
Nauka o tym, jak zmniejszyć ilość wytwarzanych śmieci, powinna być obowiązkowa od przedszkola. Bo problem narasta – w 2018 r. wyprodukowaliśmy 12 485,4 tys. ton odpadów, o 4,3% więcej niż w roku poprzednim.
Jasno oświetlona hala, suną taśmociągi. Na taśmach sterty odpadów wysypanych z rozprutych przez rozrywarkę worków. Zapach jest tak straszliwy, że śniadanie podchodzi mi do gardła. „A to przecież styczeń, więc luz, żaden smród – śmieje się moja przewodniczka po sortowni. – Proszę sobie wyobrazić, co się dzieje latem”.
Wolę tego nie wiedzieć. Z podziwem patrzę na pracowników zakładu uwijających się przy taśmach. Spokojne, pewne ruchy, dłonie w rękawicach sprawnie wyławiające z kolorowej pryzmy kawałki kartonu, puszki, butelki, słoiki – wszystko, co da się jeszcze wykorzystać.
Mieliby znacznie mniej pracy, gdybyśmy lepiej przykładali się do segregowania śmieci.
Segregacja, głupcze!
„Jeśli do odpadów resztkowych trafią butelki plastikowe, tetrapaki, szkło, puszki aluminiowe czy tektura, to o ile nie są zanieczyszczone w takim stopniu, że można je zaklasyfikować tylko jako balast, nasi pracownicy starają się odzyskać jak najwięcej tego rodzaju surowca –