Ich miasta są zielone, mokre i tętnią życiem. Nasze zamieniają się w pustynie. Z Adamem Robińskim, autorem reportażu Pałace na wodzie. Tropem polskich bobrów (wyd. Czarne), rozmawia Magdalena Czubaszek.
Magdalena Czubaszek: W swojej książce Pałace na wodzie. Tropem polskich bobrów, która ukazała się pod koniec kwietnia, zabierasz czytelnika w podróż w czasie. W pierwszym rozdziale podążasz śladem filmowej sceny z „Krzyżaków”, w której Jagienka strzela do bobra. Starasz się znaleźć miejsce, w którym ją zrealizowano.
Adam Robiński: Tę scenę nakręcono w Lasach Oliwskich. Funkcjonował tam rezerwat, w którym w połowie ubiegłego wieku trzymano kilka bobrów. Było to jedyne – obok Biebrzy – miejsce, gdzie Aleksander Ford mógł w komfortowych warunkach sfilmować bobra. W Internecie, na forum geocachingowców, czyli uczestników gry terenowej polegającej na odnajdywaniu ukrytych skrytek, znalazłem koordynaty pieńka po drzewie, które owe fordowskie bobry powaliły. Na starych mapach widać też miejsce, w którym znajdowało się rozlewisko. Jest też toponim – Dolina Bobrów. Tyle że w Dolinie Bobrów nie ma już bobrów.
A ponoć bóbr na dzisiejszych terytoriach Polski był wcześniej niż pierwsi ludzie.
To rodzimy gatunek. Wyewoluował do obecnej postaci o wiele wcześniej niż Homo sapiens. Kiedy z ziem obecnej Polski wycofał się lądolód, bóbr pojawił się na jego przedpolu. Znalazł tam kawał terytorium, które było przystosowane do jego potrzeb. Na terenie Europy bóbr przetrwał jeszcze wcześniej parę zlodowaceń.
Kiedy spojrzymy na jego historię, aberracją