Gdy czeska malarka Barbora Kysilkova otwierała wystawę swych prac w galerii w Oslo, wierzyła, że jej życie ulegnie zmianie. I uległo, choć nie tak, jak sobie wyobrażała. Gdy dwa obrazy zostały skradzione, nie wiedziała, co o tym sądzić. Tak się złożyło, że dostała od losu możliwość zapytania schwytanego tymczasem rabusia – mocno wytatuowanego narkomana Karla-Bertila Nordlanda – dlaczego to zrobił. Odpowiedź brzmiała: „Bo były piękne”. Kysilkova zawsze inspirowała się w swojej sztuce mrokami ludzkiej natury, postanowiła zatem złodzieja namalować. Pracując nad jego portretem, poznała tragiczną historię utalentowanego i wrażliwego chłopaka, który potknął się o jeden raz za dużo, i wpuściła go do swego życia. Rezultat: przyjaźń dwójki życiowych rozbitków, którzy odnaleźli w sobie bratnie dusze, a także fascynujący i wielowymiarowy dokument Malarka i złodziej w reżyserii Benjamina Ree. Darek Kuźma skorzystał z okazji i porozmawiał z Barborą Kysilkovą o jej udziale w filmie oraz różnych aspektach jej sztuki.
Dariusz Kuźma: Zacznijmy od końca. Jak czujesz się z faktem, że widzowie na całym świecie oglądają film, w którym obnażyłaś się emocjonalnie? Z tym, że zupełnie obcy ludzie oceniają Cię na podstawie wybranych przez kogoś wyrywków z kilku lat twojego życia?
Barbora Kysilkova (Barbar): Szczerze mówiąc, wciąż nie wiem, jak się z tym czuję. Nigdy wcześniej nie budziłam w nikim takiego zainteresowania. Rozumiałam natomiast, że zgadzając