
Sztuka naprawiania zegarów wymaga serca, wiedzy i doświadczenia. Potrafią to nieliczni – strażnicy czasu, którzy rozumieją tajemne rytmy przyrody i zdają sobie sprawę, że zegar niejedno ma imię. O fascynującym „zawodzie tysiąca narzędzi” z Janem Szymańskim rozmawia Katarzyna Sroczyńska.
Jan Szymański: Niedawno jakiś miły facet zaproponował mi odkupienie starego zegara i poprosił o wycenę. Powiedział, że chce go sprzedać właśnie mnie. Ja mu na to, że mnie teraz nie stać. Nalegał, żebym jego ofertę poważnie rozpatrzył. No i zgodziłem się. W domu otwieram, bo to był duży ścienny zegar, patrzę, a tam w tajemnym miejscu mój gmerek, czyli podpis, sprzed ponad 40 lat! Ja ten zegar naprawiałem jako młody chłopak!
Katarzyna Sroczyńska: Jak na mnie patrzysz, to też widzisz swój gmerek? Widzieliśmy się ostatnio prawie ćwierć wieku temu. W liceum byłeś naszym ukochanym panem od przyrody.
Gdy weszłaś, wiedziałem, że nie jesteś zwykłą klientką. Kiedyś na pytanie o to, kim jestem i co robię, odpowiadałem: „Jestem Jańcio Wodnik od posłusznej wody i nieposłusznych uczniów. »Godzinniarz«”. Tkwi we mnie przekonanie, że ci, którzy robią koło czasu i zegarków, to specjalni ludzie, strażnicy czasu. Czas nie płynie tak samo dla wszystkich. Nie mamy kłopotu z jego definicją, dopóki nie musimy się z nim zmierzyć. Wtedy staje się dla nas wartością.
A kiedy Ty sobie uświadomiłeś, że czas jest dla Ciebie wartością?
Kiedy zaczęli odchodzić ludzie z mojej półki. Pierwszy raz chyba przy Starszych Panach, po śmierci Jeremiego Przybory. Przedtem nie zauważałem upływu czasu. A przecież miałem różne przygody, różne rzeczy robiłem. Na przykład między