nie traktuje danych hierarchicznie. Na płaszczyźnie jednego dzieła przedstawia i oficjalne przekazy administracyjne, i zapis pamięci lokalnej społeczności. W swojej twórczości stara się być bezstronna i bezwzględna, pobudzając jednocześnie wrażliwość.

Czytaj dalej