Atomowa dziewczyna Atomowa dziewczyna
Przemyślenia

Atomowa dziewczyna

Paulina Wilk
Czyta się 3 minuty

Marina Perezagua pisząc „Yoro“ stworzyła jedną z najśmielszych i wyjątkowo ambitnych powieści ostatnich lat. Co nie znaczy, że w pełni udaną.

Zamiar był niewątpliwie imponujący: stworzyć opowieść o przekraczaniu losu, o przeistoczeniu, wielokrotnym pokonaniu śmierci. Stworzyć bohaterkę (o wielkich procesach mówi tu kobieta i to kobieta z wyboru, o czym dalej) pokonującą bariery dzielące naturę i sztuczność, racjonalność i duchowość. Pokazać ją nie w sytuacji granicznej, ale już spadającą w nicość i odradzającą się, nieskończoną. Taką superbohaterką, możliwą jedynie w literackim zmyśleniu, jest narratorka powieści, która mówi o sobie „H.“ – jest niemą i niewymawianą w języku hiszpańskim głoską. To dlatego, że przez większość życia naznaczonego cierpieniem i niedoborem tożsamości tak właśnie się czuła – jak pustka, jak otchłań. Ale też, u progu starości, zostawia świadectwo waleczności, wytrwałości i nadziei na miłość, harmonię. H. jest esencją życia i pragnienia. 

Powieść ma formę wyznania pozostawianego przez starzejącą się H. sędziemu, który niebawem zawyrokuje o jej losie. H. nie ma wątpliwości, że za zbrodnię, której się dopuściła, spotka ją najsurowsza kara. Ale co znaczy „surowa kara“ dla kobiety, która doświadczyła już najgorszego? Od pierwszych stron wiemy, że H. niczego się nie boi, nie ma nic do stracenia.

Język jest najpierw prowokujący i drażni, ale kiedy Perezagua przechodzi do jądra historii, ujawnia talent do obrazowania, splatania bytów realnych i nierzeczywistych. Życiorys H. to połączenie faktów z fantastycznością, sacerowanie między „racjonalnie wiarygodnym“, a „możliwym tylko w fikcji“. Hiszpańska autorka poszerza literacki wszechświat i także w tym aspekcie jej powieść jest wyrazem odwagi.
Samą fabułę przybliżyć trudno – zagęszczenie zdarzeń, symboliki i metafor niemal jak u Rushdi’ego, choć niestety bez jego genialnej lekkości i dowcipu. H. przeżyła atak atomowy na Hiroszimę (opisy wybuchu, towarzyszącego mu unicestwienia i cierpienia to najznakomitsza część „Yoro“). Mówi o tym zdarzeniu – wykraczającym poza wcześniej znane granice śmierci, zniszczenia, wojny – jako ofiara. Nadaje historii wymiar ziejącej rany, niemego krzyku, przegapionego triumfu swego życia nad hekatombą.

Równoległą nić stanowią poszukiwania jej własnej tożsamości – człowieczej, seksualnej. H. była hermafrodytą, zanim bomba dodatkowo poraniła jej organy i zagmatwała rozumienie „ja“. Droga do odnalezienia siebie prowadzi w niezwykłe rejony: od szwedzkich chirurgów po miłość z amerykańskim żołnierzem, któremu w czasie wojny powierzono pod opiekę tytułową „Yoro“ – dziewczynkę ocaloną z wybuchu jądrowego i traktowaną jako eksperyment medyczno-polityczny. Macierzyństwo, jeden z centralnym tematów powieści, zyskuje tu pozabiologiczny wymiar.

Fabuła zakręca i plącze się. Perezagua prowadzi w niezliczone zaułki, ku wprowadzanym na chwilę, choć symbolicznie ważnym postaciom, sięga po metafizykę, psychiatrię, ale wszystkie te „stare“ sposoby rozumienia życia odrzuca, tworzy świat pozbawiony dyscyplin.
Powieść bywa we fragmentach porywająca, przynosi zdania błyskotliwe i językową świeżość, ale jest przesadnie zawiła, a sama konstrukcja, która ma z miejsca przykuć uwagę czytelnika i utrzymać ją do ostatnich stron, jest zręcznym zabiegiem, bez którego nie sposób byłoby wspiąć się na te góry metafor i kręte ścieżki. Perezagua dużo lepsza jest, gdy pokazuje – tworzy sceny, zdarzenia – niż kiedy opowiada.
„Yoro“ rozwija się w zadzwiający sposób, autorka uchwyciła temat transgresji w treści i warstwie literackiej. Jednak po nagromadzeniu skrajnych emocji i niesamowitości następuje finał: pozbawiony siły, nieuchronnie rozczarowujący.

To świetna lektura dla lubiących eksperymenty i barokowość, ale potencjalna udręka dla entuzjastów kunsztownego minimalizmu.

Czytaj również:

Atlas zmyśleń i pomyłek Atlas zmyśleń i pomyłek
Przemyślenia

Atlas zmyśleń i pomyłek

Paulina Wilk

Epoka wielkich odkryć geograficznych obfitowała w nową wiedzę o kształcie mórz i lądów, ale miała też swe lustrzane odbicie w postaci długiej listy błędów i bzdur nanoszonych przez kartografów i podróżników na mapy. W tym samym czasie, gdy ciekawość odległych wysp i szlaków sięgała zenitu, ludzkość dała także popis wyobraźni, brawurowych oszustw i pospolitych wpadek. Ich fascynujący i niepozbawiony dowcipu zbiór ukazuje się właśnie w postaci „Atlasu lądów niebyłych“, w którym Edward Brooke-Hitching, syn antykwariusz i mapofil, zebrał najważniejsze mity i niby-odkrycia, a także powstające wraz z nimi mapy.

Rysunki i kartograficzne „dokumenty“ tworzą intrygujące ilustracje do opowieści i legend, które – jak dowodzi autor – rodziły się z przemożnych ambicji, pragnień odbierających zdrowy rozsądek, czasem z tchórzostwa, dla pieniędzy albo z powodu zwykłej niewiedzy czy braku doświadczenia w nawigacji. Podróż przez ten atlas jest porywającą wyprawą po świecie alternatywnym i pokazuje, jak wielkie nadzieje wiązaliśmy z planetą. Z czytania płynie też wniosek smutniejszy: od początku wypraw Ziemia była obiektem, który ludzie chcieli wziąć w posiadanie, przetrzebić, dotrzeć do jej krańców i głębi, by wydostać cenne kruszce, przyprawy, klejnoty. Za marzycielami podążał cień chciwości.

Czytaj dalej