Zaułki zaufania Zaułki zaufania
i
Cytadela w centrum starego miasta została zniszczona w 2010 r. i ponownie otwarta dla zwiedzających w 2018 r., zdjęcie z przełomu XIX/zdjęcie: domena publiczna
Wiedza i niewiedza

Zaułki zaufania

Paulina Wilk
Czyta się 13 minut

Aleppo było misternym gobelinem utkanym z gwaru, tłumu, chłodnych podwórek, świątyń i łaźni, historii i teraźniejszości. Wspólnotą. Kilka lat temu jego stragany zmieniły się w okopy, a ogrody – w cmentarzyska, ale w jednym z najdłużej zamieszkiwanych miejsc świata nadzieja nie umiera nigdy.

Samo południe, żar leje się z nieba. Wysiadamy z autobusu na spuchniętych nogach. Za nami tygodniowa przeprawa lądowa z Polski przez Ukrainę, Rumunię, Bułgarię i Turcję aż do granicy z Syrią, gdzie na posterunku – pod świdrującym wzrokiem patrzących na nas z portretów Hafiza al-Asada i jego syna Baszara – spędzamy długie godziny w oczekiwaniu na stempel wjazdowy. Jest lato 2001 r., Asad ojciec umarł rok wcześ­niej, władzę przejął jego syn. Mało z tego rozumiemy, chyba tylko tyle, że właśnie wjeżdżamy do kraju, w którym połowa stron internetowych jest niedostępna, a każdy kelner może być agentem reżimu.

Aleppo wita nas zgiełkiem i kurzem. Za to jego mieszkańcy dają popis życzliwości. Sprzedawcy słodkiej kawy, samozwańczy przewodnicy oraz kierowcy są gościnni i zaciekawieni. Szczelnie oblepiają pytaniami, ofertami, zaproszeniami do rozmówek francuskich – tak się cieszą, że będzie z kim pokonwersować w języku, którego uczyli się w państwowych szkołach, a rzadko mają okazję go użyć. Nie, nie chodzi o pieniądze. W Syrii – w tym momencie jestem tego pewna – wita nas radość ze spotkania z przybyszami, choć przecież nie przedstawiamy sobą niczego obiecującego. Ot, trzy studentki i jeden trochę starszy wysoki, rudy chłopak.

Na okrągło

Nocujemy na dachu hoteliku gdzieś w sercu starego miasta, tak jest najtaniej. Do późna gramy z Syryjczykami w tryktraka i palimy nargile; w dole bez ustanku szemrze miasto, zapracowane i zajęte o każdej porze. Drzemiemy płytko, co rusz rozbudzani hałasem sklepowych rolet (jedni biznesy zamykają, inni otwierają), śmiechem z kawiarenek, rykiem silników i pokrzykiwaniami mężczyzn rozładowujących po ciemku ciężarówki z oponami. Aleppo naprawdę nigdy nie zasypia. Żeby zaopatrzyć jego bazary, wyekspediować paki z pszenicą i owsem, przyjąć

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Tylko jedno słońce Tylko jedno słońce
i
Sofie Ribbing, „Rysujący chłopcy” (fragment), 1864 r., Göteborgs Konstmuseum/Wikimedia Commons (CC BY-SA 3.0)
Opowieści

Tylko jedno słońce

Camille Bordas

Opowieść o śmierci, sztuce i dzieciach, które nie zawsze są takie, jak chcieliby ich rodzice.

To nie jest jedna z tych opowieści, w których rośliny, zwierzęta i ludzie umierają jedno po drugim w trakcie roku szkolnego, ale ponieważ zaczyna się podobnie, głupio byłoby tego nie odnotować, więc to zrobię. Właśnie to zrobiłem. Śmierć goniła śmierć. Najpierw, w czerwcu, umarł mój ojciec, potem szczeniak, którego moja była żona przygarnęła, by pocieszyć dzieci po stracie dziadka, a na koniec szkolny woźny Lane. Ta ostatnia śmierć wydarzyła się tuż po Halloween, w stołówce, podczas przerwy obiadowej, na oczach dzieci. Atak serca. Kilka tygodni później mój syn Ernest wrócił ze szkoły i powiedział mi, że ma nadzieję, że nie istnieje życie wieczne.

Czytaj dalej