Uduszeni na własne życzenie Uduszeni na własne życzenie
Ziemia

Uduszeni na własne życzenie

Anna Kowalczyk
Czyta się 13 minut

Około siedmiu milionów ludzi umrze w tym roku przedwcześnie z powodu zanieczyszczenia powietrza, wśród nich kilkadziesiąt tysięcy Polaków. Dlaczego to wciąż za mało, byśmy się naprawdę przejęli,­ Anna Kowalczyk pyta Beth Gardiner, autorkę książki Uduszeni.

Anna Kowalczyk: Dusimy się. Oddychamy powietrzem, które zabija. Naprawdę jest aż tak źle?

Beth Gardiner: WHO mówi jasno: zanieczyszczenie powietrza jest największym środowiskowym zagrożeniem dla zdrowia na całym świecie. Oczywiście skala tego zagrożenia jest różna, w zależności od kraju, w Indiach jest znaczenie gorzej niż w Polsce, Wielkiej Brytanii czy USA. Także w Chinach liczba zgonów, które można powiązać z zanieczyszczeniem powietrza jest znacznie wyższa. Być może to nie jest jeszcze główny zabójca ludzi na świecie, ale na pewno jeden z najgroźniejszych.

Porównywalny do?

Zsumowanych ilości ofiar AIDS, malarii i wypadków drogowych. W samej Europie z powodu brudnego powietrza umiera teraz rocznie 15 razy więcej ludzi, niż ginie na drogach. Można próbować porównywać te liczby do ilości ofiar zawałów serca czy raka, ale bardziej trafną analogią będą efekty palenia papierosów czy braku aktywności fizycznej. To jest właśnie czynnik tego rodzaju – zwiększający, bez cienia wątpliwości, ryzyko choroby i śmierci. W Wielkiej Brytanii zanieczyszczenie powietrza jest ujmowane w wielkiej czwórce największych zagrożeń dla zdrowia, tuż obok alkoholu, palenia i otyłości.

A jednak nie bijemy na alarm tak, jak gdyby chciano nas wszystkich zmusić do palenia albo obżerania się fast-foodami.

Przyjęliśmy już do wiadomości, że palenie czy otyłość skracają życie, ale w przypadku powietrza nadal trudno nam połączyć kropki. Nie chodzi tylko o to, że większość najgroźniejszych zanieczyszczeń jest niewidoczna gołym okiem. Chodzi też

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Kopciuchy (jeszcze) legalne Kopciuchy (jeszcze) legalne
Marzenia o lepszym świecie

Kopciuchy (jeszcze) legalne

Jakub Chełmiński

Rześki marcowy poranek między eleganckimi domami w katowickim Giszowcu. Starsze małżeństwo maszeruje z kijkami, młoda dziewczyna rozgrzewa się przed bieganiem, mama, a może opiekunka, spaceruje z niemowlęciem w wózku, dzieci jadą na deskorolkach do szkoły na końcu ulicy Przyjaznej.

W zdecydowanej większości domy są pięknie utrzymane. Czerwone dachówki odnowione, trawniki starannie przystrzyżone, skalniaki wypielęgnowane. Eleganckich ogródków i zaparkowanych na podjazdach dobrych samochodów strzegą labradory, york teriery, owczarki niemieckie i ceramiczne krasnale. Zabytkowa dzielnica, zaprojektowana i pobudowana 100 lat temu jako miasto ogród, tchnie – z perspektywy osiedlowej ulicy – miłym dla oka ładem. Harmonijny krajobraz zakłócają jedynie wysokie bloki na dalszym planie, postawione w czasach PRL-u, z typowym dla tego okresu brakiem dbałości o estetykę i tradycję, za to z pięknym widokiem na „stary” Giszowiec. Jednak w marcowy poranek widok z okien dziesięciopiętrowców piękny nie jest, bo eleganckie posesje, skąpane w promieniach porannego słońca, owiewa bury dym.

Czytaj dalej