
Aleppo było misternym gobelinem utkanym z gwaru, tłumu, chłodnych podwórek, świątyń i łaźni, historii i teraźniejszości. Wspólnotą. Kilka lat temu jego stragany zmieniły się w okopy, a ogrody – w cmentarzyska, ale w jednym z najdłużej zamieszkiwanych miejsc świata nadzieja nie umiera nigdy.
Samo południe, żar leje się z nieba. Wysiadamy z autobusu na spuchniętych nogach. Za nami tygodniowa przeprawa lądowa z Polski przez Ukrainę, Rumunię, Bułgarię i Turcję aż do granicy z Syrią, gdzie na posterunku – pod świdrującym wzrokiem patrzących na nas z portretów Hafiza al-Asada i jego syna Baszara – spędzamy długie godziny w oczekiwaniu na stempel wjazdowy. Jest lato 2001 r., Asad ojciec umarł rok wcześniej, władzę przejął jego syn. Mało z tego rozumiemy, chyba tylko tyle, że właśnie wjeżdżamy do kraju, w którym połowa stron internetowych jest niedostępna, a każdy kelner może być agentem reżimu.
Aleppo wita nas zgiełkiem i kurzem. Za to jego mieszkańcy dają popis życzliwości. Sprzedawcy słodkiej kawy, samozwańczy przewodnicy oraz kierowcy są gościnni i zaciekawieni. Szczelnie oblepiają pytaniami, ofertami, zaproszeniami do rozmówek francuskich – tak się cieszą, że będzie z kim pokonwersować w języku, którego uczyli się w państwowych szkołach, a rzadko mają okazję go użyć. Nie, nie chodzi o pieniądze. W Syrii – w tym momencie jestem tego pewna – wita nas radość ze spotkania z przybyszami, choć przecież nie przedstawiamy sobą niczego obiecującego. Ot, trzy studentki i jeden trochę starszy wysoki, rudy chłopak.
Na okrągło
Nocujemy na dachu hoteliku gdzieś w sercu starego miasta, tak jest najtaniej. Do późna gramy z Syryjczykami w tryktraka i palimy nargile; w dole bez ustanku szemrze miasto, zapracowane i zajęte o każdej porze. Drzemiemy płytko, co rusz rozbudzani hałasem sklepowych rolet (jedni biznesy zamykają, inni otwierają), śmiechem z kawiarenek, rykiem silników i pokrzykiwaniami mężczyzn rozładowujących po ciemku ciężarówki z oponami. Aleppo naprawdę nigdy nie zasypia. Żeby zaopatrzyć jego bazary, wyekspediować paki z pszenicą i owsem, przyjąć