
Jeden z najbardziej znanych aktorów hollywoodzkich w kinie udziela się już coraz rzadziej. Powodem bynajmniej nie jest wiek. 82-letni Morgan Freeman ma krzepę. Dowód? Przez ostatnie trzy lata razem z ekipą National Geographic zjeździł wszystkie kontynenty w poszukiwaniu śladów Boga. Laureat Oscara za film Za wszelką cenę i Złotego Globu za Wożąc panią Daisy dotarł do miejsc, gdzie okazał się zupełnie anonimowy.
„Wcielałem się zarówno w ludzi szlachetnych, jak i tych o wątpliwej moralności – tłumaczy mi Freeman, kiedy spotykamy się w Four Seasons Hotel w Los Angeles. – Grałem biednych i bogatych, ładnych i brzydkich, atrakcyjnych i odpychających. Teraz przyszła pora, żebym zadał sobie pytanie, co ich wszystkich łączy. Odpowiedź nasuwa się sama: każdy z nich musi wchodzić w relacje z drugim człowiekiem i sobą samym. A skoro tak, to musi mieć też jakiś stosunek do Boga. Zaczęło mi bardzo zależeć, żeby sprawdzić jaki”.
Pomysł od razu podchwyciła stacja National Geographic, dała mu ekipę i wysłała w podróż po świecie. W efekcie powstał nominowany do Emmy trzysezonowy serial dokumentalny W poszukiwaniu Boga z Morganem Freemanem, który stacja regularnie emituje. Aktor zdradza w nim swoją refleksyjną naturę dającą o sobie znać już na samym początku naszego spotkania – w niczym nieprzypominającego pogadanki z celebrytą. Bliżej mu do rozmowy z doświadczonym filozofem.
Artur Zaborski: Czy we współczesności jest miejsce dla Boga?
Morgan Freeman: Bóg będzie obecny w naszym życiu, dopóki ludzie umierają. Koncept Boga jest nam potrzebny, żeby zrozumieć trudy codzienności. Nigdy jeszcze zachodnia cywilizacja nie żyła na takim poziomie