Tkanie własnej sieci Tkanie własnej sieci
i
ilustracja: Marta Janik
Wiedza i niewiedza

Tkanie własnej sieci

Kathleen Wallace
Czyta się 12 minut

Czy istnieje jedna recepta na bycie sobą? A może moglibyśmy zacząć myśleć o sobie jak o procesie? Teoria sieciowej jaźni zakłada, że nasza tożsamość jest różnorodna i płynna.

Kim jestem? Wszyscy zadajemy sobie to pytanie, a także inne, podobne. Czy moją tożsamość definiuje to, co mam w genach, czy to, jak mnie wychowano? Czy mogę się zmienić, a jeśli tak – w jakim stopniu? Czy mam tylko jedną tożsamość, czy mogę mieć ich kilka? Zmagamy się z tymi kwestiami już od samego zarania filozofii. Są ważne, bo wpływają na to, w jaki sposób podejmujemy decyzje i jak sami oddziałujemy na świat. Dla Sokratesa zrozumienie samego siebie było wręcz niezbędne, by wiedzieć, jak mamy żyć – w zgodzie ze sobą i w zgodzie z innymi. Całe nasze samostanowienie opiera się na wiedzy o sobie, o innych i o świecie, który nas otacza. To, jak rozumiemy ludzką naturę i samych siebie, jest odzwierciedlone nawet w formach sprawowania władzy. Pytanie „Kim jestem?” ma zatem daleko idące implikacje.

***

Wielu filozofów – a przynajmniej tych zachodnich – próbowało określić konkretne, niezmienne warunki bycia jaźnią. Popularnym psychologicznym podejściem do tej kwestii jest koncepcja ciągłości świadomości. Zakłada ona, że jaźń to świadomość zawierająca osobiste wspomnienia i zdająca sobie sprawę z własnego istnienia. Niektórzy, np. Kartezjusz, utrzymują, że jaźń to połączenie ciała i umysłu; według innych to głównie – lub wyłącznie – świadomość. Zwolennikiem tej drugiej teorii był John Locke, który w eksperymencie myślowym chciał przeszczepić świadomość księcia i wszystkie wspomnienia do ciała szewca, by dowieść, że tożsamość osobowa jest ściśle powiązana ze świadomością. Takich eksperymentów myślowych, rozwijających podejście psychologiczne, rozważano zresztą wiele – od przeszczepiania osobowości przez rozszczepianie mózgów aż po teleportację. Współcześni filozofowie z obozu „animalistycznego” krytykują jednak owo podejście, twierdząc, że jaźń można zdefiniować po prostu jako biologiczny organizm ludzki (Arystoteles prędzej zgodziłby się z takim właśnie stanowiskiem niż z ujęciem czysto psychologicznym). Oba te podejścia – psychologiczne i animalistyczne – można nazwać „pudełkowymi”, ponieważ traktują ciało jako swego rodzaju pojemnik dla naszych funkcji psychologicznych albo umiejscowienie funkcji biologicznych.

W każdym z tych ujęć ujawnia się dążenie filozofów do tego, by poszukiwać tej jednej, konkretnej, wyróżniającej rzeczy, która pozwoli określić, co jest właśnie jaźnią i niczym innym, oraz rozpoznać jaźnie jako takie, niezależnie od różnic występujących między nimi. Perspektywa psychologiczna zakłada, że jaźń to osobowa świadomość, animalistyczna zaś – że to organizm: ludzki lub zwierzęcy. W konsekwencji mamy do czynienia z jednowymiarową, w pewnym stopniu uproszczoną wizją tego, czym jest jaźń. Nie uwzględnia ona czynników społecznych, kulturowych czy międzyludzkich, które także definiują naszą tożsamość, a wielu z nas postrzega je wręcz jako kluczowe dla swojego samookreślenia. Tak jak jaźnie mają różną samoświadomość i różne osobiste wspomnienia, mogą też mieć odmienne relacje społeczne, konteksty kulturowe czy cechy osobowości. Te ostatnie potrafią w swojej specyfice bardzo się od siebie różnić, jednak dla tożsamości jaźni są tak samo istotne jak biologia, pamięć czy samoświadomość.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Faktycznie, część filozofów wzięła wpływ tych czynników pod uwagę. Sprzeciwili się redukcyjnemu podejściu do kwestii jaźni i zaproponowali w zamian ramy teoretyczne uwzględniające naszą złożoność i wielowymiarowość. Z tego nurtu wywodzi się pojęcie jaźni sieciowej, które narodziło się pod koniec XX w. i rozwijane jest również obecnie przez filozofów operujących szerszym rozumieniem tego, czym jest jaźń. Niektórzy z nich zajmują się jaźnią w ujęciu narracyjnym i antropologicznym. Także nurty komunitariańskie i feministyczne w filozofii skłaniają się ku podejściu relacyjnemu, uznającemu zakorzenienie jaźni w kontekście społecznym, ich wzajemne powiązania i krzyżowanie się. Według tych relacyjnych teorii to społeczne więzi i tożsamości są kluczowe do zrozumienia, kim jest dana osoba.

Tożsamość społeczna to nic innego jak cechy, które posiadamy ze względu na przynależność do danej społeczności (np. lokalnej, zawodowej, etnicznej, religijnej), kategorie społeczne (kolor skóry, tożsamość płciowa, klasa społeczna, poglądy polityczne) albo relacje międzyludzkie (bycie małżonkiem, rodzicem, przyjacielem, sąsiadem). Oznacza to, że jaźń jest definiowana nie tylko przez pamięć, świadomość czy rzeczywiste ucieleśnienie relacji społecznych, lecz także przez sam fakt istnienia tych relacji. To, co w filozofii nazywa się koncepcją poznania 4E – od poznania ucieleśnionego, osadzonego, związanego z działaniem i rozszerzonego [embodied, embedded, enactive, extended cognition – przyp. tłum.] – oznacza więc również przejście do bardziej relacyjnego, a mniej „pudełkowego” rozumienia jaźni. Już za sprawą teorii relacyjnych dokonuje się więc zmiana paradygmatu prowadząca do porzucenia redukcyjnego podejścia do jaźni na rzecz uznania jej złożoności. Teoria jaźni sieciowej idzie jeszcze o  krok dalej, zakładając, że jaźń jest w pełni oparta na relacjach – zarówno tych społecznych, jak i fizycznych, genetycznych, psychologicznych, emocjonalnych czy biologicznych, których splot tworzy właśnie sieciowa jaźń. Poza tym jaźń ewoluuje, nabywa i traci pewne cechy wraz ze zmieniającymi się warunkami – nawet jeśli pozostaje tą konkretną jaźnią.

Jak w praktyce definiujemy siebie? Każdy z nas ma wiele aspektów i zapewne nikt nie chce zostać zredukowany do zaledwie jednego z nich. A jednak możemy określać siebie w kontekście naszego dziedzictwa kulturowego, grupy etnicznej, koloru skóry czy religii: wszystkiego, co wychodzi na pierwszy plan w polityce tożsamości. Możemy też odwołać się do innych relacji społecznych lub osobistych („Jestem siostrą Marii”, „Jestem miłośnikiem muzyki”, „Jestem warszawiakiem”), a także do cech charakteru („Jestem ekstrawertykiem”) czy do tego, do czego się w życiu zobowiązujemy („Dbam o środowisko”, „Zawsze jestem szczera”). Czasem do samookreślenia używamy porównań („Jestem najwyższy w rodzinie”), a niekiedy naszych poglądów politycznych („Jestem bezpartyjna”) albo określeń związanych z przeszłością lub przyszłością („Byłem twoim sąsiadem w akademiku”, „Za rok biorę ślub”). Wszystkie te stwierdzenia mogą być mniej lub bardziej ważne, stałe lub tymczasowe. Kluczowe pozostaje jednak, że na to, kim jesteśmy, składa się o wiele więcej czynników niż tylko jedna z naszych tożsamości. Myślenie o jaźni jako o sieci jest sposobem na konceptualizację tej złożoności i płynności.

Pochylmy się nad konkretnym przykładem. Oto Lindsey: jest żoną, matką i powieściopisarką. Mówi po angielsku, należy do irlandzkiego Kościoła katolickiego. Do tego jest feministką, profesorką filozofii, kierowczynią, psychobiologicznym organizmem, introwertyczką z lękiem wysokości, nosicielką choroby Huntingtona i mieszkanką Nowego Jorku. To oczywiście tylko wybrane jej cechy czy tożsamości. Wszystkie one są ze sobą połączone, tworząc skomplikowaną sieć. Lindsey jest inkluzywną siecią, wielością odnoszących się do siebie cech. Ogólny charakter – integralność – jej jaźni tworzą unikatowe, wzajemne powiązania swoistych relacyjnych cech psychobiologicznych, społecznych, politycznych, kulturowych, językowych i fizycznych.

Ilustracja 1 jest oparta na jednym ze sposobów modelowania sieci ekologicznych w biologii. Na nasze potrzeby punkty przedstawiają jednak dane cechy i właściwości odsyłające do tożsamości, a linie je łączące symbolizują powiązania między tymi cechami, niezależnie od rodzaju tych zależności.

Możemy z łatwością zauważyć skomplikowaną sieć relacji między cechami Lindsey. Widzimy też, że koncentrują się one w wyraźne wiązki. Tak jak ciało ludzkie jest skomplikowaną, zorganizowaną siecią systemów organicznych i molekularnych, tak siecią jest również nasza jaźń. Cechy tożsamości możemy ułożyć w wiązki odsyłające do ciała, rodziny czy społeczeństwa. Takich wiązek może być więcej, jednak dla zobrazowania tego przykładu wystarczą nam trzy. Ilustracja 2 przedstawia diagram cech ułożonych w wiązki.

Obie grafiki w uproszczony sposób ilustrują sieci osobistych, społecznych i cielesnych relacji, które składają się na naszą jaźń. Chociaż cechy mogą tworzyć zwarte wiązki, często przekraczają ich granice, odnosząc się do cech z innych wiązek. Przykładowo, choroba Huntingtona ściśle wiąże się zarówno z kręgiem ciała, jak i rodziny czy społeczeństwa. Jeśli wiemy, że jesteśmy jej nosicielami, tworzymy połączenia psychologiczne i społeczne z innymi nosicielami, a także ze społecznościami rodzinnymi czy medycznymi. Wiązki czy podsieci nie są odizolowanymi lub zamkniętymi ośrodkami – mogą się przegrupowywać, w miarę jak nasza jaźń się rozwija.

Niektóre cechy dominują – bycie małżonką może być kluczowe dla tego, kim jest Lindsey, podczas gdy bycie ciocią stanowi tylko niewielką część jej tożsamości. Cechy mogą też mieć mniejsze lub większe znaczenie w zależności od kontekstu. W sąsiedztwie Lindsey jest bardziej kojarzona z rolą matki, lecz gdy przekracza próg uniwersytetu, gdzie pracuje, staje się głównie filozofką.

Lindsey może mieć pewne całościowe doświadczenie swojej wieloaspektowej, składającej się z wielu połączeń sieciowej tożsamości. Czasem jednak jej doświadczanie może być bardziej pokawałkowane, np. gdy inni uznają jeden z aspektów jej tożsamości za definiujący ją całą. Załóżmy, że ze względu na płeć Lindsey nie dostaje awansu, zarabia mniej lub nawet w ogóle nie zostaje przyjęta do pracy. O dyskryminacji mówimy wtedy, gdy któraś ze składowych tożsamości – kolor skóry, płeć, przynależność etniczna – staje się główną cechą, przez pryzmat której postrzegają nas inni. Kiedy mamy do czynienia z nieuczciwym, arbitralnym i niewłaściwym podkreśleniem jednej z naszych składowych tożsamości w danym kontekście, czujemy się umniejszeni i uprzedmiotowieni.

Zdarza się też, że Lindsey czuje napięcie czy nawet konflikt między swoimi licznymi tożsamościami. Być może nie chce, aby używając stereotypu, redukowano ją wyłącznie do jednej z nich. Lindsey może chcieć stłumić, ukryć czy zataić którąś ze swoich tożsamości razem z powiązanymi z nią myślami czy uczuciami. Może mieć poczucie, że nie są one kluczowe dla tego, kim naprawdę jest. Ale nawet jeśli pewne jej tożsamości są mniej istotne, to i tak wszystkie składają się na sieć połączeń, która definiuje Lindsey jako całość.

***

Przedstawione wyżej ilustracje pokazują sieciowe ja Lindsey w określonym momencie, gdzieś we wczesnym lub średnim okresie dorosłości. Ale co z innymi etapami jej życia? Co z faktem, że jaźń jest płynna i ulega zmianie? Pięcioletnia Lindsey nie była przecież matką ani małżonką, a przyszła Lindsey może nabyć nowych cech i wejść w nowe relacje: może się rozwieść, zmienić zawód czy tożsamość płciową. Sieciowe ja to również proces.

Z początku może wydawać się to dziwne: jak można myśleć o sobie jako o procesie? Procesy to przecież seria wydarzeń, a nasza jaźń zdaje się czymś bardziej solidnym. Czasem myślimy o sobie jako o istocie, która jest oddzielona od tych wszystkich połączeń, a wszelkie zmiany to coś, co otacza niezmienny rdzeń naszego ja. Nie jesteśmy w takim myśleniu osamotnieni. Już od czasów Arystotelesa filozofowie naciskali na rozróżnienie między substancją a jej właściwościami, między istotą a relacjami oraz między bytami a zdarzeniami.

Pomysł, że jaźń jest siecią i procesem, okazuje się jednak bardziej wiarygodny, niż mogłoby się wydawać. Paradygmatyczne substancje, takie jak ciało, to układy połączeń będących ciągle w procesie, który trwa, mimo że nie widzimy tego w skali makro: komórki obumierają, a w ich miejsce powstają nowe, rosną nam włosy i paznokcie, jedzenie jest trawione, procesy komórkowe i cząsteczkowe trwają tak długo, jak długo żyje ciało. Świadomość także jest w ciągłym ruchu. Tak samo nasze psychologiczne dyspozycje i nastawienie mogą wyrażać się na rozmaite sposoby i z różną częstotliwością. Nie są stałe i niezmienne, nawet jeśli stanowią te aspekty naszej tożsamości, które uznajemy za solidnie ugruntowane. Zmieniają się też nasze cechy społeczne. Przykładowo, Lindsey córka wciąż się rozwija i zmienia. Lindsey matka jest połączona nie tylko z jej obecnymi cechami, lecz także z jej przeszłością – z tym, jak doświadczała bycia córką. To przeszłe doświadczenia i relacje ukształtowały ją taką, jaka jest teraz. Mogła nabyć nowych przekonań i postaw, a stare zrewidować. Jest w tym również pewna stałość, nie wszystkie cechy bowiem modyfikują się w takim samym tempie, a niektóre być może w ogóle się nie zmieniają. To, że jaźń jest w pewnym sensie rozciągnięta w czasie, oznacza jednak, że nasza jaźń w każdym konkretnym momencie jako całość stanowi skumulowaną sumę tego wszystkiego, czym była kiedyś, i tego, jak projektuje się w przyszłość.

Następuje zmiana paradygmatu. Zamiast mówić o leżącej u podstaw, niezmiennej istocie, która nabywa pewnych właściwości i je traci, mówimy o jaźni jako o procesie, kumulatywnej sieci połączeń, która jako całość stale podlega zmianom. Ta kumulatywna sieć ma pewną strukturę i organizację, podobnie jak wiele innych naturalnych procesów biologicznych, fizycznych czy społecznych. Możemy myśleć o tej stałej strukturze w kategoriach nakładających się na siebie albo powiązanych ze sobą etapów. W przypadku Lindsey bycie siostrą odpowiada okresowi od 6. roku życia do śmierci jej rodzeństwa. Bycie żoną rozciąga się na okres od 30. roku życia do końca jej małżeństwa. Ale nawet jeśli jej rodzeństwo umrze, a związek się rozpadnie, role siostry i żony pozostaną częścią historii Lindsey. Historii, która do niej należy i która ukształtowała kumulatywną strukturę jej sieci.

Czy to, że jaźń jest swoją historią, oznacza, że nie może się zbytnio zmieniać? A co, jeśli ktoś chce uwolnić się od swojej przeszłości czy nawet radykalnie zmienić swoją teraźniejszość? Człowiek, który emigruje, ucieka od rodziny i znajomych albo ulega jakiejś radykalnej przemianie, nie przestaje być tym, kim jest. Doświadczenie transformacji jest stanem tej konkretnej jaźni, która się modyfikuje, przekształca, emigruje. Rozważmy przykładowo żal. Zrobiliśmy coś, czego teraz żałujemy, coś, czego nigdy byśmy nie powtórzyli, coś, co naszym zdaniem uczyniła osoba, którą byliśmy kiedyś, ale już nie jesteśmy. Ten żal i wstyd ma jednak sens tylko wtedy, gdy to my jesteśmy tą osobą, która niegdyś postąpiła tak, a nie inaczej. Kiedy żałujemy, przepraszamy i odrzucamy to, kim byliśmy dawniej, uznajemy zarazem naszą zmienioną jaźń za ciągłą i posiadającą własną przeszłość. Stałość i transformacja, ciągłość i wyzwolenie, tożsamość i zmiana: kumulatywna sieć to jedno i drugie, a nie albo-albo.

Transformacja może się komuś przydarzyć, bywa też dobrowolna. Może być zarówno pozytywna, jak i negatywna, wyzwalająca lub ograniczająca. Spójrzmy na przykład dobrowolnej przemiany: Lindsey decyduje się na zmianę tożsamości płciowej i staje się Paulem. Nie wpływa to na fakt, że Paul był kiedyś Lindsey – jaźnią, która doświadczyła konfliktu między płcią przypisaną a poczuciem własnej tożsamości płciowej, nawet jeśli Paul wolałby, żeby przeszłość jako Lindsey pozostała prywatną, ukrytą częścią jego tożsamości. Kumulatywna sieć – teraz znana jako Paul – wciąż zachowuje wiele takich samych cech biologicznych, genetycznych, rodzinnych, społecznych czy psychologicznych, co wcześniej (gdy była znana jako Lindsey), i nadal jest kształtowana przez swoją przeszłość. Kolejnym przykładem może być tu imigrantka, która w momencie imigracji nie przestaje przecież być tą osobą, której historia zawiera bycie mieszkanką i obywatelką kraju pochodzenia.

***

Sieciowa jaźń stanowi zmienne kontinuum, w które wpisuje się każdy nowy etap naszego życia. Istniejące cechy mogą zmienić swój kontekst, nabierając nowego znaczenia. Niektóre tracą na ważności, pozostając jednak elementem naszej historii. Jaźń jest kumulatywna, ponieważ jej przeszłość pozostaje istotna, nawet gdy w jakimś stopniu postanawiamy się od niej odciąć albo gdy zmienia się jej wpływ na teraźniejszość. Gdy przyznamy, że jaźń jest kumulatywną siecią, możemy zrozumieć, dlaczego każda, nawet radykalna zmiana jest właśnie przemianą jaźni, a nie prowadzi do powstania nowej.

Wyobraźmy sobie jednak zmianę, która nie jest dobrowolna, a która się komuś przydarza, np. rodzicowi, który choruje na alzheimera. Taka osoba wciąż pozostaje rodzicem, obywatelem, małżonkiem czy też byłym profesorem. Nadal ma w sobie swoją historię, to ciągle jest ten człowiek, w którym zachodzi niszcząca zmiana. Tak samo jest w przypadku tych, którzy doświadczyli poważnych urazów fizycznych. Christopher Reeve wskutek wypadku doznał porażenia czterokończynowego. Stephen Hawking z powodu stwardnienia zanikowego bocznego w dużej mierze stracił cielesną sprawność. Jeden i drugi pozostał ojcem, obywatelem, małżonkiem, naukowcem czy aktorem oraz byłym sportowcem. Rodzic chory na demencję traci pamięć i część funkcji psychologicznych oraz poznawczych, co negatywnie wpływa na jedną ze sfer sieci jego jaźni. Ktoś z porażeniem czterokończynowym czy stwardnieniem zanikowym nie ma sprawności ruchowej, co rzutuje na sferę jego ciała. Bez wątpienia każda z tych osób doznaje zmian w sferze cech społecznych i musi polegać na pomocy innych, by utrzymać swoje poczucie ja.

Czasem o ludziach z demencją niepoznających już samych siebie czy innych mówi się, że tak naprawdę nie są już tymi, kim byli, lub nawet że nie są w ogóle osobami. Wracamy tu do podejścia psychologicznego, według którego człowiek to zasadniczo jego świadomość. Jeśli jednak spojrzymy na ten problem z perspektywy jaźni jako sieci, zdamy sobie sprawę, że integralność naszej jaźni opiera się na czymś więcej niż tylko pamięć i świadomość. Nawet jaźń, która doznała poważnego uszczerbku, może wciąż zawierać wiele poprzednich cech – niezależnie od tego, jak konkretnie potoczyła się historia danej osoby.

Taką właśnie perspektywę znajdujemy w poruszającym eseju Still Gloria (2017), w którym kanadyjska bioetyczka Françoise Baylis opisuje historię własnej matki chorej na alzheimera. Naukowczyni pomaga tytułowej Glorii utrzymać integralność jej jaźni, nawet gdy ta nie jest już w stanie utrzymywać jej sama. Gloria pozostaje więc Glorią. Czy w takim razie samoświadomość nie ma w ogóle znaczenia? Oczywiście, że nie. Osłabione przez chorobę zdolności poznawcze Glorii szkodzą poczuciu jej jaźni, w pewnym stopniu pokazując, co się dzieje ze starzejącą się jaźnią, która doznaje podobnego upośledzenia. To również lekcja dla nas wszystkich: nikt nie jest całkowicie przejrzysty dla samego siebie. Zresztą to wcale nie nowa myśl. Już Platon, długo przed Freudem, stwierdził, że są w nas ukryte pragnienia, a pełna samoświadomość jest trudnym i co najwyżej chwilowym osiągnięciem. Proces kwestionowania i odkrywania samego siebie trwa przez całe życie, ponieważ nie mamy stałych i niezmiennych tożsamości: nasza tożsamość jest różnorodna, złożona i płynna.

Oznacza to, że inni też nie znają nas na wylot. Próby podsumowania całej naszej tożsamości na podstawie jednej konkretnej cechy mogą prowadzić do nieporozumień, szkodliwych stereotypów i dyskryminacji. Popularna obecnie polaryzująca retoryka często zamyka ludzi w wąskich kategoriach: „biały”, „czarny”, „chrześcijanin”, „muzułmanin”, „konserwatysta”, „postępowiec”. Nasza jaźń jest dużo bardziej złożona i bogata. Postrzeganie siebie jako sieci to dobry sposób na zrozumienie tej złożoności. Być może pozwoli nawet przełamać te sztywne, redukcyjne stereotypy dominujące w obecnym dyskursie kulturowym i politycznym, a tym samym kultywować bardziej produktywne sposoby komunikacji. Nawet jeśli nie rozumiemy w pełni samych siebie albo innych ludzi, to jednak często mamy podobne, pokrywające się tożsamości, cechy i perspektywy. Zamiast postrzegać nasze rozmaite tożsamości jako coś, co nas dzieli, powinniśmy spojrzeć na nie jak na podstawę do komunikacji i zrozumienia, choćby częściowego. Nasza Lindsey jest białą filozofką. Dzieli swoją tożsamość jako filozofki z innymi filozofami (mężczyznami, kobietami, białymi, nie białymi). Jednocześnie może ją dzielić z innymi filozofkami, których doświadczenia zostały ukształtowane przez bycie kobietami. Czasem komunikacja okaże się trudniejsza niż zazwyczaj, szczególnie gdy pewne tożsamości odrzuca się z przyczyn ideologicznych lub jeśli wydają się tak odmienne, że nie widać podstaw do rozpoczęcia dialogu. Różnorodne tożsamości właściwe dla sieciowej jaźni dają nam taką podstawę – możliwość znalezienia nici porozumienia.

Jakie jeszcze praktyczne, życiowe problemy może rozwiązać teoria sieciowej jaźni? Czymś, co daje nam najwięcej komfortu, jest poczucie, że mamy kontrolę nad własnym życiem, zdolność samostanowienia. Czy jednak złożona sieć naszej jaźni nie oznacza, że kontrolę nad nami mają raczej czynniki zewnętrzne? To może wydawać się niepokojące i przeczyć idei samostanowienia. Czasem sądzimy, że wolność i samostanowienie zaczynają się od tabula rasa, niezapisanej karty, jaźni niemającej żadnych cech, relacji, preferencji czy predyspozycji, które by ją z góry określały. Ale to właśnie taka jaźń, nie dysponując żadnymi zasobami, nie byłaby w stanie decydować o samej sobie. Zewnętrzne czynniki targałyby nią jak wichura, losowo, nie pozwalając zrealizować własnego potencjału i podejmować własnych decyzji. Perspektywa sieciowa – przeciwnie – nie ogranicza jaźni. Nasze różne tożsamości to zasoby, które pozwalają jaźni wybrać własną drogę. Lindsey może zdecydować, że przez pewien czas skupi się na karierze zamiast na macierzyństwie. Może postanowić, że skończy wreszcie swoją powieść, zamiast zajmować się pracą na uniwersytecie. Nic nie stoi na przeszkodzie, by sieciowa jaźń wybrała własną drogę lub wytyczała nowe ścieżki. Samostanowienie jest wyrazem naszej jaźni, mocno zakorzenionym w samorozumieniu.

Teoria sieciowej jaźni przedstawia ją bogatą, z wieloma możliwościami samostanowienia, zamiast wypisywać jedną konkretną receptę na bycie sobą. To nie oznacza, że jaźń nie ma żadnych zobowiązań wobec innych. Część zobowiązań dziedziczymy, część wybieramy samodzielnie, wplatając się w tkankę życia społecznego. Nie jesteśmy tylko elementem sieci społecznej, ale sami – każdy z osobna – jesteśmy sieciami. Akceptując złożoność i płynność naszych jaźni, osiągamy lepsze zrozumienie tego, kim jesteśmy i jak możemy żyć dobrze – ze sobą i z innymi.


Pierwotnie tekst ukazał się w serwisie Aeon.co. Tytuł i lead pochodzą od redakcji „Przekroju”.

Czytaj również:

Czy wierzysz w to, co mówisz? Czy wierzysz w to, co mówisz?
i
Daniel Mróz – rysunek z archiwum nr 1626/1976 r.
Pogoda ducha

Czy wierzysz w to, co mówisz?

Test demona prawdy
Keith Frankish

Podczas rozmowy często zaciekle bronimy jakiegoś poglądu. Czy zawsze chodzi nam o dotarcie do prawdy? Okazuje się, że nasze motywacje mogą być bardzo różne.

Większość z nas ma rozmaite przekonania polityczne, poglądy na temat bieżących wydarzeń, religii, spraw społecznych i sportu. Spędzamy sporo czasu, wyrażając je, czy to w rozmowach, czy w mediach społecznościowych. Argumentujemy, irytujemy się, jeśli ktoś się z nami nie zgadza. Dlaczego to robimy? Najprostsza odpowiedź jest taka, że uważamy nasze przekonania za słuszne i trafne, dlatego chcemy, żeby inni również je podzielali – pragniemy, aby prawda zwyciężyła. Tak to z pozoru wygląda. Ale czy człowiek naprawdę wierzy we wszystko, co mówi? Czy faktycznie w sporach i kłótniach dążysz wyłącznie do prawdy? A może kierujesz się także innymi motywami?

Czytaj dalej