Tam, gdzie rosły mirabelki to epopeja narodowa, w której główne role grają goście spod bloku, z piwkiem w ręku. Jan Mazur pokazuje swoich bohaterów w codziennych sytuacjach, które mimo swojej powszedniości urastają do rangi sytuacji granicznych, od których zależy etyczny i ontologiczny status świata. Komiks Mazura nie jest drwiną, choć niewątpliwie ma charakter prześmiewczy. To nie Polska w krzywym zwierciadle, ani Polska B. To Polska, którą widać zza okien peerelowskich punktowców, ale i z zamkniętych osiedli z wjazdem na kartę magnetyczną. To Polska, od której nie da się uciec ani autobusem, ani SUV-em, ta, którą lepiej omijać. To wreszcie Polska ignorowana przez elity, zarówno intelektualne jak i finansowe kraju, animowana Blok ekipa na poważnie.
Bohaterowie Mirabelek to czterej dorośli mężczyźni, którzy spotykają się na piwo na górce pod drzewem. Z początku błahe, typowe rozmowy o niczym stają się coraz gęstsze. Punkt zwrotny stanowi wypadek jednego z kumpli – po pijaku wpada pod samochód i jest sparaliżowany, ale przez to każdy z nich zmieni się na swój sposób.
Minimalizm Mazura jest przekonujący i pociągający. Komiks narysowano w stylistyce patyczaków, schematycznych ludzików z memów, ale w niezwykle estetyczny sposób. Mimo statycznej kompozycji plansz (zwykle sześć jednakowych, kwadratowych kadrów) i powielaniu poszczególnych kadrów niemalże na zasadzie kopiuj-wklej Mazurowi buduje napięcie, operując szczegółem i emocjami bohaterów. Oszczędne są też dialogi i interakcje, ale ponownie wystarcza to, żeby stworzyć przekonujące, odrębne postacie. Bohaterów pokazano jako zawieszonych pomiędzy beztroską chłopięcych wygłupów a brzmieniem dorosłości. Owa „bezwiekowość” wprowadza jednak i dysonans – takie zawieszenie w rzeczywistości skutkuje oderwaniem się od niej. Fabuła zbudowana jest na zasadzie śniegowej kuli – kolejne wydarzenia prowokują następne, rosną emocje, a „lawina dziejów” porywa bohaterów. Mazur opowiada ambiwalentne sytuacje nie tyle, żeby pokazać, że nie ma jednej prawdy, ale by zasygnalizować istnienie drabiny społecznej i łatwości, z jaką człowiek osądza drugiego, a także bezkrytyczność w stosunku do siebie. Oczywiście wina jest poza bohaterami, oni jedynie cierpią.
Tam, gdzie rosły mirabelki to próba diagnozy społecznej, która ma wytłumaczyć wydarzenia polityczno-społeczne ostatnich dwóch-trzech lat. Fabuła skupia się na bohaterach, dla których piwo z kolegami jest ucieczką do raju od rzeczywistości, z którą nie radzą sobie. Frustracja, brak pieniędzy – nie wspominając nawet o perspektywach. Trzeba to zmienić. Dla siebie, dla dzieci. Autor prowadzi swoją opowieść od niechęci wobec establishmentu do narodzin faszyzmu. Czy diagnoza Mazura jest trafna, to już zupełnie inna historia.