
Dochodzenie do dojrzałości wiedzie od lęku przez wiedzę (o sobie) po akceptację – i spokój. Fragment eseju Relacje międzyludzkie ze zbioru Małe cnoty Natalii Ginzburg (Filtry 2025).
Rodzą nam się dzieci i rośnie w nas lek przed biedą. A właściwie rośnie w nas wiele niekończących się lęków przed możliwym zagrożeniem albo cierpieniem, które mogłoby uderzyć w śmiertelną powłokę naszych dzieci.
Naszej własnej powłoki – naszego ciała – w przeszłości nigdy nie uważaliśmy za kruche czy śmiertelne. W każdej chwili byliśmy gotowi rzucić się w wir najbardziej niespodziewanych przygód, wyruszyć w najodleglejsze podróże, wejść miedzy kanibali i trędowatych. Obojętna nam była perspektywa wojny, epidemii czy katastrof kosmicznych. Nie wiedzieliśmy nawet, że w naszym ciele jest tyle strachu, tyle kruchości.
Nigdy nie sądziliśmy, że do życia tak mocno mogą nas przywiązać lęk i rozdzierająca czułość. Jakże zdecydowany i swobodny był nasz krok, kiedy bez końca chodziliśmy sami po mieście. Z wielkim politowaniem patrzyliśmy wtedy na rodziny, na ojców i matki, w niedziele niespiesznie popychających alejkami dziecięce wózki. Wydawali nam się nudni i smutni. Teraz