Znane przysłowie głosi, że wiara przenosi góry. Ale w społecznościach plemiennych może ona nieść nie tylko ozdrowienie, lecz także śmierć. Wystarczy w to głęboko uwierzyć.
Wszyscy dobrze wiemy, że społeczeństwo nieustannie wywiera wpływ na jednostkę, która w nim żyje. Nie jest jednak oczywiste to, że ów wpływ może być totalny, a ono może dosłownie zesłać na nią śmierć, i to – by tak rzec – nawet jej nie dotykając.
W nieco zapomnianym studium z 1926 r. Idea śmierci wpajana przez zbiorowość i jej wpływ na ciało jednostki wybitny socjolog Marcel Mauss przebadał przypadki takich zgonów. Zebrany materiał etnograficzny pochodził przede wszystkim z życia społeczeństw rdzennych mieszkańców Australii i Nowej Zelandii. Opisane fakty ściśle wiązały się ze zjawiskami u nas już nieobecnymi, a w szczególności z magią i tabu. Przypadki, o których za chwilę wspomnę, były najczęściej „wywołane magicznie” lub następowały w wyniku złamania zakazu plemiennego. Jak się bowiem okazuje, istnieją grzechy naprawdę śmiertelne.
Zebrany przez Maussa materiał został starannie wyselekcjonowany i wydawał się wiarygodny – opisy pochodziły zarówno od misjonarzy oraz odkrywców, jak i od lekarzy lub przyrodników. W przedstawionych relacjach miało być jasne to, że śmierć nie nastąpiła jako rezultat samobójstwa, czyli świadomej woli, lecz – by tak rzec – woli nieświadomej.
W wyniku rzuconego zaklęcia lub fatalnego wykroczenia jednostka miała poczucie