„W świecie architektury porażki stanowią tabu, podobnie jest w ogóle we współczesnym społeczeństwie. Przenika je skrajnie okrutny etos sukcesu” – mówi w rozmowie z Zygmuntem Borawskim Reinier de Graaf, holenderski architekt.
Zygmunt Borawski: Pańska książka Four Walls and a Roof [Cztery ściany i dach], która opowiada o codziennych trudnościach, z jakimi muszą zmagać się architekci, jest zadziorna, ironiczna, zabawna. Ale zarazem wyjątkowo pesymistyczna. Dlaczego ją Pan napisał?
Reinier de Graaf: Uznałem, że jest potrzebna. Tak w ogóle nie uważam się za pesymistę. Ludzie często mnie o to pytają. Lubię moją pracę, uwielbiam architekturę. Nie żałuję, że wybrałem ją jako swój zawód. Ale to tylko zawód, o czym architekci chyba zapominają. Na temat architektury powstało mnóstwo książek, nie znam jednak żadnej, która byłaby podobna do mojej. Większość opowiada o budynkach. Budynek traktuje się jak wielkie osiągnięcie. Znajdziemy w tych książkach mnóstwo dumy i przechwałek. Stanowią wyraz nieprawdopodobnego wręcz zadowolenia z siebie. Doszedłem do wniosku, że trzeba przekłuć balon. Napisałem więc książkę nie o dziełach architektonicznych, lecz o pracy architekta. To istotna różnica. Próbuję przybliżyć czytelnikom, jak naprawdę owa praca wygląda, z czym się trzeba liczyć, kiedy się ją wykonuje. Dokonałem zmiany paradygmatu: nie proszę, by świat patrzył na architekturę, ale wykorzystuję ją jako pryzmat do patrzenia na świat. Ogólnie rzecz biorąc, architekci sami sobie szkodzą tym ciągłym mówieniem o budynkach. Wykonują trudny zawód, muszą godzić wiele różnych interesów. Są zależni od sił,