Mówi, że to lęk pomógł mu zostać pisarzem, a swoim czytelnikom zawsze stara się dodać otuchy. O tym, jak wyleczyć się z nostalgii, i o tym, czemu jego najnowsza powieść Schron przeciwczasowy różni się od jego dotychczasowej twórczości, z Georgim Gospodinowem rozmawia Sylwia Siedlecka.
Sylwia Siedlecka: Minotaur w Pańskiej powieści Fizyka smutku ma 12 lat i jest bezbronnym dzieckiem. Opowiada Pan uniwersalne historie z nowej perspektywy, można powiedzieć – apokryfy.
Georgi Gospodinow: Apokryfy interesują mnie bardziej niż kanon, pęknięcia bardziej niż monumentalność, a osobista perspektywa bardziej niż abstrakcja. Małe historie więcej mówią o człowieku niż pisana przez zwycięzców wielka historia, a ja pochodzę z kraju, który zawsze był po stronie zwyciężonych. Nieprzypadkowo tytuł jednej z moich książek brzmi I inne historie.
W człowieku interesuje Pana bardziej dobro niż zło?
Chciałbym, żeby moje historie dawały pociechę. Literatura już od starożytności pełniła taką funkcję. Dlatego opowiadamy dzieciom baśnie. Szeherezada ocaliła życie dzięki ciekawości Szahrijara – opowiadając kolejne historie. Podczas słuchania ich obudziła się w nim empatia do świata, do tej, która opowiada– i to ocaliło jej życie.
Wierzę, że literatura wyzwala współczucie. Kiedy usłyszę twoją historię, trudniej mi będzie wyrządzić ci krzywdę. Im więcej wiem o twojej matce czy dzieciach, tym więcej we mnie zrozumienia. To się dzieje nieświadomie. W Fizyce smutku zależało mi na tym, żeby wzbudzić empatię wobec Minotaura, którego mitologia zamieniła w potwora, nigdy nie dając mu głosu.
Zaledwie 13 lat temu rozmawialiśmy w Warszawie z okazji polskiej premiery Powieści naturalnej. Czuję, jakby