Wizje roślin – brzoza Wizje roślin – brzoza
i
Joe Dudeck/Unsplash.com
Ziemia

Wizje roślin – brzoza

Robert Rient
Czyta się 11 minut

Jedno z najbardziej unikatowych drzew świata zawiera w sobie lekarstwo na stany zapalne, trądzik, choroby wątroby i układu moczowego. Są badania, które mówią, że pochodząca z brzozy betulina leczy chemiooporne nowotwory, a pąki i młode liście zapobiegają wypadaniu włosów i pomagają przy odchudzaniu.

Na wsi, na przednówku – jak od wieków zwano czas między końcem zimy, gdy kończyły się zapasy, a początkiem kwitnienia łąk – ratunkiem była oskoła, sok z brzozy. Czas, gdy można było go pozyskiwać, Mazurzy zwali oskołami. W 1799 r. przyrodnik Stanisław Bonifacy Jundziłł w Botanice stosowanej napisał, że „na wiosnę płynący, zebrany i w beczkach bez żadnej przymieszki fermentowany, do pół lata jest trwały, i ma kwaskowaty smak. Świeżo do robienia miodu i piwa użyty daje wiele przyjemnego smaku i tęgość pomnaża”. Jeszcze zanim brzoza wypuści liście, pompuje wzdłuż pnia i gałęzi wodę i zmienia ją w odżywczy sok, bogaty w wit. C i B oraz w magnez, żelazo, fosfor. Oskoła odtruwa organizm, odżywia, stymuluje układ odpornościowy i łagodzi dolegliwości wrzodowe. Najlepszy czas na jej pozyskiwanie przypada na przełom marca i kwietnia. O ile nie trzymamy jej w beczkach, jak zalecał Jundziłł, dobrze jest umieścić ją w lodówce, gdyż w cieple sfermentuje po kilku dobach. Jednak pobieranie soku z brzozy łączy się z uszkodzeniem kory, często oznacza początek infekcji grzybiczej i znaczne osłabienie drzewa, które w okresie wzrostu gromadzi pokarm na nadchodzące miesiące. Dlatego, jeśli oskoła nie jest absolutnie niezbędna, tak jak była mieszkańcom wsi, którzy głodowali wraz z nadejściem przednówka, lepiej zrezygnować z ranienia drzewa albo rozważyć skorzystanie z soku pobranego w etycznych warunkach (zapewnienia producentów soku z brzozy, że ten pochodzi z „ekologicznych” upraw, zazwyczaj nie są tego gwarancją, a jedynie marketingowym chwytem).

Poza oskołą brzoza ma znacznie więcej do zaoferowania. W celach leczniczych wykorzystuje się jej pączki, liście, gałęzie, korę, a nawet guzy grzybicze. Od wieków uważana była za drzewo święte związane z białą magią, natomiast mitologia nordycka wskazuje na przyszłość: to pod brzozą ma dojść do końca świata, ostatecznej bitwy bogów zwanej Ragnarok. Najstarszy dowód styczności człowieka z brzozą pochodzi sprzed pięciu tysięcy lat. W 1991 r. w dolinie Ötz w Południowym Tyrolu odnaleziono szczątki człowieka, zwanego Ötzi albo człowiekiem lodu, a przy nim przedmioty wykonane z brzozy: można je obejrzeć w Muzeum Archeologicznym Południowego Tyrolu we Włoszech.

Dla Słowian, którzy na cześć brzozy trzeci miesiąc roku zwali brzeźniem (do dziś nazwa przetrwała w języku czeskim), była symbolem wiecznego życia. W młode brzozy miały przemieniać się dusze przedwcześnie zmarłych dziewcząt o dobrym sercu. Brzoza posadzona przy domu chroniła przed złymi duchami. Z wiotkich gałązek pleciono ochronne, rytualne wianki, z drewna rzeźbiono czarodziejskie różdżki oraz kołyski dla niemowląt, mające zapewniać im spokojny sen i zdrowie. Oskoła nie tylko odżywiała ciało, ale stosowana na skórę miała odmładzać i wydłużać życie. W Zielniku wydanym w 1845 r. Józef Gerald-Wyżycki, ziemianin i botanik zapewniał, że wysuszone gałązki i powiązane w pęczki są „najmniej szkodliwym narzędziem do powściągnięcia swawoli”. Wyjaśniał, że tak przygotowane narzędzia „służyły pospólstwu naszemu do chłystania się w łaźniach, wzbudzenia większej transpiracyi, i oczyszczenia ciała od znoju, kurzawy i brudu”. Te dla wielu wątpliwe przyjemności być może zainspirują, a wręcz ucieszą współcześnie rozmiłowanych w BDSM, zdanych na plastikowe, nieekologiczne rekwizyty. Jednakże dobrze i tu, podobnie jak w przypadku soku z brzozy, rozważyć, czy warto własne rozkosze przedkładać nad cierpienie drzewa.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Charakterystyka

Brzoza (Betula) liczy około 120 gatunków, z czego w Polsce występuje siedem. Łacińska gatunkowa nazwa brzozy verrucosa pochodzi od słowa verruca oznaczającego brodawki, czyli gruczoły wydzielające żywicę, które pokrywają młode gałęzie. Słowianie zwali je łzami, jednak botanicy wolą określać je w ten znacznie mniej elegancki sposób. Najbardziej popularna w Polsce jest właśnie brzoza brodawkowata (Betula pendula). Łacińskie słowo pendula oznacza to, co zwisające i odnosi się do delikatnych, poruszanych wiatrem gałązek. Brzoza brodawkowata jest chętnie stosowana w ziołolecznictwie, podobnie jak jej mniej popularna siostra: brzoza omszona (Betula pubescens). Na uwagę zasługuje też brzoza karłowata (Betula nana), krzew o prawie okrągłych liściach, sięgający zazwyczaj jednego metra wysokości. Niestety ta jedna z najpiękniejszych brzóz świata należy do gatunków zagrożonych wyginięciem w Europie Centralnej.

Powiedzenie: „Wysoki jak brzoza, a głupi jak koza” – niesprawiedliwe i obraźliwe dla mądrych, a wręcz rezolutnych stworzeń, jakimi są kozy – oddaje prawdę dotyczącą brzóz brodawkowatych. Te rosną bardzo szybko i mogą sięgnąć nawet 30 m. Dożywają 120 lat, a rosnąć przestają zazwyczaj dopiero po przekroczeniu sześćdziesiątki – chociaż zdarza się, że pną się w stronę nieba nawet do osiemdziesięciu lat! To gatunek popularny na półkuli północnej, ochoczo porasta Skandynawię, Kanadę oraz Alaskę. Brzoza nie jest wymagająca, jeśli chodzi o glebę, odpowiada jej różna wilgotność i odnajduje się zarówno w lasach liściastych, jak i mieszanych. Porasta również wrzosowiska i łąki jako pionierka. Świetnie znosi „trudne warunki życia, takie jak gwałtowne zmiany temperatury i wilgotności oraz niedostatki składników odżywczych, ale wymaga dużo światła do swego rozwoju. W warunkach eksperymentalnych, przy całodobowym oświetleniu brzoza może wyrosnąć w ponaddwumetrowe drzewko w ciągu 10 miesięcy! Brzoza była jednym z pierwszych drzew, które wróciły na nasze ziemie po ostatnim zlodowaceniu, jakieś 12 000 lat temu. Przez kolejne 3000 lat drzewo to pozostawało jednym z głównych gatunków lasotwórczych, by później ustąpić pod wpływem zacienienia przez inne drzewa liściaste” (Wojciech Adamowski, Wysoki jak brzoza, „Matecznik Białowieski” 2/2016). Poza tym, że rozmnaża się dziko i szybko, to – o ile ma dostęp do światła – przyśpiesza tworzenie się próchnicy i w ten łaskawy sposób tworzy dogodne warunki dla rozwoju innych drzew, a nawet lasów.

Właściwości lecznicze brzozy

Oficjalnym surowcem farmaceutycznym są liście brzozy, które można zrywać od maja do czerwca z bocznych gałęzi. Czynić to należy z szacunkiem do drzewa i świadomością, że zdecydowana większość liści musi na nim pozostać, aby było zdrowe. „Najwartościowsze są listki młodziutkie, jeszcze lepkie od obfitości żywic. O balsamicznym zapachu. Łatwo się zagrzewają, dlatego tuż po zbiorze rozkładamy je cienką warstwą do suszenia. I chociaż po ususzeniu z całego zebranego koszyka pozostaje zaledwie garstka, to warto je mieć. Dla smaku i właściwości leczniczych. Liście zawierają flawonoidy (do 2,5%), garbniki katechinowe (ok 9%), saponiny (do 3% tylko w młodych liściach), triterpeny, poliprenole, olejek eteryczny, żywicę, kwasy organiczne, m.in. kwas askorbowy” – wyjaśnia zielarka Ruta Kowalska w publikacji O czym szumią zioła. Podręcznik ziołolecznictwa. Dzienna porcja to dwie łyżki rozdrobnionych liści zalanych dwoma szklankami wody i parzonych przez pół godziny pod przykryciem. Napar działa odtruwająco, przeciwobrzękowo, przeciwzapalnie i odkażająco. Stosuje się go przy „przewlekłych chorobach dróg moczowych, przy obrzękach na tle nerkowo-sercowym, a także zewnętrznie przy schorzeniach skóry: łojotoku, łuszczycy, trądziku, a także w pielęgnacji włosów” (Elżbieta Kociołek-Balawejder, Marta K. Żebrowska, Brzoza – kierunki wykorzystania biomasy). Napar ułatwia wydalanie z organizmu szkodliwych substancji związanych z przemianą materii, zwłaszcza soli, tym samym wspierając leczenie otyłości. Nie wszystkie jednak działania brzozy są pożądane. Jej pyłek to jeden z najsilniejszych i najbardziej rozpowszechnionych alergenów w Europie. Jeśli ktoś ma objawy alergii na pyłki (jakiekolwiek) lub na rodzime owoce pestkowe, powinien „spożywać brzozę” wyłącznie po konsultacji ze specjalistą.

Brzoza zasłynęła z powodu betuliny, która występuje w postaci krystalicznych skupisk w korze (i nadaje jej charakterystyczny biały kolor), ale również w liściach drzewa. Po raz pierwszy wyizolował ją prof. Tobias Lowitz w 1788 r. z kory brzozy brodawkowej. Tym samym betulina stała się w ogóle jedną z pierwszych naturalnych substancji pozyskanych z roślin. W Nepalu pasta z kory stosowana jest na rany, skaleczenia i oparzenia. W Bośni i Hercegowinie produkty z brzozy pobudzają wzrost włosów i likwidują łupież. Z kolei we Włoszech wywary z betuliną służą jako płukanki zapobiegające wypadaniu włosów. „Do najistotniejszych właściwości farmakologicznych tych związków należy działanie hamujące rozwój nowotworów skóry (czerniak) czy mózgu (glejaki), które należą do chemioopornych nowotworów. Część efektów ubocznych towarzyszących chemioterapii może być wykluczona ze względu na indukowanie procesów apoptozy tylko w komórkach zmienionych nowotworowo. Wśród innych właściwości betuliny oraz jej pochodnych można wymienić hamowanie rozwoju bakterii, wirusów, działanie przeciwzapalne, przeciwalergiczne, przeciwbólowe, ochronne dla wątroby” (Agata Kozioł, Ewa Garasińska-Pryciak, Biologiczna aktywność betuliny i zastosowanie w kosmetyce, „Kosmetologia Estetyczna” 4/2016/vol. 5).

Z kory, a ściślej z korowiny, a nie z jej wierzchniej, białej, delikatnej warstwy służącej niektórym, romantycznie usposobionym ludziom jako papeteria, wypala się również dziegieć – popularną od wieków brunatnoczarną maź o charakterystycznym zapachu, która działa odkażająco, antyseptycznie i leczniczo na skórę oraz na problemy reumatyczne. Kiedyś dziegieć na wsiach służył też jako maść odstraszająca owady i dlatego ochoczo smarowano nim skórę zwierząt hodowlanych. Poza tym w korze i drewnie brzozy znajduje się ksylan, z którego produkuje się ksylitol, zwany cukrem brzozowym. Zdecydowanie zdrowszy od prostego, białego cukru.

Na pniach brzozy można również natrafić na nieapetycznie wyglądające, ciemne grzyby zwane błyskoporekiem podkorowym (Inonotus obliquus), a popularnie: czagą albo guzem brzozy. Przypominają zgrubiałą, zwęgloną korę i od dawna znane są w medycynie ludowej. Mieszkańcy Syberii nazywają je darem Boga i przypisują im właściwości przeciwzapalne, antynowotworowe, regenerujące wątrobę i silnie wzmacniające organizm. Czagę można parzyć jak kakao albo kawę inkę, a w smaku przypomina połączeniu obu tych napojów.

Legenda

Mówią, że drzewa to krewni odległych gwiazd, a raczej mieszkańców odległych gwiazd. Mówią, że Pierwsza Matka i Pierwszy Ojciec wysłali kilkanaście misji, ale nie są zgodni, ile dokładnie. Niektórzy z Plemienia Pierwszych twierdzą, że było ich 12, inni, że 35. Miały znaleźć w rozległym wszechświecie najdoskonalsze miejsce do rozwoju życia. Jedna z misji wylądowała na planecie zwanej Niebieską, Trzecią albo Ziemią. Tu miał zostać przeprowadzony eksperyment określany imieniem człowieka. Dzieci gwiazdy, przez niektórych zwanej Wielkim Duchem, albo Gają, zasiedliły nową planetę. Przybrały ciała drzew, istot, które łączą trzy światy – dolny, środkowy i górny. Przybrały ciała istot, które przetrwają kataklizmy, zmiany klimatu, wymierania gatunków. Przybrały ciała najwytrwalszych i długowiecznych. Niektóre z nich, buki, miały żyć tylko kilkaset lat, ale za to rozmnażać się nieprzerwanie, a swymi owocami karmić innych. Inne, sekwoje, zyskały zdolność życia tysięcy lat. Były i takie, które miały nauczyć się, jak żyć dziesiątki tysięcy lat – zostały topolami osikowymi, zwanymi Pando albo Drżącym Gigantem. Wszystkie miały przygotować warunki dla życia innych – dawać tlen niezbędny do oddychania, drewno do budowy domów i lekarstwa, które umieściły w korzeniach, korze i liściach. I gdy wszystko zdawało się harmonijne, a ewolucja rozpoczęła już rzeźbienie kształtu człowieka z gliny, sierści i kłów, na Ziemi wylądował zagubiony statek. Wysiadły z niego najmłodsze z gwiazd, a raczej mieszkańców gwiazd. Nie znały porządku, powagi, ani dyscypliny. Spóźniły się tysiące lat. Starały się pośpiesznie wpasować, przybrały na siebie czarną korę, ale zostały zauważone przez pozostałe drzewa i wygnane. Miały wrócić do gwiezdnego domu, wytłumaczyć się przed Pierwszą Matką i Pierwszym Ojcem. Nie chciały tego zrobić, prosiły o to, by dać im szansę, ale drzewa zakorzenione na Ziemi były nieustępliwe. Najmłodsze z przybyszów postawiły jednak na swoim. Podczas wiosennej równonocy porozumiały się ze Słońcem, które dało im biel, aby stały się niepodobne do wszystkich innych drzew, tak by te nie mogły ich rozpoznać jako krewnych. Wyrzucone z borów, puszczy i lasów rozpoczęły życie na obrzeżach. Przez tysiące lat walczyły o przetrwanie i uznanie w oczach starszyzny. Zgromadziły w swojej korze lekarstwa, nasmarowały swoje liście słońcem, pozwoliły wiatrom grać na swych gałęziach, a przede wszystkim karmiły ziemię próchnicą. I w końcu stare drzewa same zaczęły podążać śladem najmłodszych, zwanych brzozami, które miały odwagę, by się spóźnić, i wystarczającą bezczelność, by stworzyć las tam, gdzie wcześniej nie chciało rosnąć żadne inne drzewo.

Czytaj również:

Wizje roślin – aloes Wizje roślin – aloes
i
Aloe vera, „Kronika ogrodników: cotygodniowy ilustrowany dziennik ogrodnictwa i pokrewnych”, 1874 r., Internet Archive Book Images/Flickr
Promienne zdrowie

Wizje roślin – aloes

Robert Rient

Aloesowi przedstawiła mnie babcia Marta. Gdy piszę te słowa, patrzę na jej czarno-białe zdjęcie stojące obok na biurku.

Babcia była biedna, jeśli wziąć pod uwagę jej sytuację materialną, i niezwykle bogata, jeśli chodzi o osobowość i to, czym dzieliła się z całą ogromną rodziną. Sprzedawała kwiaty na jeleniogórskim rynku, nie miała jednak swojego stanowiska. Przysiadała gdzieś z boku, przy ulicy albo w pobliżu zaprzyjaźnionego straganu. W jej domu w doniczkach rósł aloes. Gdy lekarze nie mogli sobie poradzić z opuchlizną na moim palcu, babcia, zaprzyjaźniona z ziołami i życiem, odcięła mięsisty liść aloesu, przecięła go na pół, przyłożyła do palca, zawinęła bandażem i zaleciła powtarzać zabieg wielokrotnie. Tak poznałem aloes, roślinną lekarkę, który zajmuje ciężkie doniczki w moim domu.

Czytaj dalej