Chcę być bliżej życia niż kina – rozmowa z Bélą Tarrem Chcę być bliżej życia niż kina – rozmowa z Bélą Tarrem
i
"Szatańskie tango", Béla Tarr, 1994 r.
Opowieści

Chcę być bliżej życia niż kina – rozmowa z Bélą Tarrem

Mateusz Demski
Czyta się 8 minut

Béla Tarr, węgierski reżyser, jeden z największych wizjonerów współczesnego kina, którego dzieła porównywane są do filmów Miklósa Jancsó, Thea Angelopoulosa, Miechelangela Antonioniego czy Andrieja Tarkowskiego. W tym roku mija 25 lat od premiery jego „Szatańskiego tanga”, legendarnej siedmiogodzinnej ekranizacji powieści Lászla Krasznahorkaiego. Z twórcą rozmawia Mateusz Demski.

Mateusz Demski: Lubi Pan obchodzić rocznice?

Béla Tarr: Rzadko to robię. Nie lubię grzebać w przeszłości.

Niemniej od premiery Szatańskiego tanga, filmu najbardziej monumentalnego w Pana twórczości, upływa 25 lat. Słyszałem, że udzielał Pan wtedy wywiadów w tym samym hotelu w Berlinie, przy tym samym stoliku. Zastanawiam się, czy cokolwiek wokół tego filmu się dla Pana zmieniło?

Tak, trochę tak. A trochę nie. Wiele rzeczy wydarzyło się przez tych 25 lat, wiele wspomnień odłożyło się w mojej pamięci. Zmiany dotknęły świat, a wiele osób mi bliskich odeszło. Nie zmieniło się jedno. Szatańskie tango działa nadal na poziomie uniwersalnej gawędy, która oparła się wszystkim politycznym absurdom rodzącym się wokół nas. Kwestia widza rozumianego przez pryzmat

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Odczarowana szubienica Odczarowana szubienica
i
„Pejzaż z szubienicą”, Pieter Bruegel (starszy), 1568 r./Wikimedia Commons (domena publiczna)
Przemyślenia

Odczarowana szubienica

Piotr Stasiak

Ma 44 lata. Chorował od jakiegoś czasu i już wie, że umiera. Wspólnie z uczniami i przyjaciółmi zbiera, a potem pali wszystkie kontrowersyjne obrazy, polityczne karykatury, niemoralne humoreski. Zostawi żonę i dwóch synów (z marniejszym talentem). Pieter Bruegel nie chce, aby potem mieli problemy z powodu wywrotowej działalności i artystycznej dezynwoltury ojca.

Całe życie miał na pieńku z władzą i Kościołem. Ale też trafił na wyjątkowo zły okres – na lata jego dojrzałej twórczości przypada czas krwawej regencji, jaką nad Niderlandami sprawował książę Alba – Fernando Álvarez de Toledo, wysłannik ultrakatolickiego króla Hiszpanii, który miał zaprowadzić ład w trawionych gorączką reformacji prowincjach. Co zresztą czynił – ogniem i mieczem, a także pomówieniem i donosem. O nim właśnie Pieter Bruegel namalował Rzeź niewiniątek, biblijną scenę przeniesioną w scenografię XVI-wiecznej wsi flamandzkiej. Żołnierzami, którzy w jeden z mroźnych, skutych lodem poranków (chwilowe wahnięcie klimatu, tzw. mała epoka lodowcowa, osiągnęło właśnie swe apogeum) pacyfikują ludność, dowodzi postawny rycerz w czarnej zbroi. Aluzja dla współczesnych Brueglowi – aż nadto czytelna.

Czytaj dalej