Babcia, lat 6 Babcia, lat 6
i
Bez tytułu (Czarnowłosa kobieta z dwójką dzieci), Charles Demuth/Smithsonian Institution (domena publiczna)
Doznania

Babcia, lat 6

David A. Sinclair
Czyta się 3 minuty

Czas ucieka.

Moja babcia była pierwszą osobą, która powiedziała mi, że nie musi tak być. A raczej nie tyle mi powiedziała, ile pokazała.

Dorastała na Węgrzech. Spędzała wakacje na kąpielach w chłodnych wodach Balatonu i chodzeniu po górach na jego północnym brzegu, w ośrodku wypoczynkowym odwiedzanym przez cyganerię: aktorów, malarzy i poetów. W miesiącach zimowych pomagała prowadzić hotel na wzgórzach Budy, zanim naziści przejęli go i zaadaptowali na główne dowództwo Schutzstaffel, czyli SS.

Dekadę po wybuchu wojny, na początku radzieckiej okupacji, komuniści zaczęli zamykać granice. Gdy jej matka próbowała nielegalnie przedostać się do Austrii, została złapana, aresztowana i skazana na dwa lata więzienia. Wkrótce potem zmarła. Podczas powstania węgierskiego w 1956 r. moja babcia pisała i kolportowała na ulicach Budapesztu antykomunistyczne ulotki. Gdy powstanie zostało brutalnie stłumione, a Sowieci aresztowali dziesiątki tysięcy dysydentów, uciekła do Australii ze swoim synem, a moim ojcem, doszła bowiem do wniosku, że nie można znaleźć się dalej od Europy.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Nigdy więcej do niej nie wróciła, ale ducha cyganerii zabrała ze sobą. Podobno była pierwszą kobietą w Australii, która włożyła bikini i została przez to przepędzona z plaży Bondi. Wiele lat spędziła całkiem sama na Nowej Gwinei, która nawet dzisiaj jest jednym z najmniej przyjaznych do życia miejsc na ziemi.

Choć wywodziła się z aszkenazyjczyków, a została wychowana w obrządku luterańskim, miała bardzo świeckie poglądy. Naszym odpowiednikiem Modlitwy Pańskiej był wiersz angielskiego pisarza Alana Aleksandra Milne’a Koniec, którego ostatnia strofa brzmi:

Teraz mam sześć lat,
rozum dosyć świetny.
Więc myślę, że już zawsze
będę sześcioletni.

Wielokrotnie czytała go mnie i mojemu bratu. Sześć lat, mawiała, to najlepszy wiek, i robiła, co w jej mocy, by przeżyć całe życie z zachwytem sześcioletniego dziecka.

Już gdy byliśmy mali, nie chciała, że­byś­my zwracali się do niej „babciu”. Nie ­lubiła też węgierskiego określenia babci,­ ­nagymama, ani pieszczotliwych zdrobnień typu babunia, babula czy babinka.

Dla nas, chłopców, i dla wszystkich innych była po prostu Verą.

Vera nauczyła mnie prowadzić samochód – gwałtownie skręcać i odbijać się od krawężników – gdy „tańczyła” w rytm muzyki płynącej z samochodowego radia. Powtarzała mi, że mam się cieszyć swoją młodością, rozkoszować się uczuciem bycia młodym. Dorośli, mawiała, zawsze wszystko psują. Nie dorastaj, radziła. Nigdy nie dorastaj.

W siódmej i ósmej dekadzie życia nadal była młoda duchem – piła wino z przyjaciółmi i rodziną, lubiła dobrze zjeść, opowiadała kapitalne historie, pomagała biednym, chorym i tym, którym się nie poszczęściło; udawała, że dyryguje orkiestrą symfoniczną, śmiała się do późnej nocy. Według powszechnie obowiązujących standardów to dowód, że dobrze przeżyła życie.

Ale czas uciekał.

W wieku osiemdziesięciu kilku lat Vera była już cieniem dawnej siebie, a ostatnią dekadę jej życia oglądało się z ciężkim sercem. Była słaba i chora. Miała w sobie dość mądrości, by nalegać, że powinienem poślubić swoją narzeczoną Sandrę, ale muzyka nie sprawiała jej już żadnej radości, praktycznie nie wstawała z fotela; żywiołowość, która ją definiowała, zniknęła.

Pod koniec opuściła ją też nadzieja.

– Tak to po prostu jest – powiedziała mi.

 

Fragment książki dr. Davida A. Sinclaira i Matthew LaPlante’a Jak żyć długo. Dlaczego się starzejemy i czy naprawdę musimy, wyd. Znak, Kraków 2021.

Czytaj również:

Ciąg dalszy nastąpi Ciąg dalszy nastąpi
i
Elizabeth Kolbert, zdjęcie: John Kleiner
Opowieści

Ciąg dalszy nastąpi

Rozmowa z Elizabeth Kolbert, reporterką klimatyczną
Paulina Wilk

Jaka będzie przyszłość? Być może za sprawą geoinżynierii niebo stanie się białe, a manipulacja genetyczna pomoże odrodzić Wielką Rafę Koralową. Takie scenariusze są realne, jednak wciąż pewne jest tylko jedno: że planeta jutra będzie sprzężeniem natury i sztuczności. Na tę nową formę życia nie mamy jeszcze nazwy – szuka jej Elizabeth Kolbert, reporterka klimatyczna, w rozmowie z Pauliną Wilk.

Jeżeli dziennikarstwo klimatyczne może mieć najjaśniejszą gwiazdę, jest nią właśnie ona. Od 20 lat Elizabeth Kolbert jeździ w teren, przygląda się naszej planecie i wyznacza standardy pisania o niej. Z bliska i z precyzją opisuje mechanizmy, które współcześnie decydują o życiu i śmierci na Ziemi. Nie lubi mówić, co sama myśli. Woli przywoływać słowa naukowców, których postrzega jako bohaterów naszych czasów. W pierwszej książce, Field Notes from a Catastrophe (2006), opisała podróże na Islandię, Alaskę, Grenlandię – miejsca, w których wyraźnie widać, jak zmiany klimatyczne wpływają na świat i jak biznes wydobywczy kształtuje politykę. Z kolei w Szóstym wymieraniu. Historii nienaturalnej (W.A.B., 2016) udała się w Andy, do lasów Panamy oraz na Wielką Rafę Koralową i opisała ustalenia badaczy wskazujące, że ludzka aktywność wywołała kolejne w dziejach planety wielkie wymieranie gatunków. Jej najnowsza książka, która właśnie ukazuje się w Polsce, to także wyprawa – ale tym razem w czasie. Pod białym niebem. Natura przyszłości (wyd. Filtry, 2022) prezentuje strategie, które podejmują naukowcy od Nevady po Islandię, aby zachować bioróżnorodność i powstrzymać dalsze ocieplanie Ziemi. Przyszłość, jaką widzą badacze, może przyjąć różne kształty – żaden jednak nie będzie powrotem do stanu natury.

Czytaj dalej