W powstającej właśnie serii After Hours Sophie Thun ponownie wykorzystuje swoje ciało jako narzędzie do badania i podważania utartych idei. Artystka fotografuje się w rozmaitych pokojach hotelowych, które zajmuje przy okazji pracy nad projektami innych twórców (głównie mężczyzn). Robiąc to, zwraca uwagę na kwestię rzadko wspominaną w dyskusjach o sztuce współczesnej: wielu znanych artystów kompletuje swoje portfolia z prac tworzonych w całości lub częściowo przez uczestników warsztatów, asystentów i specjalistów. Ci często sami są artystami, zmuszonymi do brania dodatkowych zajęć, by móc realizować własne projekty. Takie relacje cementują hierarchiczne zależności w sztuce, choćby dlatego, że to one decydują, kogo dosłownie stać na to, żeby poświęcać więcej czasu na własne działania artystyczne. Hotel reprezentuje również przestrzeń erotycznej fantazji, miejsce, w którym kochankowie spotykają się, by oddawać się namiętnościom i przeżywać romanse. Thun wskazuje tutaj na zjawisko o wyraźnej specyfice płciowej: to niemal wyłącznie kobiety (szczególnie w świecie sztuki) muszą się mierzyć z dojmująco pogardliwym i heteronormatywnym oskarżeniem o wspinanie się po szczeblach kariery „przez łóżko” – taka lokalizacja zaś tworzy scenografię dla wyobraźni. Thun podsyca tę ideę, fotografując się nago i w jednoznacznie seksualnych pozach, z pilotem do aparatu w dłoni albo naprzeciw lustra. Zawsze mamy przy tym wrażenie, że nie jest sama. Analogowe techniki montażu pozwalają jej tworzyć iluzję interakcji ze sobą, zaspokajania samej siebie. W pokoju hotelowym, opłacanym przez osobę trzecią, taki masturbacyjny akt reprezentuje odzyskiwanie kontroli nad własnym ciałem. Autoportrety Thun to jedynie środek prowadzący do celu. Samoreprezentacja artystki nie jest charakteryzującym ją portretem, w sensie przyjętym w historii sztuki, czyli unoszącym się między autoprezentacją a zaciekawioną autoobserwacją. Zamiast tego artystka za każdym razem konfrontuje się z odbiorcą, posyłając mu niewzruszone, surowe spojrzenie – tyleż dystansujące, ileż wyzywające. To komentarz do naszej bezrefleksyjnej konsumpcji fotografii, medium, którego możliwości manipulacji wciąż spowijają gęste tiule, zwłaszcza kiedy w grę wchodzi ukazywanie kobiet. Thun przeciwnie – podkreśla obecność aparatu w obrazie. Eksponuje proces fotografowania, ujawniając cały negatyw w formie odbitki kontaktowej i ukazując te miejsca, w których zdjęcia zostały przecięte. Wokół fotografii widać zarysy jej dłoni – charakterystyczne białe kształty pojawiające się, kiedy przykłada negatyw do papieru światłoczułego i kieruje na niego światło. To wyraźnie wskazuje na jej autorstwo. Dekonstrukcja medium pojawia się w młodym zbiorze prac artystki niczym wspólny wątek pozwalający jej mierzyć się z coraz to nowymi pytaniami. Tekst: Magdalena Vuković