Dlaczego to czerwone maki są na Monte Cassino wspomnieniem poległych polskich żołnierzy?
W czasach starożytnych uczestnicy misteriów eleuzyjskich pod Atenami składali maki w ofierze Demeter, matce ziemi. Były one symbolami snu i zapomnienia – także zapomnienia przeżytych cierpień. Demeter tęskniła bowiem do córki Persefony, porwanej przez boga podziemi Hadesa. Na mocy wyroków Zeusa odzyskała ją, aczkolwiek tylko na połowę każdego roku. Na drugą – zimową – Persefona wracała do podziemnego świata. Kwiat poświęcony bogini ziemi – a zarazem kwiat rośliny, z której makówek przygotowywano specyfiki o właściwościach narkotycznych – stał się łącznikiem między żywymi i zmarłymi, obecnymi i nieobecnymi, jawą i snem.
W czasach chrześcijańskich dokonano kolejnego metafizycznego połączenia: zaczęto wierzyć, że maki wyrosły z krwi ukrzyżowanego Chrystusa. W ten sposób symbolika czerwonych kwiatów, związana z cierpieniem, śmiercią, ale też nadzieją na ponowne spotkanie ze zmarłymi, jeszcze się umocniła.
Co jednak z żołnierzami? Z poległymi zaczęto łączyć szkarłatne kwiaty podczas wojen napoleońskich. Leżące w ziemi nasiona maku nic sobie nie robiły z artyleryjskich salw, kawaleryjskich szarż i tysięcy maszerujących żołnierzy. Potrafiły przetrwać tam, gdzie inne rośliny ginęły. A kiedy walki ucichły, zdewastowane pola bitew ożywały właśnie za sprawą rozkwitających tam maków. Krwistoczerwone płatki zaczęły kojarzyć się z krwią poległych żołnierzy.
Jednak dopiero 100 lat później, podczas pierwszej wojny światowej, skojarzenie to przyjęło się na dobre – przynajmniej na Zachodzie. Gdy pola północnej Francji i Flandrii zostały zamienione przez bomby i pociski w ziemię jałową, usianą trupami żołnierzy we wszystkich mundurach, ponownie uchowały się na nich właśnie maki. Uwiecznił to kanadyjski lekarz, podpułkownik John McCrae, walczący na tych terenach podczas pamiętnej drugiej bitwy o Ypres (22 kwietnia–25 maja 1915 r.), gdy wojska niemieckie po raz pierwszy użyły na froncie gazów bojowych. Pod wpływem śmierci swojego przyjaciela Kanadyjczyk napisał wiersz Na polach Flandrii, który pod koniec roku został opublikowany w popularnym brytyjskim magazynie „Punch”. McCrae wspominał w nim o kwitnących makach, jak krzyże znaczących miejsca, gdzie polegli żołnierze. Śpią tam, ale zarazem czekają, by pewnego dnia się zbudzić…
McCrae niestety nie dożył końca wojny. Zmarł kilka miesięcy wcześniej na zapalenie płuc. Wiersz tymczasem zapadł w pamięć (pod jego wpływem zmieniono nawet tytuł pogodnego obrazu amerykańskiego malarza Roberta Vonnoha z 1890 r. Maki polne na dramatyczny Na flandryjskim polu, gdzie śpią żołnierze i rosną maki). W 1921 r., a więc trzy lata po wojnie, szkarłatne kwiaty stały się w Wielkiej Brytanii symbolem akcji charytatywnej na rzecz żołnierzy, nazwanej makowym apelem, czyli Poppy Appeal. Dziś w krajach związanych kulturowo z Wielką Brytanią trudno sobie bez nich wyobrazić Dzień Pamięci – rocznicę zakończenia pierwszej wojny światowej obchodzoną 11 listopada (we Francji podobną rolę odgrywa bławatek). W Polsce jednak, za sprawą pieśni Czerwone maki na Monte Cassino ułożonej przez Feliksa Konarskiego i Alfreda Schütza w 1944 r., kojarzą się głównie z drugą wojną światową. A zwłaszcza z zaciętą bitwą polskich żołnierzy o włoski klasztor leżący na górskich fortyfikacjach hitlerowskiej linii Gustawa.