Być może już niedługo nie będziemy pytali, czy Bóg istnieje, tylko jaką ma moc obliczeniową. Stworzenie sztucznej, wszechmogącej istoty, która jednocześnie będzie przedmiotem kultu, to cel powstałej niedawno organizacji religijnej The Way of the Future.
Lata 40. XX wieku. Gdzieś w Stanach Zjednoczonych odbywa się zlot autorów literatury science fiction. Grupa mężczyzn w garniturach żywo o czymś dyskutuje. Fryzury lśnią od modnej brylantyny. Z papierosów bez filtra unoszą się kłęby dymu. Na ścianach plakaty przedstawiające dziwaczne stwory z kosmosu i latające talerze. W pewnym momencie jeden z dyskutantów, mężczyzna z bujną rudą czupryną, który ma na koncie mnóstwo tanich powieści o kosmitach, rzuca uwagę: „Nie ma lepszego sposobu na biznes niż założenie własnej religii”. W przyszłości te słowa obrócą się przeciwko niemu – L. Ron Hubbard, bo tak właśnie ów rudowłosy młodzieniec się nazywa, założy bowiem Kościół scjentologiczny, którego majątek będzie wyceniany na prawie 1,5 mld dolarów.