35 gramofonów, 350 białych labeli, 35 tys. czarnych placków i 3500 dolarów
i
winylowy salon Mieczysława Stocha
Opowieści

35 gramofonów, 350 białych labeli, 35 tys. czarnych placków i 3500 dolarów

Wojciech Padjas
Czyta się 10 minut

Maciek z dumą pokazuje replikę legendarnych kinowych głośników Western Electric – mieszkanie ma 3,5 m wysokości, a one i tak porysowały mu sufit. Mietek zgromadził 35 tys. płyt winylowych, a każda z nich ma swoją historię i potwierdza kryteria wyboru: doskonałość wykonania, muzyczne walory albo płyty rzadkie i najważniejsze w historii kompletne serie wydawnicze. Ale każdy robi to, jak lubi. Stanisław zgromadził wszystkie nagrania Karajana (około 8 tys. płyt) i kolekcjonuje różne wykonania XXIII koncertu fortepianowego Mozarta – ma ich 45 na winylach i 28 na CD. Jerzy zbiera wszystkie pierwsze wydania zespołów rockowych z lat 1965– 1980. Ja szukam wciąż białych labeli. Mam ich 350.

Kiedy 12 lat temu na największej imprezie branży audio – warszawskim Audio Video Show – pojawił się gramofon, z miejsca stał się sensacją, która do tego uświadamiała, że dinozaury wciąż żyją. Wielu ze zwiedzających nie wiedziało, czemu służy to dziwaczne urządzenie. Ówczesne portale internetowe miały malutkie działy z winylowymi płytami, a te cieszyły się taką samą popularnością jak maszyny do pisania i samowary. Na rynku królowało CD i coś przebąkiwano, że muzyki będzie można słuchać legalnie przez Internet.

biały label, zdjęcie: Wojciech Padjas
biały label, zdjęcie: Wojciech Padjas

Owszem, była grupa zapaleńców, którzy nigdy nie porzucili tego niewygodnego i niedoskonałego nośnika muzyki, jakim jest winylowa płyta, choć należeli do dość dziwnego towarzystwa kolekcjonerów muzyki klasycznej i jazzowej. Nigdy na dobre nie przenieśli się do świata CD, bo jako miłośnicy dawnych nagrań wiedzieli, że przeniesienie muzyki do cyfrowego świata przynosi jej zubożenie. Brakowało przestrzeni w dźwięku, okładki wydawały się jakieś małe i niewygodne, a brak rytuałów związanych z obsługą analogowych płyt i gramofonu zabierał sporo radości.

Takim przełomowym – dla analogu – momentem było wydanie na płycie winylowej, w 2009 r. koncertu Katie Melua w O2

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Turystyka dźwiękowa #1
Przemyślenia

Turystyka dźwiękowa #1

Łukasz Komła

David Rothenberg to amerykański klarnecista, kompozytor, profesor filozofii, absolwent Harvardu, a także wykładowca w New Jersey Institute of Technology. Autor wielu interesujących książek, np. Why Birds Sing (2005) i Thousand Mile Song (2008) oraz filmów dokumentalnych, w których opisuje i bada muzykę przez pryzmat świata zwierząt.

W 2014 r. ukazał się niesamowity album Cicada Dream Band nagrany przez Pauline Oliveros, Davida Rothenberga i Timothy’ego Hilla, na którym znalazły się improwizowane nagrania w otoczeniu odgłosów cykad, świerszczy, humbaków, żab i ptaków. Rok później Rothenberg zainicjował w Berlinie projekt skupiający się wyłącznie na śpiewie słowików. Wraz z tureckim eksperymentatorem Korhanem Erelem odbył wycieczki po berlińskich parkach w poszukiwaniu odgłosów tych ptaków, po czym obaj nawiązywali ze słowikami interaktywne porozumienie. Efekty tych niecodziennych zabiegów pojawiły się na płycie Berlin Bülbül (Gruenrekorder, 2015). W kolejnych latach Amerykanin wydał książkę i nakręcił film związany z tym przedsięwzięciem.

Czytaj dalej