Czy to możliwe, że mityczny złoty wiek, do którego tak wielu filozofów się odwoływało, był w istocie krainą wegetarian, a idealne państwo opisane przez Platona mieli zamieszkiwać ludzie spożywający pszenicę, groch, oliwę czy figi?
Choć słowo „wegetarianizm” powstało dopiero w XIX w., badacze i badaczki posługują się nim, by opisać poglądy i filozofie istniejące w starożytności. Najstarsze pochodzące z Grecji wzmianki dotyczące niejedzenia mięsa pojawiają się już w połowie I tysiąclecia p.n.e. Ostry sprzeciw wobec zabijania i spożywania innych gatunków wiąże się z największymi postaciami antycznej filozofii, takimi jak Pitagoras, Empedokles, Plutarch, Plotyn czy Porfiriusz, a także – w pewnym zakresie – sam Platon.
***
Głębokie i długotrwałe oddziaływanie teologii chrześcijańskiej przyczyniło się do tego, że problematykę wegetarianizmu postrzegamy w kulturze Zachodu jako coś nowego. Choć taka zasada pojawiała się w niektórych regułach zakonnych oraz była zalecana przez poszczególnych teologów, np. św. Hieronima, nigdy nie odgrywała znaczącej roli w głównych nurtach chrześcijaństwa. W powstałym w V w. monumentalnym Państwie Bożym św. Augustyna przyjmowany jest skrajnie antropocentryczny punkt widzenia, a sama rezygnacja z mięsa zaczyna być kojarzona z herezją. Znaczące jednak okazuje się to, że św. Augustyn – w Państwie Bożym, jak również w innych swoich tekstach – czuł się w obowiązku zwalczać poglądy „pogańskich” filozofów, którzy poruszali temat zabijania i niejedzenia zwierząt. Jako erudyta i filozof nie mógł bowiem ignorować wątku tak silnie obecnego i przemyśliwanego w starożytnej kulturze przez niemal tysiąc lat.
Niemiecki teolog Johannes Haussleiter w swoim pionierskim studium Der Vegetarismus in der Antike (Wegetarianizm w antyku) wyróżnił trzy główne powody, dla których starożytni wybierali dietę bezmiesną. Niektórzy wyznawali wiarę w wędrówkę dusz, wobec czego postrzegali zwierzęta jako potencjalnych ludzi: ich zjadanie stawało się po prostu formą kanibalizmu. Drugim powodem była szkodliwość dla zdrowia, przy czym nie chodziło tylko o zdrowie fizyczne: zjadanie mięsa miało być szkodliwe dla duszy, a tym samym dla ciała. Wreszcie wybierano wegetarianizm przez wzgląd na same zwierzęta: skoro można się obejść bez jedzenia mięsa, to sięganie po nie oznacza niepotrzebne zadawanie cierpienia.
Złoty wiek jaroszy
W kulturze starożytnych istniał mit o złotym wieku. W wersji opowiedzianej przez greckiego poetę Hezjoda w owych idealnych czasach za panowania Kronosa żyło pierwsze pokolenie, które nie jadło mięsa. Według Dicearcha z Messyny – mało znanego ucznia Arystotelesa, cenionego przez Plutarcha czy Cycerona – w złotym wieku nigdy nie zabijano zwierząt, ludzie żyli w pokoju i cenili umiar. Z kolei w Przemianach rzymskiego poety Owidiusza ukazane zostały cztery epoki. Pierwsza również została nazwana „złotą”. Obfitowała ona w plony ziemi. Z dębów spływały strugi miodu, ludzie żyli bez hełmów i mieczy. W kolejnych epokach następował stopniowy upadek; wzrastały pożądliwość, przemoc, łakomstwo i zbrodnia. Rozmaite ruchy odnowy religijnej nawiązywały do tych wyobrażeń i starały się powrócić do owej rajskiej kondycji (podobne działania miały też zresztą miejsce w historii Zachodu, gdy różne grupy reformatorskie starały się przywrócić mityczną „czystość” i „pierwotność” – jak choćby ruch adamitów, którego wyznawcy naśladowali nagość Adama).
Szczególną rolę w popularyzacji tych reformatorskich idei przypisuje się orfizmowi i pitagoreizmowi. Nurty te były w pewnym sensie heretyckie wobec religii polis, opartej na składaniu ofiary bogom olimpijskim, z nieodłączną ucztą z rytualnie zabitego zwierzęcia. Starożytni rzecznicy niejedzenia mięsa bezustannie odwoływali się do filozoficzno-religijnych idei orfickich i pitagorejskich. Sekretny charakter tych nurtów sprawia, że poznanie racji przemawiających za odmową spożywania innych zwierząt nie jest w pełni możliwe, ale współczesne interpretacje są dość spójne. Kluczowa była tu wiara w nieśmiertelność duszy przebywającej w ciele, rozumianym jako jej „więzienie”. Życie powinno polegać na oczyszczaniu duszy z powiązań z ciałem – albo poprzez misteria (orfizm), albo naukę (pitagoreizm).
Orfizm, którego nazwa wywodzi się od imienia Orfeusza – legendarnego śpiewaka i uzdrowiciela, mającego cechy szamana – był enigmatycznym ruchem religijnej odnowy i oczyszczenia własnej duszy poprzez zanegowanie wyznawanych ówcześnie wartości, w tym ofiary zwierzęcej, postrzeganej jako wstrętnej bogom. Orficy nie dotykali mięsa, a składali bogom w ofierze jedynie ciastka czy owoce namoczone w miodzie. Dzięki temu zwolennicy Orfeusza zbliżali się do bogów i ludzi z czasów „złotego wieku”, istot nieprzyczyniających się do rozlewu krwi. Od dawna filologowie klasyczni spierają się o to, czy ruch naprawdę istniał. Cóż, nawet jeśli jest to tylko legenda, to same idee przypisywane orfikom przez starożytnych pisarzy stały się realną siłą historyczną, trwałą inspiracją dla innych.
Twierdzenia Pitagorasa
Postacią, co do której istnienia nie ma żadnych wątpliwości, był Pitagoras. Można go postrzegać jako kontynuatora i reformatora orfizmu. W szkole pitagorejskiej przypisywano ogromne znaczenie diecie: tradycyjnie łączy się ją z wegetarianizmem, ale – jak wykazuje analiza bardziej wiarygodnych źródeł pochodzących od akuzmatyków, wczesnych przedstawicieli szkoły, a nie późniejszych legend – powinniśmy raczej mówić o semiwegetarianizmie, który dopiero później przerodził się w wegetarianizm. Nauczanie pitagorejskie było owiane tajemnicą. Dopiero wraz z upadkiem szkoły i emigracją jej przedstawicieli – tutaj przede wszystkim należy wymienić postać Diodora z Aspendos, wtajemniczonego w sekrety bractwa – skrywana dotąd wiedza dotarła do Grecji, a dzięki starożytnym pismom przetrwała do naszych czasów. Przekazywane ustnie krótkie pouczenia, tzw. symbole, były czymś w rodzaju pitagorejskiego katechizmu; znamy 75 symboli, a 12 z nich dotyczy zaleceń dietetycznych.
W bractwie istniała możliwość jedzenia mięsa składanego w ofierze, ale tylko niektórych zwierząt. Wynikało to z koncepcji wędrówki dusz i uznania, że nie mogą one wcielać się jedynie w osobniki składane w ofierze, dlatego można je zjadać (według znanej anegdoty Pitagoras miał wstawić się za bitym psem, w którego skomleniach rozpoznał głos zmarłego przyjaciela). Pitagorejczycy mieli również reguły żywieniowe, które trudno dziś zrozumieć, wynikają one bowiem z nie dość jasnych przesłanek metafizyczno-religijnych: nie mogli jeść białego koguta czy konkretnych gatunków ryb, a także serc i mózgów, musieli też bezwzględnie unikać bobu (dziś błędnie sądzi się, że zakaz dotyczy znanego nam bobu, w rzeczywistości chodziło o bób grecki ‒ gatunek, który obecnie już nie występuje). Mimo wszystko zbiór reguł życia pitagorejskiego wyłożony w „symbolach” zalecał umiar w zakresie jedzenia mięsa. Symbol oznakowany jako 14 nakazuje wprost: „Powstrzymaj się od istot żywych”. Sam Pitagoras miał jeść mięso rzadko, przeważnie żywił się chlebem z miodem oraz gotowanymi i surowymi warzywami. Jedno ze świętych praw szkoły zakazywało zabijania czy krzywdzenia zwierząt nieszkodzących ludziom. Późniejszy rozłam w bractwie pitagorejskim wyłonił szkołę „matematyków”, która była już stricte wegetariańska.
Idealne państwo
Mówiąc o starożytnym wegetarianizmie, nie sposób nie wspomnieć o Empedoklesie. Znany jest głównie ze swojego poematu O naturze, ale stworzył również Pieśń o oczyszczeniu, w której pojawiają się wątki orficko-pitagorejskie. Empedokles ściśle łączył wegetarianizm z metempsychozą. Twierdził, że sam we wcześniejszych wcielaniach był chłopcem, dziewczyną, „niemą rybą”, ptakiem. Wierzył też, że „ludzie starożytni” byli lepsi, ponieważ nie składali ofiar ze zwierząt (a jedynie z perfum, miodu czy rzeźb), nie jedli mięsa i nie prowadzili wojen. Owo wierzenie przybrało w jego przypadku nowy wyraz: był przekonany o istnieniu dwóch sił – Miłości i Nienawiści. Pierwsi ludzie żyli w epoce Miłości; Empedokles żył już jednak w epoce Nienawiści. Fragmenty pism, które przetrwały, ukazują wielkie rozgoryczenie wywołane zjadaniem mięsa i poczucie bycia nieczystym.
Kolejną ważną postacią z kręgu inspiracji orfickich i pitagorejskich jest sam Platon. Ten być może największy myśliciel w historii zachodniej filozofii otaczał się ludźmi ze środowiska pitagorejskiej szkoły „matematyków”. Podczas pobytu na Sycylii poznał orfizm, który wywarł na nim duże wrażenie. Nie zachowały się bezpośrednie deklaracje dietetyczne Platona, ale niektórzy filologowie i niektóre filolożki – m.in. prof. Ewa Osek w artykule Dieta pitagorejska – twierdzą, że był on wegetarianinem. Podobno w słynnej Akademii Platońskiej podawano wyłącznie pokarmy bezmięsne.
Amerykański filozof Daniel A. Dombrowski w swojej książce The Philosophy of Vegetarianism (Filozofia wegetarianizmu) poszukiwał w pismach Platona świadectw niespożywania mięsa; te, które znalazł, wyraźnie odpowiadają poglądom orficko-pitagorejskim. Sokrates w Państwie zastanawiał się nad sposobem żywienia mieszkańców idealnego państwa – wymienił takie produkty, jak mąka, ser, oliwa, figi czy sól, i stwierdził, że są one dobre dla zdrowia oraz pokoju (Dombrowski ciekawie zauważa, że jednym z największych tabu zachodniej filozofii jest fakt, że w idealnym państwie z wizji Platona nie jedzono mięsa). W Prawach znajduje się fragment mówiący o tym, że spożywanie ciast i potraw w miodzie jest „czystsze” niż karmienie się zwierzętami. W Epinomis czytamy, że powstrzymywanie się od posiłków mięsnych nie gwarantuje mądrości, ale z pewnością ukazuje próbę stania się lepszym człowiekiem.
W stronę etyki
Pisma Pitagorasa nie przetrwały. Platon nie nawoływał wprost do wegetarianizmu. Z pism Empedoklesa zostały jedynie fragmenty. Kultura starożytna wydała jednak dwóch wybitnych autorów, których dzieła zawierają miażdżące argumenty przeciwko mięsożerstwu. Chodzi o Plutarcha z Cheronei i Porfiriusza z Tyru. To, co znajduje się w tekstach obu filozofów, pozwala uznać ich za prawdziwych prekursorów ruchu na rzecz wyzwolenia zwierząt. Już w najbardziej znanym utworze Plutarcha – Żywotach sławnych mężów – można znaleźć fragmenty zachęcające do tego, by kierować się dobrem zwierząt. W tekście o Katonie Starszym Plutarch krytykuje instrumentalne traktowanie innych gatunków; z podziwem wypowiada się o ludach stawiających groby psom czy koniom. Twierdzi, że nigdy nie pozbyłby się wołu tylko dlatego, że zwierzę się zestarzało, oraz że istot, które posiadają duszę ‒ a za takie uważał zwierzęta ‒ nie należy traktować jak starych, zużytych butów.
W Żywotach znajdują się jednak tylko luźne uwagi. Najważniejsze dla naszego tematu są inne, mniej znane teksty tego pisarza, w szczególności wyśmienita mowa O jedzeniu mięsa.
Plutarch pozostawał pod wpływem neopitagoreizmu i taki częściowo był również jego wegetarianizm – miał podłoże religijne, ale niepozbawione intelektualnej nadbudowy. Filozof wytacza mnóstwo racjonalnych argumentów. Nowatorskie jest to, że sprowadza on dyskusję na poziom etyki i mówi wprost o cierpieniu zwierząt. Zachęca każdego, aby sam w duchu – szczerze, a nie za pomocą sofistycznego teoretyzowania – rozważył problem zabijania i zjadania innych gatunków. Plutarch argumentuje wreszcie, że jedzenie mięsa nie jest dla nas czymś przyrodzonym, że jest sztuczną „drugą naturą niezgodną z naturą”. Dla starożytnego filozofa absurdalny jest pogląd, iż jesteśmy istotami drapieżnymi; proponuje zwrócić uwagę na nasze ciała: brak odpowiedniego uzębienia, szponów, a także „silnych soków żołądkowych” umożliwiających trawienie surowego mięsa. Zauważa, że nie jesteśmy przystosowani do polowania, a samo zabijanie budzi raczej nasz wstręt. Zjadamy zwierzęta pomimo tego wstrętu, a nie z powodu naturalnego pociągu do krwi i mięsa. Proponuje zwolennikom diety zwierzęcej, by sami rzucili się na żywą świnię czy krowę i spróbowali ją zabić bez pomocy broni i zjeść, nie wykorzystując ognia. Wtedy łatwo się przekonają ‒ stwierdza Plutarch ‒ że nie potrafią tego zrobić ani nawet nie chcą. Ludziom na ogół przeszkadza zabijanie i wolą nie wiedzieć, skąd bierze się jedzenie trafiające na ich stół.
Plutarch drwi z tych, których zdumiewał wegetarianizm Pitagorasa. Zdaniem filozofa nie należy dziwić się i dociekać, kto pierwszy i dlaczego zaprzestał jedzenia mięsa; trzeba odwrócić pytanie i zastanowić się, kto zaczął jeść mięso i z jakiego powodu. Jak to możliwe, że po raz pierwszy zanurzono zęby w ciele, które przed chwilą żyło, ryczało, ruszało się? Jak poradzono sobie ze wstrętnym obrazem rzezi i cieknącej krwi? Jak wytrzymano smród?
Filozof stawiał sprawę bezkompromisowo i w retorycznie mistrzowskim stylu, dlatego warto go zacytować: „Dlaczego fałszywie oskarżacie ziemię, jakoby nie była w stanie was wykarmić? Czemu bezbożnie obrażacie prawodawczynię Demeter i łaskawego Dionizosa, opiekuna winnej latorośli, jak gdybyście za mało z ich rąk przyjmowali? Nie wstyd wam łączyć płody rolne z krwią i posoką? Węże, lwy i pantery nazywacie okrutnymi, a sami tak mordujecie, że one w okrucieństwie nie mogą się z wami równać. Dla nich bowiem zabijanie jest życiem, dla was zaś – przyprawą” (tłum. Damian Miszczyński). Plutarch dodaje przy tym, że sami nie zjadamy lwów, węży czy panter, lecz zabijamy i wykorzystujemy tylko zwierzęta łagodne i bezpieczne dla nas, które natura stworzyła „chyba jedynie dla ich piękna i wdzięku”.
Niektóre partie tekstu sugerują, że Plutarch dopuszcza możliwość zjedzenia mięsa, gdyby od tego zależało ludzkie życie, w przypadkach głodu; nie może jednak znieść folgowania zmysłom, „bezmyślnego obżarstwa”; nie ma najmniejszej tolerancji dla czynienia przyjemności z tego, co nazywa występkiem.
Zdaniem Plutarcha mięso jest niezdrowe, a źle wpływając na ciało, źle wpływa też na duszę, na jej siłę ‒ otępia i wprowadza zamęt. Mimo to sprzeciw wobec jedzenia zwierząt nie wynika u Plutarcha wyłącznie z przyczyn metafizycznych czy religijnych. To nie kwestie wędrujących dusz czy własnej czystości stanowią oś jego argumentacji: myśliciel jest oburzony mięsożerstwem z powodów moralnych, napawa go odrazą wszelkie zabijanie i nieuzasadnione okrucieństwo.
Rozumne i mające duszę
Traktat De abstinentia ab esu animalium Porfiriusza z Tyru to jedyne systematyczne dzieło całkowicie poświęcone niejedzeniu mięsa, które przetrwało do naszych czasów. Filozof nie tylko wykłada w nim swoje argumenty, lecz także sięga po cytaty z pism różnych filozoficznych autorytetów (często są to bezcenne fragmenty zaginionych prac), zwolenników, ale też przeciwników jedzenia innych zwierząt. W tym sensie tekst Porfiriusza jest podsumowaniem 700 lat starożytnej dyskusji na ten temat. Myśl mędrca z Tyru odwołuje się do bogatej tradycji filozoficznej: czerpał z platonizmu i pitagoreizmu, podobnie jak jego wielki mistrz, Plotyn, twórca szkoły neoplatońskiej, który również był bezkompromisowym wegetarianinem.
Polskie tłumaczenie tytułu traktatu Porfiriusza autorstwa Ewy Osek brzmi O wegetarianizmie, ale filolożka przyznaje w przedmowie książki, że dosłowny przekład mógłby brzmieć: Powstrzymywanie się od istot ożywionych. Dzieło to filozof zadedykował swojemu dawnemu przyjacielowi, o którym słyszał, że ten zmienił szkołę filozoficzną i wrócił do jedzenia mięsa. Każda z czterech ksiąg ma przekonać przyjaciela do powrotu do neoplatońskiego wegetarianizmu. Pierwsza księga omawia rozmaite poglądy na temat spożywania mięsa; druga krytykuje ofiarę religijną składaną ze zwierząt (to dla Porfiriusza akt bezbożny i obraźliwy; stanowisko filozofa było bardziej radykalne od pitagorejskiego); o trzeciej więcej powiemy za chwilę; czwarta dowodzi, że istniały ludy wegetariańskie (co ma obalić pogląd o nienaturalności wegetarianizmu).
Cały traktat jest niezwykle bogaty i trudno rzetelnie streścić jego zawartość w kilku zdaniach. Przybliżę więc tutaj jedynie zawartość księgi trzeciej, której lektura jest prawdziwą ucztą intelektualną. Porfiriusz argumentuje w niej już w zupełnie nowoczesnym stylu. Przede wszystkim drwi z teorii o nierozumności zwierząt. Zauważa, że inne gatunki mają pamięć, uczą się od siebie, są sprytne, mają też wrodzoną wiedzę. Krytykuje tłumaczenie (popularne zresztą do dziś), że zachowanie zwierząt wynika wyłącznie z irracjonalnego „instynktu”. Sam ten „instynkt”, według Porfiriusza, jest właśnie rozumem obecnym w całej naturze ‒ także w człowieku ‒ i nie ma w sobie nic pejoratywnego. To ludzkie zaślepienie wynikające z łakomstwa uniemożliwia dostrzeżenie rozumu w innych gatunkach. Porfiriusz dowcipnie podkreśla przy okazji, że samo twierdzenie o rozumności ludzi jest przesadnie eksponowane przez filozofów: w tłumie bowiem zdarzyć się może tylko „jedna lub dwie” osoby rozumne (przypomnijmy w tym miejscu argumentację Petera Singera z Wyzwolenia zwierząt: skoro wyższość umysłowa miałaby dawać prawo do jedzenia innych gatunków, to czy mamy prawo jeść niemowlęta albo osoby z niepełnosprawnością intelektualną?).
Dla Porfiriusza konieczne jest rozciągnięcie pojęcia sprawiedliwości na wszelkie inne gatunki; mówiąc językiem współczesnym: starożytny filozof argumentuje za prawami zwierząt. Jeśli sprawiedliwość dotyczy istot rozumnych ‒ a zwierzęta nimi są ‒ to dlaczego miałaby ich nie obejmować? Zauważa przy tym, że same zwierzęta zachowują się sprawiedliwie: według niego postępują tak mrówki czy pszczoły. Człowiek, który jest sprawiedliwy, musi rozciągać zasadę sprawiedliwości na wszelkie żywe stworzenia. Porfiriusz mówi o zasadzie „niekrzywdzenia”, która przypomina ahinsę – zasadę moralną obecną w hinduizmie, dźinizmie i buddyzmie.
Filozof z Tyru rozważa także szczegółowo wiele innych kwestii, niestety zignorowanych w późniejszych dziejach zachodniej filozofii. Postrzegał jako nonsens koncepcję, według której wyższość człowieka wynika z posługiwania się językiem. Z faktu, że nie rozumiemy języka zwierząt, nie wynika, że one go nie mają. Dźwięki wydawane przez inne gatunki są zróżnicowane: inaczej odzywa się zwierzę przestraszone, inaczej ‒ w okresie godowym. A to dowodzi, że poszczególne odgłosy mają określone znaczenie. Filozof przywołuje zresztą przypadek oswojonej przez siebie kuropatwy, która milczała, gdy on milczał, a odzywała się, gdy sam zaczynał do niej mówić.
***
Dla Porfiriusza zjadanie istot nam pokrewnych ‒ również mających bowiem duszę – jest wykroczeniem. Ale jako neoplatonik i kontynuator tradycji orficko-pitagorejskiej szedł w swojej argumentacji znacznie dalej: spożywanie mięsa uważał za szkodliwe dla ludzkiej duszy. Jest jedna istotna różnica dzieląca współczesnych obrońców zwierząt od Porfiriusza, a także być może od wszystkich wyżej wymienionych starożytnych myślicieli: można odnieść wrażenie, że filozof nie miał ambicji, by zmienić całe społeczeństwo, i nie wierzył w możliwość powszechnego wegetarianizmu. Jego myśl była przeznaczona dla duchowych elit, dla „najlepszych”, świętych ludzi – tych, którzy pragną upodobnić się do bogów.