Źródłem sukcesu baśni braci Grimm była nie tyle wierność wobec ludowego przekazu ustnego, ile jej przeciwieństwo w postaci adaptacji hołdującej mieszczańskim wyobrażeniom o dobrym smaku. Zaproponowana przez nich konwencja stała się swoistą instrukcją dla innych autorów. W świadomości zbiorowej Niemców to właśnie baśnie Grimmów uznawane są za ucieleśnienie tego gatunku.
O braciach Jakubie i Wilhelmie Grimmach przeciętny Polak wie tyle, że „dawno, dawno temu” żyli gdzieś w Niemczech, wędrowali po tamtejszych wsiach i zbierali ludowe opowieści, które opublikowali jako Baśnie braci Grimm. Mało kto wie, że baśnie te nie były ani jedynym, ani może nawet najważniejszym ich dokonaniem. W kulturze naszych zachodnich sąsiadów funkcjonują oni również jako prekursorzy nowoczesnej filologii, zasłużeni badacze języka i kultury, pomysłodawcy i autorzy wielkiego, 33-tomowego Słownika języka niemieckiego. Wysoce cenione są również osobiste przymioty braci. Polakom mogą być bliskie liczne fragmenty ich życiorysów dokumentujące przywiązanie do idei demokratycznych i reguł państwa prawa, bo Grimmowie byli ludźmi wielkiego ducha i silnego charakteru.
W roku 1837 Jakub i Wilhelm, wraz z pięcioma innymi profesorami z Getyngi, wystosowali list protestacyjny do króla Ernesta Augusta I, domagając się, by zaprzestał łamania konstytucji. Jak na owe czasy był to bezprzykładny akt nieposłuszeństwa i nic dziwnego, że sygnatariuszy protestu spotkała surowa kara. Król nie tylko usunął ich z uniwersytetu, lecz również wygnał z kraju, dając dwóm z nich (w tym Jakubowi) tylko 24 godziny na opuszczenie domów, pozostawienie dobytku, sąsiadów i przyjaciół. Profesorowie, którzy do historii przeszli jako „Siedmiu z Getyngi” (niem. Die Göttinger Sieben), do końca życia nie mogli znaleźć stałego zatrudnienia, bo który ówczesny uniwersytet i który władca rozbitych na państewka Niemiec zatrudniliby buntownika? Ich sprzeciw sumienia do dzisiaj jest jednym z symboli niemieckiej demokracji.
„Baśnie dla dzieci i dla domu”
Nie ma na polskim rynku wydawniczym polskojęzycznej monografii o życiu i dokonaniach braci Grimm, nic więc dziwnego, że kojarzą się nam oni tylko z baśniami. O nich samych też wiemy niewiele, a ta szczątkowa wiedza i tak obrosła w mity.
Grimmowie jawią się zatem jako wierni zbieracze ustnej tradycji ludowej, którzy przemierzali wsie i spisywali na żywo opowieści ludowych bajarek i bajarzy. Zresztą w tytule oryginalnego wydania baśni zawarta jest informacja, że zostały one „zebrane przez braci Grimm”, a z przedmowy dowiadujemy się, że zbiór prezentuje to, „co wśród ludu przetrwało”. W rzeczywistości Jakub i Wilhelm nie wędrowali w poszukiwaniu baśni, lecz korzystali z przekazów swoich „informatorów”. Pierwsze wydanie baśni z roku 1812 miało około 50 takich „rodziców chrzestnych”. Były to w większości kobiety wywodzące się z rodzinnego i towarzyskiego kręgu braci, na ogół młode, wykształcone mieszczanki, nierzadko hugenockiego pochodzenia. Jednak dla utrwalenia legendy o ludowych korzeniach i samodzielnie spisanych opowieściach bracia Grimm unikali podawania ich nazwisk, a bezpiecznym rozwiązaniem było załączenie informacji o geograficznym pochodzeniu opowieści: „z Hesji”, „z Bawarii”. Czysto ludowemu pochodzeniu baśni przeczy również i to, że Jakub i Wilhelm w trakcie prac nad dalszymi ich wydaniami czerpali także ze źródeł literackich: dawnych antologii, zapomnianych pism barokowych czy dzieł takich autorów, jak Giambattista Basile, Hans Sachs czy Charles Perrault.
20 grudnia 2012 r. minęło dokładnie 200 lat od premiery zbioru Kinder- und Hausmärchen. Do tej publikacji zainspirowali braci Clemens Brentano i Achim von Arnim, autorzy słynnego zbioru pieśni ludowych pt. Des Knaben Wunderhorn (Cudowny róg chłopca), którzy planowali kolejną publikację poświęconą tym razem niemieckim baśniom i podaniom. Brentano zachęcił Grimmów, by rozpoczęli zbieranie stosownych ludowych fabuł. Gdy jednak w roku 1810 wysłali mu oni około 50 zanotowanych baśni, ten jedynie potwierdził odbiór przesyłki, ale już nigdy nie wspomniał o planowanej publikacji, nie odesłał też rękopisów – prawdopodobnie zebrany materiał nie był zgodny z jego oczekiwaniami. W tej sytuacji Achim von Arnim przekonał braci, by opublikowali zebrany materiał pod własnym nazwiskiem.
I tak, krótko przed Bożym Narodzeniem w 1812 r., wydano pierwszy tom Kinder- und Hausmärchen zawierający 86 baśni, w tym niemalże wszystkie najsłynniejsze, takie jak: Żabi król, O wilku i siedmiu koźlątkach, Jaś i Małgosia, Kopciuszek, Śnieżka, Czerwony Kapturek, Śpiąca Królewna. W roku 1815 ukazał się drugi tom, a wraz z nim liczba baśni urosła do 156.
Zamysłem pierwszego wydania – mimo że było ono od początku zatytułowane Kinder- und Hausmärchen (czyli „Baśnie dla dzieci i dla domu”) i za sprawą członu Kinder sugerowało odbiorcę dziecięcego – było dokumentalne i skrupulatne zapisanie otrzymanych opowieści. Projektowanym odbiorcą zbioru miał być dorosły – i to dorosły zainteresowany nie tyle przyjemną lekturą starych fabuł, ile raczej ich aspektami filologicznymi, historycznymi i folklorystycznymi. Innymi słowy, bracia Grimm w roku 1812 kierowali swój zbiór do sobie podobnych pasjonatów i naukowców.
Lektura pierwszego wydania baśni ujawnia to w całej rozciągłości: baśnie są krótkie, zapisane stylem naśladującym język mówiony, jakby celowo niedbałym. Partie dialogowe wplecione są w tekst i czasem oddzielone jedynie przecinkami od narracji. Wszystko razem tworzy wrażenie naturalnej, potoczystej ustnej opowieści, a porównanie z późniejszymi edycjami wskazuje, że na początku bracia świadomie powstrzymali się przed wygładzaniem tekstu.
Nic dziwnego, że pierwsze wydanie nie sprzedawało się najlepiej, a z rodziny Achima von Arnima doszły braci opinie, że baśnie zupełnie nie nadają się do czytania dzieciom. Z tego powodu, począwszy od wydania drugiego (1819), Wilhelm Grimm przekształca baśnie w literaturę dziecięcą. Najbardziej radykalną zmianą w stosunku do wydania pierwszego było wycofanie ponad 30 baśni – te dla polskiego odbiorcy do dzisiaj pozostają nieznane. Wiele z nich to jednak prawdziwe perełki literackie, np. sowizdrzalska baśń Herr Fix und Fertig przekazana braciom przez emerytowanego wachmistrza Johanna Friedricha Krausego, który specjalizował się w opowieściach o wysłużonych żołnierzach i starych porzuconych zwierzętach (np. Stary Sułtan), a za każdą przekazaną bajkę wypraszał od Wilhelma zapłatę w postaci… pary używanych spodni (nosili ten sam rozmiar).
W wydaniu drugim nie pojawiły się także baśnie o wyraźnie francuskich korzeniach – jak Kot w butach czy Sinobrody. Choć były to wspaniałe opowieści, Grimmowie usunęli je ze zbioru z przyczyn politycznych. Dopiero co Francuzi okupowali Hesję, a w Kassel rządził brat Napoleona Hieronim, jakże więc bracia Grimm mieli propagować dzieła kultury francuskiego zaborcy w zbiorze, który miał zawierać ludowe fabuły niemieckie?
Okrucieństwo w służbie dziecka?
W ciągu 45 lat prac redakcyjnych (licząc od wydania pierwszego z 1812 r. do wydania siódmego z roku 1857) najwięcej modyfikacji pojawia się na płaszczyźnie treści, a patronują im dwa główne założenia: cenzura aluzji erotycznych oraz nadanie tekstowi chrześcijańskiej wymowy. Do legendy przeszło wycofanie z Roszpunki aluzji do panieńskiej ciąży tytułowej bohaterki. Wilhelm Grimm rezygnował także z zabawnych, lecz niewychowawczych opowieści, przykładowo z baśni Pies i wróbel usunął prześmiewczy prolog, w którym dowiadujemy się, że właściciel psa uwiązał go na sznurku „po tym, jak pies pewnego razu wrócił z wesela pijany w sztok”. A gdy jednak z pomocą wróbla pies uwolnił się z uwięzi i poszedł na chrzciny, to „znowu przebrał miarę w winie; i gdy wstawali od stołu, głowa tak mu ciążyła, że ledwo trzymał się na nogach, a jednak przeszedł jeszcze kawałek drogi do domu zataczając się, aż w końcu upadł i zaległ na środku gościńca”. Takich treści, począwszy od wydania drugiego, już nie uświadczymy.
Warto też zweryfikować pogląd o „okrucieństwie” pierwotnego zbioru jakoby ocenzurowanego w późniejszych wydaniach. Co ciekawe, wiele z baśni pierwszego wydania nie ma zakończeń, w których antagonistów spotyka przykładna kara. Często pojawia się ona dopiero w kolejnych wydaniach – właśnie z powodów dydaktycznych, dla podkreślenia wagi przestępstwa i konieczności wymierzenia należnej kary. Przykładowo, złe siostry Kopciuszka zostają ukarane za swoją emocjonalną ślepotę – ślepotą fizyczną dopiero w późniejszych wydaniach (gdy Kopciuszek zmierza do ołtarza, gołębie wydziobują im oczy), a Rumpelsztyk w wydaniu z roku 1812 jeszcze nie rozrywa się własnoręcznie na pół z bezsilnej wściekłości.
Z drugiej strony, w pierwszym wydaniu obecne były fabuły, które potem, pod wpływem krytyki, zostały wycofane jako nieodpowiednie dla dzieci. Wśród nich lapidarna opowieść Jak dzieci bawiły się w świniobicie, czyli o tym, jak podczas zabawy zabito dziecko odgrywające rolę zwierzęcia. Tekst ten może dzisiaj przerażać, chociaż sami autorzy byli do niego bardzo przywiązani i uważali, że ma on duży walor dydaktyczny, gdyż ostrzega przed niebezpiecznymi pomysłami dziecięcych zabaw. Podobną funkcję pełniły też inne słynne baśnie. Czerwony Kapturek to przecież oczywiste ostrzeżenie, by nie rozmawiać z obcymi, a bajka O wilku i siedmiu koźlątkach zawiera jasną przestrogę, by nie wpuszczać obcych do domu. Coś, co dzisiaj może się nam wydać przerażające, pełniło, jak widać, bardzo ważną funkcję w wychowaniu dzieci i zapewniało im bezpieczeństwo.
Warto podkreślić, że właśnie redakcyjne zmiany podjęte w kolejnych wydaniach wydatnie przyczyniły się do wielkiego sukcesu zbioru. Opowieści ludowe w autentycznym kształcie były bowiem dla kultury literackiej XIX i XX w. całkowicie „niestrawne”. Stąd właściwym źródłem sukcesu była nie tyle wierność wobec ludowego przekazu ustnego, ile właśnie jej przeciwieństwo w postaci adaptacji hołdującej mieszczańskim wyobrażeniom o dobrym smaku. Wilhelm Grimm zasłużył sobie zatem na miano tego, „co wynalazku baśni dokonał”, jak we wstępie do polskiego wydania Baśni dla dzieci i dla domu (Media Rodzina, 2010) napisał wybitny polski germanista Hubert Orłowski, a zaproponowana przez braci konwencja stała się swoistą instrukcją dla innych autorów. W świadomości zbiorowej Niemców to właśnie baśnie Grimmów uznawane są za ucieleśnienie gatunku baśni. Przekonanie to znajduje swe ukoronowanie w ukonstytuowaniu się terminu Gattung Grimm – gatunku Grimmowskiego.
Pierwsze wydanie Baśni dla dzieci i dla domu po polsku
Baśnie braci Grimm przełożono dotychczas na około 70 języków. W polszczyźnie znany jest nam wyłącznie zbiór siódmy i ostatni. To właśnie wydanie z 1857 r., najbardziej zmienione wobec wydania pierwszego, jest podstawą wszystkich istniejących polskich tłumaczeń – od pierwszego ich przekładu autorstwa Zofii Antoniny Kowerskiej (1896), przez opublikowany w 1982 r. zbiór w tłumaczeniu Marcelego Tarnowskiego i Emilii Bielickiej, po pochodzący z 2010 r. przekład piszącej te słowa.
Mamy zatem trzy kompletne przekłady pełnego zbioru baśni Grimmów z roku 1857, dokonane z oryginału (pomijam liczne przekłady pojedynczych baśni, niezliczone adaptacje i tłumaczenia wykonane przez trzeci język, np. rosyjski czy angielski). Do dzisiaj nie znamy jednak zupełnie wydania pierwszego z lat 1812–1815, chociaż zasługuje ono na szczególną uwagę – zarówno badaczy, jak i czytelników.
W innych językach jest podobnie. Dopiero w 2014 r. ukazał się pierwszy anglojęzyczny przekład pierwszego wydania baśni autorstwa znanego amerykańskiego badacza dzieła Grimmów profesora Jacka Zipesa. Był on podstawą wydania Baśni braci Grimm. Oryginalnych wydawnictwa WasPos, publikacji reklamowanej jako przekład z niemieckiego oryginału, a wycofanej z rynku w listopadzie ubiegłego roku w wyniku moich publikacji (istotę problemu wyjaśniam w tekście Nadpisane w tłumaczeniu, który ukazał się w portalu „Lubimy czytać”).
Brak polskojęzycznego przekładu oryginalnego wydania nie powinien nas dziwić – zbiór ten jest w porównaniu z edycją z 1857 r. dziełem trudnym do przetłumaczenia. Wiem o tym najlepiej, gdyż od kilku lat pracuję nad jego przekładem, zmagając się z rozmaitymi dialektami czy XVI-wieczną niemczyzną. Wierzę jednak, że polskie tłumaczenie Baśni dla dzieci i dla domu w ich pierwszej wersji z lat 1812–1815 ujrzy niedługo światło dzienne.