Witajcie w świecie „fomo sapiens” Witajcie w świecie „fomo sapiens”
i
White rabbits (1765 - 1848) Ōoka Unpō
Wiedza i niewiedza

Witajcie w świecie „fomo sapiens”

Paulina Czapska, Anna Szapert
Czyta się 4 minuty

Na początku była Torschlusspanik. Strach przed przegapieniem ważnego momentu. W dosłownym tłumaczeniu z języka niemieckiego termin opisuje „panikę przed zamykającą się bramą”. Antropolożka Tiffany Watt Smith w Księdze ludzkich uczuć podaje, że określenie to odnosi się do dość powszechnej w średniowieczu sytuacji, w której podróżni na widok pędzącej na nich armii nieprzyjaciela biegną w kierunku zamykających się bram miasta, żeby w nim szukać schronienia. Przerażające prawda?

Choć współcześnie wydaje się to już co najmniej mało aktualne, to Torschlusspanik ma się świetnie, a nawet ulega innowacyjnym przekształceniom. Dziś przecież także pędzimy w panice, tylko bramy, które się przed nami zamykają, mają mniej materialny charakter. Poszukiwanie schronienia i wyjście z sytuacji zagrożenia przysparza nam, użytkownikom XXI w., innych niż średniowiecznym przodkom trudności. Mniej namacalnych, ale zupełnie realnych.

Wszyscy jesteśmy sfomowani

Pod koniec XX w. wraz z „dojrzewaniem” kapitalizmu i nowych technologii w naszej rzeczywistości na dobre rozgościło się FOMO. Co znaczy akronim FOMO i skąd się wziął? Różne źródła podają, że po raz pierwszy użył go w połowie lat 90. XX w. strateg marketingowy i badacz Dan Herman. Po przeprowadzeniu serii pogłębionych wywiadów z klientami zdefiniował FOMO (fear of missing out) jako obawę przed niewykorzystaniem wszystkich dostępnych możliwości i jednoczesną utratę spodziewanej radości związanej z wyczerpaniem wszystkich tych możliwości. Jednak z najbardziej rozpowszechnionej definicji FOMO stworzonej przez badacza tego fenomenu współczesnej kultury cyfrowej Andrew K. Przybylskiego wynika, że należy go rozumieć raczej jako „wszechogarniający lęk, że inne osoby w danym momencie przeżywają bardzo satysfakcjonujące doświadczenia, w których ja nie uczestniczę”. W 2013 r. zespół badaczy z Przybylskim na czele opracował nawet tzw. skalę FOMO, za pomocą której można oszacować stopień własnego „sfomowania”. Młodziutkie FOMO, chętnie opisywane przez media i obśmiewane w niezliczonych ilościach memów, nieco dojrzało i doczekało się w końcu solidnych naukowych opracowań.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Wnioski z tych coraz liczniejszych raportów nie napawają jednak optymizmem. Sugerują, że kontekstem pojawienia się FOMO jest brak zaspokojenia podstawowej psychologicznej potrzeby każdego z nas – potrzeby przynależności. Ze strachu uciekamy zupełnie jak nasi przodkowie, tylko sposób się zmienił. Teraz jest to np. skrollowanie w swoim smartfonie. A tam, jak w średniowiecznych miastach, czekają na nas niespodziewane zarazy: lejące się nieprzerwanym strumieniem bodźce, fakty i pseudoinformacje.

„Jesteśmy przebodźcowani, przeinformowani, z jednoczesnym poczuciem »niebycia« na bieżąco, »niedoinformowania«, »niebywania«. Odnosimy wrażenie, że omija nas wszystko to, co dobre, ciekawe, wartościowe i ważne. Wypolerowane życie innych, pokazywane w mediach społecznościowych, staje się więc naszym niedościgłym i niespełnionym marzeniem” – piszą we wstępie do niedawno wydanego raportu z badań FOMO. Polacy a lęk przed odłączeniem naukowcy z Wydziału Psychologii oraz Wydziału Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii UW.

Zwolnijcie i bądźcie z tego dumni

Jeśli FOMO może czemuś służyć, to raczej nie naszemu zdrowiu psychicznemu, a jedynie nakręcaniu spirali konsumpcjonizmu. Specjaliści od zwiększania sprzedaży uważają zresztą, że „FOMO marketing” jest najlepszym sposobem na dobranie się do portfeli milenialsów. Straszą, że dla nas już czegoś nie starczy, a my się na to nabieramy. Czy jest dla generacji fomo sapiens jakiś ratunek?

Coraz częściej media lifestyle’owe i biznesowe piszą o antidotum na FOMO, czyli JOMO. Joy of missing out to poczucie zadowolenia z ucieczki przed natłokiem informacji. Dziennikarze „New York Timesa” czy „Forbesa” opisują ten nowy trend jako praktykę eliminowania z otoczenia zbyt dużej ilości bodźców, skupiania się na teraźniejszości i ćwiczenia się w mówieniu „nie” mnożącym się możliwościom. Przynajmniej w teorii brzmi łatwo.

JOMO nawiązuje do od lat zyskujących popularność technik uważnościowych (mindfulness) i medytacyjnych, slowlife’u oraz minimalizmu. Postuluje wprowadzanie przerw w pracy i ekspozycji na media społecznościowe. Idea JOMO ma zachęcać do dbania o odpoczynek i relacje oraz tzw. cyfrowy dobrostan (digital well-being) w założeniu przeciwstawny do galopującego tempa życia i rozbuchanego kapitalizmu.

Jednak zjawisko JOMO szybko znalazło także marketingowo szersze zastosowanie, chociażby w formie rosnącej ilości poradników psychologicznych zachęcających do poszukiwania szczęścia w prostocie, w formie, np. osławionego ostatnimi czasy duńskiego hygge czy japońskiego ikigai. Choć zapewne niepozbawione sensownych i adekwatnych postulatów, stało się kolejnym trendem lifestyle’owym, za którym próbują nadążyć (sic!) obywatele zadręczeni FOMO. Joga, medytacja, quality time z bliskimi i praktykowanie wdzięczności. Próbujemy wcisnąć to wszystko w wielkomiejską rzeczywistość pełną targetów, gadżetów, rosnących standardów efektywności i kreatywności. Poprzeczka wędruje jeszcze wyżej. Prawdziwą ekwilibrystyką dzisiejszych czasów staje się więc wyrobienie w kapitalistycznym świecie tych dwóch skrajnie różnych prędkości.

Czytaj również:

Sceptycyzm w filozofii i w życiu Sceptycyzm w filozofii i w życiu
i
„Portret damy”, Rogier van der Weyden, ok. 1455 r., National Gallery of Art w Waszyngtonie / domena publiczna
Wiedza i niewiedza

Sceptycyzm w filozofii i w życiu

Karolina Rychter

Bertrand Russell, jeden z najbardziej błyskotliwych filozofów XX w., z właściwą sobie celnością i poczuciem humoru we wstępie do swoich Szkiców sceptycznych przywołuje następującą anegdotę o Pyrronie z Elidy, założycielu starożytnej szkoły sceptyków.

Będąc jeszcze bardzo młodym człowiekiem, wybrał się on na spacer, podczas którego zobaczył, że jego nauczyciel – który wpoił mu zasady swojej filozofii – wpadł do błotnistego rowu i w żaden sposób nie może się z niego wydostać. Przyglądał się temu przez chwilę, po czym poszedł dalej, stwierdziwszy, że nie ma dobrych powodów, by sądzić, że pomaganie nieszczęsnemu staruszkowi byłoby czymś właściwym. Ludzie, którzy ostatecznie pomogli mu się wydostać, potępili Pyrrona za chłód i brak serca. Jednak sam nauczyciel pochwalił go za konsekwencję i wierność zasadom.

Czytaj dalej