Zachodni filozofowie od zawsze mieli swego rodzaju obsesję na punkcie pytania: „Co nas różni od zwierząt?”. Jedną z częstych odpowiedzi była rzekoma wyjątkowość posiadania języka i związanego z nim „rozumu”. Tego rodzaju poglądy, spotykane od Arystotelesa przez Kartezjusza po Heideggera, nie są niewinne: całkiem konkretnie przekładają się na nasz stosunek do zwierząt oraz na ich życie.
W swojej fascynującej książce Eva Meijer, która łączy kompetencje filozoficzne z wnikliwą znajomością najnowszych ustaleń naukowych, uświadamia nam, że na ogół przyjmujemy bardzo wąskie rozumienie języka, redukując go do tego, co sami potrafimy zakomunikować. A także znakomicie ukazuje, że różne definicje języka zostały tak utworzone, by wykluczyć z niego (inne) zwierzęta. Podobne problemy dotyczą wielu popularnych pojęć, takich jak choćby instynkt. Zazwyczaj wiążemy go ze zwierzętami, a jeśli widzimy w sobie zachowania „instynktowne”, uznajemy je za „niższe”. Nasza mowa jest pełna tego rodzaju uprzedzeń. Meijer zadaje sobie trud przebrnięcia przez gąszcz ukrytych antropocentrycznych założeń ludzkiego języka.
Zwierzęta mówią. W stronę demokracji międzygatunkowej to pozycja, która należy do prężnie rozwijającej się dyscypliny animal studies. Jednak nie prezentuje ona bezkrytycznie dorobku swoich poprzedników i poprzedniczek. Meijer zwraca uwagę, że wiele prac z zakresu animal studies wciąż sprowadza człowieka do roli modelu, do którego zwierzęta są porównywane – chociażby usilne próby wykazania, że one też mają swój język. Meijer pyta, dlaczego to podobieństwo do nas ma być kryterium czegokolwiek. I celnie zauważa, że porzucenie antropocentrycznych uprzedzeń jest warunkiem otwarcia się na to, co nasi „bracia mniejsi” (zwróćmy uwagę na ukryte założenie kryjące się i w tym zwrocie: „mniejsi”) mogą nam naprawdę „powiedzieć”.
Autorka kładzie szczególny nacisk na problem teorii i aktywizmu prozwierzęcego, co stanowi o oryginalności jej książki. Mimo że coraz częściej dostrzega się zarówno cierpienie zwierząt, jak i ich niezwykłe umiejętności poznawcze, do tej pory walczono głównie o to, by zapewnić im „wolność negatywną”, czyli wolność od szkodliwego wpływu człowieka. Filozofka stawia następujące pytanie: skoro w sposób nieunikniony żyjemy razem na tej samej planecie i potrafimy się ze sobą komunikować (co może przyznać każdy „właściciel” psa, kota czy konia), to dlaczego zamiast o separacji nie pomyśleć o międzygatunkowej wspólnocie politycznej?
Ta refleksja otwiera fascynujące perspektywy. Meijer proponuje ideę „demokracji międzygatunkowej”, starając się wypracować ramy teoretyczne pozwalające mówić o politycznej sprawczości zwierząt czy ich obywatelstwie. Próby takiej koegzystencji ilustruje, analizując m.in. przypadek gęsi żyjących w okolicach lotniska w Amsterdamie. Na ich przykładzie ukazuje, że zamiast konfliktu interesów możliwe są międzygatunkowe kompromisy. Czy można sobie wyobrazić coś bardziej baśniowego? Meijer wciąż podkreśla, że nie wiemy, jak zaczną zachowywać się inne stworzenia, gdy przestaną się nas bać.
W świecie, w którym cierpienie zadawane zwierzętom nadal jest wypierane bądź bagatelizowane, a wegetarianizm ciągle jeszcze bywa uznawany za ekstrawagancję, wszystko to brzmi abstrakcyjnie. Z pewnością nawet wśród czytelników tego tekstu znajdą się kpiarze, którzy poczują się rozbawieni pomysłem udziału gęsi w polityce. Niemniej książka Meijer wprowadza te idee do obiegu, a raz wprowadzone już tam zostaną. W tym miejscu warto przypomnieć jedną z zasad myślenia brytyjskiego filozofa Bertranda Russella, według której nie należy obawiać się wygłaszania ekscentrycznych opinii, ponieważ każda akceptowana dziś opinia niegdyś postrzegana była jako ekscentryczna.