
Diabelski młyn i karuzelę zawdzięczamy Turkom osmańskim, a rollercoaster – carowi Piotrowi Wielkiemu i carycy Katarzynie. Kolejka górska jest dobra dla pobożnych chrześcijan, pomoże też na kamienie nerkowe.
„Karuzela, karuzela, na Bielanach co niedziela” – śpiewała Maria Koterbska w 1955 r., a piosenkę spopularyzowaną przez socrealistyczną komedię Irena do domu! kojarzą w Polsce nawet ci, którzy nie pamiętają PRL-u, nie wiedzą nic o Koterbskiej ani nawet w życiu nie byli na warszawskich Bielanach. Oto moc tkwiąca w prostocie rymu i melodii, ale też w wirującej zabawie, w wizji dosłownie odlotowego niedzielnego odpoczynku. A myśląc „karuzela”, nie wyobrażamy już sobie tylko jazdy na konikach kręcących się na kole lub zawieszonych na łańcuchach. To symbol wesołego miasteczka pełnego także innych mechanicznych cudactw, takich jak kolejki górskie i diabelskie młyny. Czy ktoś gustuje w wielkich rollercoasterach, czy wystarczają mu powolnie sunące łabędzie, powinien odbyć w maju rundę honorową na ulubionej maszynie – a to z okazji wielkiej karuzelowej rocznicy. Lecz o tym za chwilę, przy kolejnym okrążeniu.
Rycerska zabawa
W&nb