Mylona z Mazurami, żyjąca w ich cieniu, próbuje wybić się na turystyczną i kulturową niepodległość.
Pozbawiona kultury dawnych Warmiaków, przyciąga ludzi twórczych, zmęczonych wielkimi miastami. Oni sami zaczynają kreować Warmię. Pisze Beata Szady, autorka książki Wieczny początek. Warmia i Mazury,
Choć w swojej nazwie województwo warmińsko-mazurskie zawiera dwie krainy, ta pierwsza żyje w cieniu drugiej. Jest giermkiem rycerza. Paziem królowej. Mało kto potrafi wskazać, gdzie dokładnie się znajduje. Jeżeli w ogóle wie o jej istnieniu.
Kiedy w 2011 r. Instytut Badania Rynku i Opinii Społecznej IMAS International zapytał pół tysiąca internautów z całej Polski, z czym kojarzą im się Warmia i Mazury, co czwarty respondent odpowiedział, że Warmia kojarzy mu się z Mazurami. Była to jedna z trzech najczęściej udzielanych odpowiedzi. Bo tak to już jest – Warmia kojarzy się z Mazurami i często pod nie jest podpinana.
Siekiera i rogal
Mówi się, że Warmia kształtem przypomina siekierkę, ale mnie bardziej kojarzy się z maczugą. Na mapie wbija się w Mazury, jakby chciała je przepołowić. Nie da rady. Mazury są od niej zdecydowanie większe. Jednak to na Warmii leży stolica województwa, Olsztyn. Oprócz niego też zdecydowanie mniejsze miasta: Frombork, Braniewo, Barczewo, Orneta, Pieniężno, Lidzbark Warmiński, Dobre Miasto, Reszel, Biskupiec, Jeziorany.
Mazury otaczają Warmię z trzech stron niczym rogal. Jeżeli wjeżdżamy do siekierki czy maczugi ze wschodu, zachodu bądź południa Polski, po drodze mijamy Mazury. Nie mają one ściśle ustalonych granic (nigdy nie stanowiły odrębnej jednostki administracyjnej ani kościelnej, ani świeckiej), dlatego nie wiadomo, ile dokładnie razy są większe od Warmii. Faktem jest, że od południa graniczą z Mazowszem, od wschodu – z Podlasiem i Suwalszczyzną, od zachodu – z Warmią i Pomorzem, ale już nie można wskazać, gdzie się kończą na północy. Ich największe miasto to Ełk, a po nim Ostróda i Giżycko.
Warmia z racji skromnej wielkości (ponad 4000 m2 – tyle co połowa województwa opolskiego) jest dość jednorodna: silnie pofałdowana i zdecydowanie bardziej urodzajna niż Mazury, co dawniej sprzyjało powstawaniu licznych wiosek i wielkich gospodarstw rolnych. Lasy w porównaniu z Mazurami zajmują tu niewielkie powierzchnie. Im wyżej na północ, tym ziemie są żyźniejsze. Im bardziej na południe, tym więcej jezior i lasów. Ale nadal można podziwiać rozległe i pagórkowate pola uprawne.
Mazury Cud Natury
W latach 2009–2011 trwała kampania „Mazury Cud Natury”, której celem była promocja Mazur przy okazji ogólnoświatowego głosowania internetowego na siedem nowych cudów natury. Towarzyszyła jej bardzo dobra, odważna i ciekawa akcja „To Mazury, nie…”. Polegała ona na zestawieniu fotografii przedstawiających atrakcje regionu z najpiękniejszymi miejscami świata. I tak na tle wijącej się rzeki napisano: „To Mazury, nie Amazonia”, przy porcie jachtowym: „To Mazury, nie Chorwacja”.
I wszystko byłoby pięknie, gdyby „Mazury Cud Natury” nie zaszkodziły Warmii. Kampania sprawiła, że Warmia i Mazury stały się jednym – Mazurami. W akcji nie uwzględniono odmienności i różnorodności tych dwóch krain (a takie przecież istnieją).
„Nasz region stał się rozpoznawalny przede wszystkim pod hasłem »Mazury« – mówi Justyna Szostek, dyrektorka Warmińsko-Mazurskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej, w artykule Iwony Görke Ocalić Warmię od zapomnienia. – Niewiele osób ma świadomość, że jest taka kraina jak Warmia. A Warmia i Mazury to dwa różne subregiony”.
Innego zdania jest Piotr Burczyk, zastępca dyrektora Departamentu Koordynacji Promocji Urzędu Marszałkowskiego.
„– Nie powiedziałbym, że kampania zaszkodziła Warmii. Czy przez nią mniej ludzi przyjeżdża na Warmię?
– Może przyjeżdżają, ale nie są świadomi, że są na Warmii.
– A to już jest głębszy problem. Ludzie te dwie krainy mylą nie przez kampanię. Warmia była postrzegana jako Mazury i wcześniej. Mazury to produkt, marka istniejąca już długo. Warmia wymaga większej świadomości, wiedzy, doświadczenia”.
Skojarzenia
Jadę z Reszla do Świętej Lipki. Reszel to jeszcze Warmia. Święta Lipka – już Mazury. Na poboczu jezdni stoi duża brązowa tablica – nowoczesny znak graniczny. Władze ułatwiły przejezdnym orientację w terenie i umieściły na niej informację, że właśnie tutaj przekraczamy granicę dzielącą to, co mało rozpoznawalne, od tego, co powszechnie znane. Z jednej i drugiej strony tablicy narysowano elementy charakteryzujące daną krainę: przy Warmii – aleje przydrożne i kapliczki, przy Mazurach – łódkę i zamki krzyżackie.
We wspomnianej ankiecie IMAS International w przypadku maczugi trzy najczęstsze odpowiedzi to: jeziora, sery i Mazury. Żaden z tych elementów nie widnieje na brązowej tablicy. Uczestnicy badania w ogóle nie skojarzyli Warmii z alejami przydrożnymi i kapliczkami (takie odpowiedzi nie pojawiają się ani razu). To oznacza, że rozpoznawalność regionu jest niska.
Wprowadzenie brązowych tablic okazało się dobrym sposobem na wyklarowanie specyfiki województwa. Czasami jednak samorządowcy sieją zamęt swoimi decyzjami. Najlepszym przykładem jest port lotniczy Olsztyn-Mazury. Co prawda leży on na Mazurach (w miejscowości Szymany, niedaleko Szczytna), ale jego nazwa ewidentnie wprowadza pasażera w błąd, bo sugeruje, że Olsztyn to Mazury. W swoim czasie w Internecie rozgorzała dyskusja na ten temat. Jak pisze Tomasz Kurs w „Gazecie Wyborczej”, jedni komentatorzy „zwracają uwagę, że Olsztyn to przecież nie Mazury, inni, że Warmia została potraktowana po macoszemu i nadal notorycznie będzie mylona z Mazurami, podobnie jak Olsztyn bywa lokowany na Mazurach. »Warmia jest traktowana jak piąte koło u wozu« – pisze jeden. Inny dodaje: »Kiedyś w ogóle zapomnimy, że była taka kraina jak Warmia«”.
Tomasz Kądziołka, obecny prezes portu lotniczego Olsztyn-Mazury, uważa jednak, że nazwa ta to „dobry kompromis pozwalający połączyć w jednej nazwie region i największe, znajdujące się w pobliżu lotniska miasto”. Pobliże to 60 km (tyle dzieli Olsztyn od Szyman) i choć nazwa portu to dobry chwyt marketingowy, wywołuje chaos pojęciowy u pasażerów.
Green Festival
Od 2014 r. nad jeziorem Ukiel w Olsztynie organizowana jest impreza muzyczna Green Festival. Występują na niej polscy muzycy – ci najwięksi i ci mniej znani. Uczestniczę w nim od drugiej edycji (wtedy też przyjechałam na Warmię pierwszy raz) i tylko czekam, kiedy jakiś muzyk pomyli swoją lokalizację. „Cześć, Mazury!” – się zdarza, „Cześć, Warmia!” – pozytywnie zaskakuje, ale najwięcej artystów wybiera najbezpieczniejszą formę: „Cześć, Olsztyn!”. Dwa razy na festiwalu śpiewała Natalia Nykiel – prawie krajanka, bo z Mazur. Opowiada mi, jak to za sceną instruuje artystów: „Tylko uważaj, nie walnij mi gafy i nie powiedz: »Cześć, Mazury!«. Tu jest Warmia. Proszę to szanować”. Piosenkarka jest wyczulona na błędy nazewnicze. Jeżeli ktoś jej mówi, że jedzie na Mazury, to zawsze dopytuje: „A dokąd dokładnie jedziesz?”. „Raz mi ktoś powiedział, że do Myszyńca, a to przecież ani Warmia, ani Mazury, tylko Kurpie!”
Uczestnicy festiwalu są tolerancyjni i błędy muzykom wybaczają (jeżeli w ogóle je zauważają). Nie buczą, nie gwiżdżą, nie zamierają. Ale gdy Monika Brodka w jednym z miast Zagłębia wyszła na scenę i powiedziała: „Cześć, Śląsk!”, zapadła śmiertelna cisza. Ludzie zamarli. Dla nich to było coś nie do pomyślenia, żeby pomylić Zagłębie ze Śląskiem. Brodka przez cały koncert stawała na głowie, żeby poprawić atmosferę. Niestety już nic nie dało się zrobić. Na Green Festivalu artystka zostałaby potraktowana łagodniej. Bo tutaj wszyscy się mylą.
Inaczej
Warmia nie chce żyć w cieniu Mazur, ale nie chce też ich naśladować. Osoby żyjące tutaj z turystyki nie chcą, by stawała się ona masowa, jak na Mazurach. Justyna Szostek z Warmińsko-Mazurskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej stwierdza: „Warmia jest dla koneserów. Dlatego w kampanii promocyjnej należałoby znaleźć sposób, by ten spokój, odmienność i piękno pokazać”.
Z pomocą przychodzi ruch Cittaslow. Osiem na dwanaście miast Warmii należy do tej sieci. Powolne miasta (w dosłownym tłumaczeniu) to alternatywa dla wielkomiejskiego pośpiechu, tempa życia i stresu. W miastach Cittaslow ma być wręcz przeciwnie – przyjemnie, spokojnie, nieśpiesznie, nawet sennie. Jednak do sieci nie może należeć każdy – tylko ośrodki poniżej 50 tys. mieszkańców (na Warmii tego warunku nie spełnia jedynie Olsztyn), które zobowiązują się tworzyć przyjazną infrastrukturę miejską, miejsca odpoczynku i rekreacji, dbać o środowisko, zabytki, estetykę miasta, lokalną twórczość, a także zapewniać gościnę. W zamian dostają pieniądze na realizację niektórych przedsięwzięć.
Pierwszym polskim miastem, które przystąpiło do ruchu Cittaslow (2004 r.), był warmiński Reszel. Ta informacja zupełnie mnie nie dziwi. Miasteczko jest cichutkie i urokliwe, a to głównie za sprawą dobrze zachowanej architektury, w tym zamku biskupów warmińskich, i zieleni. Przechadzając się wąskimi uliczkami, czuje się ducha dawnych czasów.
Ruch Cittaslow powstał we Włoszech pod koniec XX w. Należy do niego blisko 240 miast z 30 krajów. Najwięcej jest włoskich, następnie polskich – 28, spośród których 20 leży w województwie warmińsko-mazurskim.
Niemandsland
Warmia ma jeszcze inny potencjał. Mówią o nim Marcelina i Rafał Mikułowscy, artyści i projektanci z Tłokowa.
„Czy ktoś ci powiedział, że Warmia to obszar zdekulturowiony? Że jest na granicy wschodu i zachodu świata i będąc na granicy oddziaływania dwóch ogromnych ośrodków kulturowych, jest pustką? Uważamy, że to świetna i ciekawa teoria. Warmia jest no man’s landem. Niemandslandem. Ziemią niczyją. Ma to swoje plusy, bo taka pustka daje ogromny potencjał twórczy. Tutaj, od powiedzmy 40 lat, kiedy w okolicy Nowego Kawkowa pojawili się alianci – tak nazywamy nowych napływowych – dzieją się ciekawe procesy. Byli to założyciele teatru Węgajty. Warmia przyciąga ludzi poszukujących miejsca, które mogliby tworzyć na nowo”.
Warmia nie ma swojej tożsamości. Stara kultura Warmiaków stąd wyszła, a nawet jeżeli ktoś z nich został, to chował swoją kulturę do kieszonki, żeby przetrwać. Więc już jej nie ma. Dlatego region jest oczywiście piękną przyrodniczo, ale kulturowo czystą kartą. Właśnie dlatego ziemia ta stała się rajem dla ludzi twórczych, zmęczonych światem, w którym gdzieś ktoś coś za nich kreuje. Oni sami zaczynają kreować Warmię. Wypełniają jej pustkę. To ogromny potencjał tego regionu.