
Współczesna nauka zrewolucjonizowała naszą wyobraźnię. Z kosmologiem i filozofem Michałem Hellerem – o maszynie parowej, teologii i fizycznych problemach z materializmem – rozmawia Wojciech Bonowicz.
Wojciech Bonowicz: Zapytam Cię na początek o najwcześniejsze poruszenia wyobraźni, te dziecięce jeszcze. Jak one wyglądały? Czy wyobraźnią wybiegałeś w przyszłość? A może ku innym światom?
Michał Heller: Zacznę od uwagi ogólniejszej. W dzieciństwie i młodości wyobraźnia odgrywa dużo większą rolę niż cokolwiek innego. Bo racjonalnego myślenia człowiek się uczy stopniowo, krok po kroku, a wyobraźnia budzi się wraz ze świadomością albo zaraz potem. I zachowuje się nieposłusznie: prowadzi tam, gdzie ona chce, a nie tam, gdzie ja bym chciał. Co więcej, z czasem człowiek nabiera ochoty, żeby pójść w tę stronę, w którą ona go prowadzi. Bo wyobraźnia ma w sobie coś urzekającego. Otaczający nas świat jest z początku dosyć ubogi. Jednym z pierwszych wrażeń, jakie zapamiętałem, był widok poprzeczki w łóżeczku, w którym spałem. Łóżeczko było otoczone siatką, żebym z niego nie wypadł, i ta siatka kończyła się poprzeczką. Kiedy patrzyłem w stronę okna, ta poprzeczka mi przeszkadzała i dlatego ją sobie zapamiętałem.
Miałeś trzy i pół roku, kiedy wybuchła wojna i musieliście uciekać. Potem była wywózka w głąb Rosji. Czy atmosfera zagrożenia i częste zmiany miejsca sprzyjały uciekaniu w świat wyobraźni?
Byłbym skłonny powiedzieć, że ani sprzyjały, ani nie sprzyjały, po prostu było tak, jak powinno być. To znaczy dla starszych to był kataklizm, kryzys, a dla mnie kolejne zdarzenia, które przynosiła ze sobą codzienność. Kiedy we Lwowie przyszli do nas rosyjscy żołnierze i kazali się spakować, to starsi pakowali rzeczy, a ja gapiłem się na karabiny, bo bardzo mi się podobały. Jako dziecko byłem dość skutecznie chroniony przed grozą tego, co się działo.
A doświadczenia mocno wchodzące w ciało, takie jak chociażby głód? Czy one sprawiają, że wyobraźnia się kurczy, czy przeciwnie?
Doświadczenie głodu pamiętam bardzo dobrze. Wyobrażałem sobie wtedy kromkę chleba, którą chciałbym zjeść. Ale chleba brakowało.
Na Syberii kuchnią zajmowała się babcia. I wymyślała rozmaite namiastki. Na przykład jajecznicę, w której nie było jajek, tylko trochę mąki wymieszanej z wodą. Coś tam jeszcze się dodawało i powstawały takie płynne kluski, które babcia nazywała jajecznicą. Podobnie z lodami. Ktoś przynosił do domu zamarznięte mleko, odłupywało się kawałek i lizało, a babcia opowiadała o tym, jakie to lody jadało się przed wojną. Sprzed wojny zapamiętałem taką scenę: musiałem mieć jakieś problemy z żołądkiem, bo mama wzięła banana, ściągnęła z niego skórkę i zawartość podawała mi łyżeczką. Przez całą wojnę ten banan był dla mnie symbolem czegoś niesłychanie smacznego, wręcz luksusowego. Do tej pory lubię banany.
Jak właściwie kształtuje się nasze wyobrażenie świata? Jak ten świat się nam poszerza?
Punktem wyjścia są bardzo konkretne rzeczy. W moim przypadku były to parowozy. Pierwszym zawodem, o jakim marzyłem, był