Wybudowała pałac, w którego historię wpleciony był towarzysko-dworski skandal, nie bała się dalekich podróży, a w wieku 40 lat zaczęła życie na nowo. Jej zasługi dla regionu dzisiejszego Dolnego Śląska wciąż są doceniane, a pamięć o królewnie Mariannie Orańskiej pozostaje żywa.
Cztery okrągłe wieże z czerwonej cegły widać z daleka. Pałac Marianny Orańskiej w Kamieńcu Ząbkowickim zbudowany jest na wzgórzu, co dodaje mu baśniowego charakteru. Jego neogotycki, eklektyczny styl przywodzi na myśl zamki z bajek.
Zaprojektował go Karl Friedrich Schinkel, jeden z najbardziej wziętych pruskich architektów przełomu XVIII i XIX w. To właśnie Schinklowi swój wygląd zawdzięcza duża cześć śródmieścia Berlina – jego dziełami są m.in. Stare Muzeum, Schloßbrücke (Most Zamkowy), Kościół Friedrichswerder (dziś służy jako przestrzeń muzealna Berlińskiej Galerii Narodowej) czy budynek teatralny Konzerthaus na placu Gendarmenmarkt. Schinkel projektował także scenografie teatralne, m.in. do Czarodziejskiego fletu Mozarta, oraz malował obrazy. Przedstawiał na nich średniowieczne miasta, zamki i kościoły, które mają w sobie coś z utopii, tęsknoty za idealnym miastem oraz wielki rozmach – budowle te mogłyby inspirować zamczyska w serialu Gra o tron. Kamieniecki pałac także: „Budynek promieniuje wizjonerską mocą, podobną do innych późnych projektów Schinkla, których ten nigdy nie zrealizował, jak projekt pałacu na Akropolu, czy projekt pałacu Orianda na Krymie” – czytam w przewodniku po budynkach Schinkla wydanym przez wydawnictwo Deutscher Kunstverlag.
Wybór Karla Friedricha Schinkla na architekta kamienieckiego pałacu wiele mówi nam o samej zleceniodawczyni, Mariannie Orańskiej. Po pierwsze, musiała dysponować dużymi funduszami, bowiem budowa kompleksu parkowo-pałacowego trwała prawie 33 lata i całkowity jej koszt wyniósł 971 692 talary. Suma ta ówcześnie odpowiadała trzem tonom złota. Marianna była na bieżąco z artystycznym duchem czasów i bawiła się dawnymi estetykami – w architekturze pałacu widać inspiracje z północy Niemiec, gotyku angielskiego, zamku w Malborku czy stylu mauretańskiego. Królewna kolekcjonowała też sztukę, a pałac jest tak wielki (zbudowano go na planie prostokąta o bokach 88 i 61 m), by mógł pomieścić jej bogate zbiory malarstwa, rzeźby i ceramiki. Projektowanie, urządzanie, organizowanie przestrzeni, zakładanie ogrodów – wszystko to żywo interesowało Mariannę. O szczegółach dyskutowała z Schinklem, a po jego śmierci z realizującym jego projekt Ferdynandem Martiusem.
Jeśli wybór architekta mówi o smaku i majętności Marianny Orańskiej, to sposób, w jaki budowa pałacu była realizowana, wskazuje na jej wrażliwość. Przy budowie zatrudniła mieszkańców okolicznych miejscowości, interesowała się warunkami ich życia oraz tym, by je polepszyć. Finansowała edukację dzieci z rodzin chłopskich – założyła m.in. szkołę hafciarstwa dla dziewczynek. Pomagała też wdowom – utworzyła „kasę wdowią”, wypłacającą zapomogi tym kobietom, które po śmierci męża traciły źródło utrzymania. Trwająca ponad trzy dekady budowa pałacu wpłynęła także pozytywnie na infrastrukturę regionu Dolnego Śląska – Marianna zarządziła budowę ponad 55 km dróg, wielu z nich w trudnych, górskich warunkach. W historię budowy pałacu wpleciony jest też towarzysko-dworski skandal, nie pozbawiony goryczy, lecz także skrzący się poczuciem humoru królewny. Kim była Marianna Orańska?
Pałace i rezydencje
„Niejedna księżniczka życzyłaby sobie tego, by mogła być tylko kobietą” – te słowa przypisywane są właśnie Mariannie Orańskiej. Sama była królewną z urodzenia – córką króla Niderlandów Wilhelma I z rodziny Oranje Nassau (do dziś jest to nazwisko rodziny królewskiej w Niderlandach) i Fryderyki Luizy von Hohenzollern. Urodziła się w 1810 r. w Berlinie, gdzie jej rodzice przebywali na wygnaniu po ataku Francji na Niderlandy, do którego doszło w 1795 r. Wygnanie to było jednak dosyć komfortowe – para królewska mieszkała w Pałacu Niderlandzkim przy alei Unter den Linden. Tam królewna spędziła pierwsze lata swojego życia. Kiedy miała cztery lata, jej rodzice powrócili do pałacu królewskiego w Hadze. W Niderlandach Marianna szczególnie lubiła przebywać w letniej rezydencji – otoczonym barokowym ogrodem Pałacu Het Loo niedaleko Apeldoorn na północy kraju. Miała tam nawet swój mały, stylizowany na wiejski, domek.
Uprzywilejowane pochodzenie zapewniło jej dobre wykształcenie, a znajomość historii sztuki pomogła jej później tworzyć kolekcje, wspierać artystów, czerpać radość z obcowania z pięknem i dzielić się tą radością z innymi – w jednym ze swoich pałaców, w Reinhartshausen, otworzyła dostępną dla publiczności galerię sztuki, a zyski z opłat za zwiedzanie przeznaczyła na rzecz zakładu dla niewidomych w Wiesbaden. Swoim majątkiem zarządzała mądrze, dzięki czemu kupowała i przebudowywała pałace i wille tam, gdzie zapragnęła dłużej lub krócej przebywać.
Dlaczego więc powiedziała, że wolałaby być „tylko kobietą”? Najwidoczniej borykała się z wieloma ograniczeniami, takimi jak sojusze dynastyczne, sztywna dworska etykieta oraz wpisane w nią podwójne standardy.
Wolna holenderska kobieta
Pierwszą miłością Marianny był szwedzki książę Gustaw Waza. Spotkała go w Hadze, w pałacu swojej babki, na przyjęciu. Rodzina początkowo patrzyła życzliwym okiem na plany zawarcia przez nich małżeństwa, lecz po pewnym czasie zmieniła zdanie. Gustaw służył w armii holenderskiej w stopniu generała, formalnie był więc poddanym ojca Marianny, co komplikowało sprawę. Na dodatek ówczesny król Szwecji groził, że wypowie Niderlandom wojnę, jeśli Marianna poślubi Gustawa.
Na męża dla Marianny wybrano więc blisko z nią spokrewnionego Albrechta von Hohenzollerna, co było korzystne politycznie dla obu rodzin królewskich. Mimo niedawnego rozczarowania, jakim dla Marianny była konieczność rozstania z Gustawem, królewna podeszła do małżeństwa z Albrechtem entuzjastycznie (był młody i przystojny!), ciesząc się na przyszłe życie na dworze pruskim. Po ślubie zamieszkali w Berlinie. Wjazd młodej pary był skromny, Marianna poprosiła, aby zaoszczędzoną wtedy sporą sumę pieniędzy rozdać potrzebującym. „Nie przyszłam na świat po to, żeby żyć dzięki innym ludziom, ale po to, żeby inni żyli dzięki mnie” – mawiała.
Marianna urodziła pięcioro dzieci (dwoje z nich zmarło w wieku niemowlęcym). Szybko jednak okazało się, że jej temperament nie pasuje ani do charakteru jej męża, ani do pruskiego dworu. Co więcej, Albrecht źle traktował żonę, a jej – powszechnie podziwiane – uroda i urok nie powstrzymały go przed licznymi zdradami, z którymi wcale się nie krył (miał nawet romans z jedną z dam dworu swojej żony).
Marianna nie miała zamiaru znosić tej sytuacji w milczeniu – wystąpiła o separację, która trwała kilka lat. W tym czasie poznała miłość swojego życia, Johannesa van Rossuma, z pochodzenia Holendra, który pracował na jej dworze jako masztalerz, a później jako jej sekretarz. Nie był arystokratą, za to był dobrze wykształcony. Znaleźli wspólny język (i to dosłownie, bo pierwszym językiem obojga był niderlandzki), zamieszkali razem, a po kilku latach Marianna zaszła w ciążę. O ile dla mężczyzn romanse były normą, o tyle romans, do którego przyznaje się kobieta, na dodatek z kimś bez arystokratycznego pochodzenia, i jeszcze przypieczętowany ciążą, uznany został za wielki skandal.
W 1849 r. Marianna i Albrecht się rozwiedli, formalną podstawą była „nieprzezwyciężona niechęć obojga małżonków do siebie”. Po rozwodzie domy Hohenzollernów i dom Orańskich zerwały ze sobą kontakty. Tłem tej historii są, jak pisze biograf Marianny Orańskiej, Krzysztof R. Mazurski: „zaczynające kipieć żądania swobód obywatelskich, a z drugiej strony broniący swoich pozycji obyczajowy ostracyzm i polityczny konserwatyzm”. Konsekwencje poniosła Marianna – zabroniono jej kontaktu z dziećmi, ograniczono dostęp do finansów, a także swobodę wyboru miejsca zamieszkania – nie mogła przebywać w Prusach dłużej niż 24 godziny, a każdy jej wjazd i wyjazd musiał być odnotowany na policji.
W tym czasie trwały już prace nad pałacem w Kamieńcu Ząbkowickim, znajdującym się na terenie Prus. Mariannie zależało na tym, by osobiście je nadzorować. Znalazła rozwiązanie – kupiła pałacyk w Bilej Vodzie, położony 12 km od Kamieńca, już za granicą austriacką, który stał się jej bazą wypadową. Marianna kochała jazdę konną a także chodzenie po górach – ogromną przyjemność sprawiało jej zdobywanie kolejnych szczytów Gór Złotych, z których mogła podziwiać postępy w budowie pałacu. Wraz ze swoim ojcem wspięła się na szczyt Śnieżnika – jakiś czas później zarządziła wybudowanie tam budynku w stylu szwajcarskim, który do dziś pełni funkcję schroniska.
Słowem, Marianna nie załamała się – wyszukując luki prawne, dochodziła swoich praw jako „wolna kobieta holenderska”, jak nazwała samą siebie w jednym z listów.
Filantropka w podróży
Marianna wysyłała listy z przeróżnych miejsc, takich jak Haga, Kamieniec Ząbkowicki, Berlin, Neapol, Ischia, Caserta, Frascati, Werona, Como, Florencja, Paryż, Wiedeń, Legnica, Stronie Śląskie, Bílá Voda… Jedną ze swoich najbardziej imponujących podróży odbyła tuż po rozwodzie, będąc w zaawansowanej ciąży. Pociągiem do Amsterdamu, stamtąd żaglowcem do Hawru i Dieppe (gdzie sprowadzono lekarza z Paryża, aby sprawdził stan zdrowia Marianny). Z Dieppe obrano kurs na Lizbonę, którą Marianna zwiedzała z uwagą (zresztą, jak każde odwiedzane miejsce), potem do Kadyksu i Sewilli, gdzie zachwyciły ją targi – kwiatowy i owocowy. Kontynuowała rejs po Morzu Śródziemnym, odwiedzając Palermo, Katanię, Messynę. Podziw Marianny wzbudziła Etna. W Cefalù w 1849 r. urodziła syna. Po krótkim odpoczynku, zostawiła dziecko u mamki, a sama ze swoimi towarzyszami ruszyła w dalszą podróż, w której odwiedziła Valettę, Kair, Jaffę, Jerozolimę, Betlejem, Nazaret, Bejrut.
Po powrocie z tej podróży zakupiła willę w Rzymie, gdzie mieszkała z synem i nieodłącznym van Rossumem (choć nigdy nie wzięła z nim ślubu, pozostali w związku aż do jego śmierci). W Wieczym Mieście też rozwinęła swoją pasję kolekcjonerską (zbierała głównie rzymskie antyki i malarstwo holenderskie), obejmowała patronatem artystów, jednocześnie zarządzając swoimi licznymi majątkami na terenie Niderlandów i Prus. W wieku 40 lat zaczynała życie na nowo, pełna energii, wiary w przyszłość i w to, że jest w stanie sama kształtować swoją przyszłość.
Ikona Dolnego Śląska
Mariańskie Skały na grzbiecie Żmijowca w Sudetach, Droga Marianny w Górach Bialskich, Gimnazjum imienia Marianny Orańskiej w Stroniu Śląskim, nazwy lokalnych złóż marmuru – Biała, Różowa i Zielona Marianna – to tylko kilka przykładów upamiętnienia niderlandzkiej królewny na Dolnym Śląsku. W parku zdrojowym w Lądku Zdroju bije źródło wody leczniczej „Marianna”, a przed kościołem ewangelickim stoi obelisk dziękczynny, na którym kiedyś widniał napis: „budowniczowej szosy, królewny Marianny Niderlandzkiej” (niestety, nie zachował się do dziś).
Dobra na Śląsku Marianna dostała w 1838 r. w spadku po swojej matce, która weszła w ich posiadanie, kupując po dobrej cenie tereny poklasztorne. Marianna potrafiła korzystać ze swoich zasobów finansowych, stale i umiejętnie je pomnażała, dokupowała nowe tereny, rozsądnie nimi gospodarowała. Umiała docenić rosnące znaczenie turystyki, inwestowała w potrzebną jej infrastrukturę – trasy komunikacyjne i spacerowe, m.in. wspomniane 55 km dróg górskich i mostek nad wodospadem Wilczki w Międzygórzu. W trosce o to, aby odwiedzający te tereny, którzy podzielą jej zachwyt dla tamtejszej przyrody, mieli wygodne miejsce odpoczynku, wybudowała hotel i restaurację. Interesowała ją także gospodarka leśna, którą rozwijała, tworząc trzy nadleśnictwa i sieć leśniczówek.
Intensywne prace przy budowie pałacu w Kamieńcu Ząbkowickim i przy mniejszych jej inwestycjach w regionie spowodowały ożywienie gospodarcze – Marianna dawała ludziom pracę m.in. w hucie szkła, której była współinwestorką, przy wydobyciu marmuru w założonych przez siebie kamieniołomach na Krzyżniku czy przy zakładaniu stawów rybnych z hodowlą pstrąga…
Nie pozostawała jednak głucha na potrzeby tych, którzy nie byli w stanie utrzymać wędki, którą im dawała – im dawała rybę. W Kamieńcu powołała do życia całodzienną szkołę dla małych dzieci, a także szpital i przytułek dla starszych i chorych. Tym dzieciom, których rodziców nie było na to stać, kupowała książki, przybory szkolne oraz jedzenie.
Pamięć o Mariannie jest wciąż żywa na Dolnym Śląsku, mimo całkowitej zmiany populacji tych terenów po drugiej wojnie światowej. Tak jakby kobieta, która gdziekolwiek przebywała, znajdowała coś, co mogłaby ulepszyć, upiększyć, uczynić czyjeś życie lżejszym, nadal była genius loci tego obszaru.
Dalsze życie samej Mariannie nie oszczędzało ciosów – ukochany syn, jej i van Rossuma, zmarł w wieku 12 lat na szkarlatynę. Jego ojciec, towarzysz życia Marianny, także odszedł przed nią. Nie miała dobrych kontaktów z córkami, jedynie z synem – Albrechtem, któremu przekazała pałac w Kamieńcu Ząbkowickim. Osobiste cierpienia nie odgrodziły jej jednak od jej otoczenia – wrażliwa na piękno sztuki i piękno przyrody, empatyczna, a zarazem racjonalna i skuteczna, słuchająca swojego serca, z wielkim zmysłem praktycznym i życzliwością wobec otoczenia – Marianna Orańska jest inspirującą bohaterką także na dzisiejsze czasy.