Zabójcze klątwy Zabójcze klątwy
Wiedza i niewiedza

Zabójcze klątwy

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 10 minut

Znane przysłowie głosi, że wiara przenosi góry. Ale w społecznościach plemiennych może ona nieść nie tylko ozdrowienie, lecz także śmierć. Wystarczy w to głęboko uwierzyć.

Wszyscy dobrze wiemy, że społeczeństwo nieustannie wywiera wpływ na jednostkę, która w nim żyje. Nie jest jednak oczywiste to, że ów wpływ może być totalny, a ono może dosłownie zesłać na nią śmierć, i to – by tak rzec – nawet jej nie dotykając.

W nieco zapomnianym studium z 1926 r. Idea śmierci wpajana przez zbiorowość i jej wpływ na ciało jednostki wybitny socjolog Marcel Mauss przebadał przypadki takich zgonów. Zebrany materiał etnograficzny pochodził przede wszystkim z życia społeczeństw rdzennych mieszkańców Australii i Nowej Zelandii. Opisane fakty ściśle wiązały się ze zjawiskami u nas już nieobecnymi, a w szczególności z magią i tabu. Przypadki, o których za chwilę wspomnę, były najczęściej „wywołane magicznie” lub następowały w wyniku złamania zakazu plemiennego. Jak się bowiem okazuje, istnieją grzechy naprawdę śmiertelne.

Zebrany przez Maussa materiał został starannie wyselekcjonowany i wydawał się wiarygodny – opisy pochodziły zarówno od misjonarzy oraz odkrywców, jak i od lekarzy lub przyrodników. W przedstawionych relacjach miało być jasne to, że śmierć nie nastąpiła jako rezultat samobójstwa, czyli świadomej woli, lecz – by tak rzec – woli nieświadomej.

W wyniku rzuconego zaklęcia lub fatalnego wykroczenia jednostka miała poczucie

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Makowa ekstaza Makowa ekstaza
i
ilustracja: Daniel de Latour
Dobra strawa

Makowa ekstaza

Michał Korkosz

Najpierw kluski z makiem, później strucla z wilgotnym nadzieniem makowym pachnącym pomarańczą, na koniec jeszcze kutia z łamanymi ziarnami pszenicy. Po północy zwierzęta przemówią ludzkim głosem. A to dlatego, że mak jest nie tylko pyszny, ale także halucynogenny.

Odpręża, usypia, koi. Jak to możliwe? Wszystko dzięki alkaloidom zawartym w maku lekarskim. Wysuszony mleczny sok z makówki to opium – substancja psychoaktywna, w której skład wchodzą m.in. morfina, kodeina czy papaweryna stosowane w lecznictwie. Korzystanie ze szczególnych właściwości tej rośliny nie jest zresztą niczym nowym. Już 4 tys. lat p.n.e. Sumerowie zostawili na glinianych tabliczkach ideogram maku, przedstawiając go jako roślinę „radości i wesołości”. Równie chętnie sięgali po niego starożytni Grecy i Rzymianie. Najczęściej przygotowywali makowe nalewki, których właściwości można się jedynie domyślać.

Czytaj dalej