Afryka wymyka się jednoznacznym określeniom. To kontynent wojen i wielkich procesów pojednania. Biedy i szczodrości. Bolesnej przeszłości, ale nade wszystko wiary w przyszłość.
Niewiele osób jeździ do Afryki. Ma ona złą sławę: ubóstwo, choroby, wojna. Ale gdy turyści w końcu tam docierają, najczęściej są zaskoczeni powitaniem, raczej oczarowani niż przestraszeni. Tutaj gości przyjmuje się z otwartymi ramionami i otacza opieką. Większość Afrykanów okazuje się przyjazna, łagodna i niezwykle uprzejma. Ich hojność skłania do pokory. Mieszkańcy tego kontynentu mają pod dostatkiem tego, co nazywamy umiejętnościami społecznymi, chociaż nie sposób się ich nauczyć. W Afryce ludzie nie uśmiechają się na zawołanie. Spotykają się, witają i rozmawiają, patrzą prosto w oczy i współodczuwają, trzymają się za ręce i przytulają, dzielą się i przyjmują dary bez nerwowego skrępowania. Wszystkie te rzeczy są tam naturalne niczym muzyka.
Turystów z Zachodu, którzy przyjeżdżają do Afryki po raz pierwszy, zawsze zachwycają jej piękno i wielkość – tutaj nawet niebo wydaje się wyższe. Zazwyczaj też czują, że znienacka stają się bardziej otwarci. Są mniej powściągliwi, energiczniejsi, czują się w większym stopniu sobą; zaczynają rozumieć, dlaczego dotychczas nie cieszyli się pełnią życia. W Afryce podstawy istnienia – światło, ziemia, woda, pożywienie, narodziny, bliscy, miłość, choroba, śmierć – są bardziej odczuwalne oraz intensywne. Przyjezdni nagle odkrywają, o co w życiu chodzi. W dużym uogólnieniu: dostatek i ciągły pośpiech sprawiły, że zapomnieliśmy o wartościach, które pozostały dla Afrykanów ważne.
Wiara w moc duchów
Pod powierzchnią słabych struktur państw afrykańskich kryją się stare kultury, społeczności i wspólnoty połączone poczuciem głębokiej duchowej mocy. Nie chodzi o resztki zabobonów, ostatki wierzeń ani lęk wynikający z ubóstwa i braku bezpieczeństwa. Świat duchowy – w wydaniu muzułmańskim, chrześcijańskim czy tradycyjnym – stanowi oś wielu afrykańskich społeczeństw. Jego podstawą jest wiara w moc duchów, nad którymi potrafią zapanować różni spirytyści. Te przekonania częściowo tłumaczą brak politycznej i społecznej podmiotowości Afrykanów, ponieważ podważają one koncepcję odpowiedzialności osobistej i osłabiają więzi wspólnotowe. W najgorszym wypadku prowadzą do straszliwych zbrodni – choć nie na taką skalę jak masowe mordy, które stały się udziałem XX-wiecznej Europy za sprawą faszyzmu, komunizmu czy nacjonalizmu.
Wierzenia te dostarczają jednak silnych mechanizmów obronnych przeciw rozpaczy i poczuciu niemocy. Podczas afrykańskich wojen, epidemii i głodu spowodowanych przez człowieka spotykałem ludzi potrafiących godnie przetrwać w warunkach, w których większość z nas by się załamała. W Afryce nawet w najgorszych czasach nie słychać apokaliptycznych lamentów, które pobrzmiewają w niektórych zachodnich doniesieniach na temat tego regionu. Afryka zawsze ma nadzieję. Więcej jest niemocy tu, gdzie mieszkam – w londyńskiej dzielnicy Highbury – niż w całej Afryce razem wziętej.
Pchła większa od ps