Bóg dla 
każdego Bóg dla 
każdego
Przemyślenia

Bóg dla 
każdego

Paulina Wilk
Czyta się 7 minut

Donald Trump nie cierpi Rezy Aslana, badacza religii i pisarza, wyznawcy islamu, który kilka lat temu miał czelność napisać bestsellerową biografię Jezusa. Dziennikarka konserwatywnej telewizji Fox News „grillowała” go wówczas, dopytując, jakim prawem on, muzułmanin, pisze o chrześcijańskim Bogu. Odpowiedzią była fala publikacji w mediach liberalnych, karcących Fox za dyskryminację szanowanego, choć też kontrowersyjnego naukowca.

Aslan w swoich negatywnych uczuciach nie pozostaje prezydentowi i prawicowym radykałom dłużny. Urodzony w Iranie, a mieszkający w Los Angeles z żoną i trzema synami wykładowca i autor jest zaprzeczeniem ksenofobicznej wizji Wielkiej Ameryki promowanej przez 45. przywódcę USA oraz deklarowanego przez większość ewangelikalnych chrześcijan przekonania, że bycie Amerykaninem musi oznaczać wyznawanie ich religii. Reza Aslan żarliwie krytykował zakaz wjazdu do USA dla imigrantów z państw muzułmańskich. Na wieść o nim publicznie nazwał Trumpa „gnojem” oraz „hańbą dla rodzaju ludzkiego”. Kilkanaście dni później stacja CNN zerwała z nim kontrakt.

Aslan był producentem i bohaterem cyklu programów Believer (wyznawca, wierzący), w którym podróżował do różnych sekt, m.in. w Indiach, Haiti czy Meksyku. Na ekranie on – muzułmanin z doktoratem z socjologii, który od 20 lat zajmuje się badaniem różnych religii, który jako nastolatek przeszedł na chrześcijaństwo, później powrócił do islamu, a teraz skłania się ku panteizmowi – uczestniczył w rytuałach i doświadczał na sobie różnych praktyk religijnych. Starał się pokazać, że wierzenia budowane są wokół tych samych, wspólnych ludziom potrzeb.

Podobne działanie – pomostowe i łączące – ma mieć w zamyśle Aslana jego nowa książka God: A Human History, w której śledzi fenomen religii i wiary w dziejach. Jest przekonany, że populistyczna polityka wzmagająca strach przed innymi wymaga przeciwdziałania – poszukiwania dialogu. Dlatego napisał krótką biografię Boga. Boga jako postaci, która w różnych epokach i okolicznościach obdarzana była przez ludzi zmiennymi cechami i mocami. Reza Aslan podważa twierdzenie, że Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo. Błyskotliwie wykazuje, że jest na odwrót – to my powołujemy do istnienia Boga, który odzwierciedla nasze lęki i pragnienia.

Aby to popisowo udowodnić, Aslan utrzymuje książkę w formie lekkiego, wciągającego kompendium. Zabiera w przeszłość, do paleolitycznych jaskiń Trois Frères we Francji. Tam, gdzie w skale na poły wymalowany, na poły wyryty został Czarownik. Badacze długo uważali, że jest to wizerunek szamana. Aslan proponuje nową interpretację – dostrzega w nim pierwszy znany wizerunek Boga i wnioskuje, że potrzeba wiary istniała zawsze. 

Tę inspirującą myśl, na którą nie podaje jednak przekonujących dowodów, autor formułuje jako twierdzenie. Robi tak w książce wielokrotnie. W tym kłopot – jego oryginalne i warte rozważań pomysły wybrzmiewają jako prawomocne tezy. Aslan pisze w sposób porywający, dlatego lektura God: A Human History wymaga ostrożności. Autor prezentuje w niej wiedzę o dominujących koncepcjach narodzin i rozwoju religii. Odrzuca argument o tym, że religia pojawiła się w procesie ewolucji jako cecha adaptacyjna, która pomagała ludziom pierwotnym radzić sobie z nieprzewidzianymi zjawiskami przyrody. Dyskutuje też z tezą, że pełniła funkcje społeczne i pomagała jednoczyć wspólnotę. Wskazuje, że rytuały i ceremonie były obciążające, wymagały wysiłku, hamowały wędrówki, a więc mogły utrudniać przetrwanie. Aslan przekonuje, że integracja przez pokrewieństwo i polowanie była silniejsza. Odrzuca też twierdzenia o pozytywnym wpływie religii na moralność ludzi i cytuje badania wskazujące, że wiara i obrządki nie powstrzymują nas przed okrucieństwem. 

Pokazuje wreszcie – powołując się na ustalenia kognitywistów – że religia mogła pojawić się jako efekt uboczny, fenomen neurologiczny związany z teorią umysłu. Mówi ona, że postrzegamy świat i innych tak jak samych siebie. Do narodzin religii mogło więc, zdaniem Aslana, dojść przypadkiem, gdy pierwotni Adam i Ewa przypisali duchowość drzewu czy wzgórzu, przemienili je w totem, obudowali mitologią, a wreszcie stworzyli pierwsze bóstwo przypominające… ich samych.

Ciekawą myśl Aslan wprowadza także na przykładzie Göbekli Tepe – „Świątyni Edenu” w Turcji, która powstała prawdopodobnie 14 tys. lat temu. Dowodzi, że ludzie przeszli na osiadły tryb życia wcześniej, niż odkryli rolnictwo. I że to pierwsze świątynie oraz realizowane w nich potrzeby duchowe stały się powodem, dla którego przestaliśmy się przemieszczać i polować. Nie odwrotnie. Gdy zaczęliśmy nadawać boskim, pozaziemskim istotom nasz ludzki wizerunek, sami zapragnęliśmy stać się ziemskimi bogami – zapanować nad rzeczywistością.

Znakomite, choć zbyt jednoznacznie zarysowane, są tropy polityczno-religijne, w których autor wykazuje związki między dawnymi wizerunkami bogów i tworzonymi przez ludzi systemami władzy. Religie współpracujących miast-państw Mezopotamii były na przykład demokratyczne. To zmieniało się wraz z koncentracją władzy – monoteizm jako pierwszy próbował wdrażać z zastosowaniem represji Amenhotep w Egipcie. Później postać jedynego Mądrego Boga wprowadził Zaratustra. Wreszcie konsolidacja polityczna Izraelitów w królestwo zrodziła Jahwe, surowego i jedynego Boga, który – jak wykazuje Aslan – był mutacją dwóch wcześniej współistniejących bogów. Okazuje się, że koncept ekskluzywnego Najwyższego ma ledwie 3 tys. lat. 

Świetny jest opis wejścia islamu na arenę religijno-polityczną. Gdy w roku 614 starły się w Jerozolimie wojska chrześcijańskie i zaratustriańskie, nieznany prorok Mahomet wysłał do władców dwóch gońców z listem, żądając, by wyrzekli się swojej wiary i wyznawali Allaha. Pierwszy kazał gońca zabić, drugi tylko się roześmiał. Jednak wkrótce islam zajął ogromne obszary i rozwinął koncept wyłączności Allaha. 

I tu Aslan zaczyna się spieszyć. Pobieżnie przedstawia myśl suficką i nie kryje zachwytu nad koncepcją mistycznej relacji z Bogiem, która nie wymaga pośredników. Sufizm przyjmuje jedność istnienia – jeśli Bóg jest jeden, jest także wszystkim i manifestuje się w całym stworzeniu. A więc – puentuje nagle i bezapelacyjnie Reza Aslan – każdy z nas jest Bogiem. Autor proponuje panteizm (pogląd, że Bóg przenika cały świat i stanowi sumę egzystencji) jako remedium na świat spękany, zelektryzowany konfliktami i lękiem. Tak zamyka wywód, który zaczął od opisu pierwszych animistycznych wierzeń w duszę obecną w każdym drzewie czy głazie. 

Rozważania Aslana wydają się urwane przedwcześnie i z przesadną pewnością. Książka napisana jest z pasją i brawurą. Autor łączy podejście antropologa i historyka – w obu tych dziedzinach nie ma jednak tytułów ani doświadczeń naukowych. Nadał opowieści rozmach i tempo XXI w., ale tekst ma typowe dla naszych czasów słabości. Brak tu chwili na zwątpienie, nie ma „oddechu” między twierdzeniami serwowanymi niczym hasła reklamowe. Autor z impetem godnym neofity lansuje teorię, że dzielące nas religie to zaledwie różne studnie prowadzące do tego samego źródła wiary. Lubi powtarzać, że w każdej studni woda jest równie słodka.

Jednak historia religii to także dzieje dosłownych, radykalnych odczytań. Aslan chce, byśmy widzieli je jako metafory, symboliczne języki, którymi próbujemy opisać niewypowiedziane. To szlachetna propozycja, lecz autor składa ją w czasie dotkliwie przyziemnym, gdy duchy porozumienia zdają się przegrywać z prozą i nadmiarem rzeczywistości. Tym trudniej przyjąć lekki, nieznoszący sprzeciwu ton, w jakim utrzymana jest ta ludzko-boska opowieść.

Czytaj również:

Szkielet historii i ciało teraźniejszości Szkielet historii i ciało teraźniejszości
i
Mieczysław Wasilewski, rysunek z archiwum
Przemyślenia

Szkielet historii i ciało teraźniejszości

Paulina Małochleb

Teraźniejszość może być przybliżana i tłumaczona poprzez opowieści o przeszłości. Jednak tego typu narracje niosą ryzyko, że zostaną niezrozumiane i zinterpretowane tylko jako dawne dzieje. 

„A zatem nie ma już »teraz«, ponieważ przeszłość pochłonęła teraźniejszość, zamieniła ją w ciąg obsesyjnych powtórzeń, a to, co wydawało się nowe – co wydaje się dziać teraz – jest jedynie odgrywaniem jakiegoś ponadczasowego schematu” ‒ pisał w zbiorze esejów Dziwaczne i osobliwe Mark Fisher, filozof i teoretyk kultury. W elegijnym tekście opublikowanym tydzień po jego śmierci w 2017 r. na stronie „Guardiana” Simon Reynolds stwierdził, że dla młodszych pokoleń najważniejsza była teza Fishera dotycząca prywatyzacji cierpienia psychicznego – dokonanej przez praktyki kapitalistyczne i polegającej na przekonaniu, że to jednostka ponosi pełną odpowiedzialność za stany psychoemocjonalne. W ten sposób problem dotykający milionów staje się ich własną sprawą, na którą system nie ma wpływu i za którą nie odpowiada. Dla polskich czytelników blog Fishera – o nazwie K-punk – prowadzony na początku lat dwutysięcznych nie był z pewnością tak ważnym punktem odniesienia jak dla brytyjskich odbiorców, ale jego tezy krążą i w systemie coraz bardziej drapieżnego kapitalizmu, strojącego się w szatki work-life balance, brzmią coraz mocniej.

Czytaj dalej